Zmarły 10 lutego po ciężkiej chorobie Ignacy Pawłowski przeżył 81 lat zostawiając pogrążoną w bólu żonę, córki, siostrę, wnuki i całą rzeszę przyjaciół.
Jako mały chłopiec przeżywał w rodzinnym domu na Marymoncie, a potem w narodowej tułaczce traumę Wojny i Powstania Warszawskiego. Wszyscy pamiętają jego barwne, ale i szczególnie pouczające opowieści o tamtych czasach.
Dla przyjaciół - Michał, z zawodu geodeta przemierzał w trudnych komunistycznych czasach całą Polskę wytyczając jej przyszłość. Szczególnie ukochał nasze mazurskie jeziora i lasy, gdzie spędził z rodziną i przyjaciółmi wiele niezapomnianych dla wszystkich chwil. Żeglował, łowił ryby, zabawiał swoimi dowcipnymi anegdotkami grono swoich licznych i oddanych przyjaciół, którzy przyszli tu dziś go pożegnać ... Wszyscy, którzy go znali jeszcze dziś słyszą hiszpańskie rytmy gitary Michała i wspólne śpiewanie z przyjaciółmi na głosy niezapomnianego "ku-ku-ruku-ku".
Ignacy był dobrym i żarliwym katolikiem. Zawsze był blisko Kościoła w sensie duchowym i dosłownym - ze swoją siostrą artystką malarką i witrażystką spędził wiele dni w kościołach i kościółkach rozsianych po całym kraju pomagając przywracać ich dawny blask. To ciągłe obcowanie z Kościołem dodawało mu sił i wiary w codziennym życiu.
W domu rodzinnym, o który walczył wiele lat z cieniami PRL-u, w swoim ukochanym ogrodzie hodował kwiaty, piękne zdrowe pomidory i poziomki, którymi raczył swoją rodzinę i zarażał wszystkich wokół pasją kochania przyrody.
Wszyscy będą pamiętali Ignacego Pawłowskiego jako uczciwego i wrażliwego człowieka, dobrego i oddanego męża, ojca, brata, dziadka, wujka i wiernego przyjaciela.
Spoczywaj w pokoju!
|