On
Śmierć bliskiej osoby nigdy nie ma sensu. Pozostawia ból, smutek i pustkę w sercu. Najbardziej jednak boli, i sprawia, że zaczynasz się zastanawiać nad kuriozalnym bezsensem istnienia ludzkiego w momencie, gdy przychodzi ona zbyt szybko, gdy nie można się jej spodziewać, gdy jest spowodowana czyimś błędem a nie tym, że nadszedł na kogoś czas... Taka śmierć spotkała mojego ukochanego dziadka. Zabrała go bezlitośnie przed czasem. Zabrała go w momencie, gdy walczył o życie i wszelkie przesłanki skłaniały ku temu, że wyleczy się z infekcji. Dlatego teraz to tak boli. Dlatego ta śmierć jest tak niezrozumiała i dlatego tak bardzo powoduje żal i złość, że to teraz... Każdy kto znał mojego dziadka mógłby powiedzieć to co ja - to był wspaniały człowiek. Pełen pogody, uśmiechu, klasy. Pamiętam, że już jako małe dziecko uwielbiałam z nim spędzać czas - umiał się ze mną bawić i zawsze miał na to siłę i czas. Umiał przeobrazić zwykły stół w salonie w statek kosmiczny, a ja - wniebowzięta - autentycznie na moment przenosiłam się w inny wymiar i z powagą kontaktowałam się z współpasażerem podróży na księżyc - dziadkiem - za pomocą czapek z pomponem w charakterze kasków astronautów. Nauczył mnie grać w karty - garibaldkę, remika, makao. Nawet podczas jego ostatniego pobytu w szpitalu - obiecywałam mu, że jak tylko wróci do domu, usiądziemy i zagramy partię. Nigdy nie dawał mi wygrywać, zmuszając do logicznego myślenia, ucząc tym samym, że należy nawet podczas rozrywki, jaką jest gra w karty, postępować według zasad. Umiał też rozmawiać na wszelkie tematy. Od polityki, przez literaturę i filmy. Wiem, że mieliśmy podobne gusty -bo też lubił musicale i historię, zagadnienia społeczne. Rozmawiałam z nim także o problemach życiowych i starał mi się dawać rady jak powinnam postępować. Był osobą tolerancyjną - nawet, jeżeli nie podobały mu się pewne poglądy, zawsze o nich umiał dyskutować argumentując swoje zdanie, ale nie zmuszał słuchaczy do swojego stanowiska. Doceniałam jego podejście także w tak błahej dla młodych sprawie jak tatuaż - który wiem, że starszemu pokoleniu się może źle kojarzyć, lub mogą tego nie akceptować - a mój dziadek potrafił powiedzieć - "mnie się nie podoba, ale to twój wybór, i kolory ma ładne". Zawsze też - jako dusza towarzystwa - cechował się świetnym poczuciem humoru - anegdoty, żarty w dobrym stylu - tak. To był on. Pełen pogody ducha, wiary w ludzi, zrozumienia dla nich. Nawet w szpitalu - w ostatnich jego dniach, miał ochotę zadać mi pytanie co u mnie, cieszył się z decyzji o dalszej nauce odpowiadając z uśmiechem, pomimo, że bardzo, bardzo źle się czuł - że jest dumny, że kocha, że bardzo chciał żebym podjęła to postanowienie, ale czekał aż sama mu to powiem, bo nie chciał wpływać na moje zdanie. Człowiek wielkiego serca. Nie zastąpiony. Dlatego teraz jest taki ból i taka pustka. Bo nikt nie jest w stanie być nim i nie będzie.