Tak trudno jest uwierzyć, a raczej przyjąć do wiadomości, że ktoś kogo się kochało odszedł i nie wróci.
Byłeś z nami zawsze, byłeś dobrym duchem naszej rodziny. Odchodząc pozostawiłeś po sobie pustkę, której nie sposób wypełnić.
Tyle rzeczy robiliśmy razem. Chodziliśmy do cyrku, jesienią jeździliśmy na grzyby a latem na wycieczki na Węgry, do Bułgarii, do Czech, do Włoch.
Pamiętasz te wszystkie anegdoty z wycieczek? O kierowcy, którego poczęstowałeś zachodnim papierosem a on go schował do kieszeni i powiedział, że sobie wypali jak będzie w kulturalnym towarzystwie? Albo jak inny kierowca się upił a potem udawał przed tobą, że jest trzeźwy? Tak świetnie pokazywałeś jak stał na baczność i nie mógł utrzymać równowagi.
W ciągu roku szkolnego jedliśmy razem obiady w stołówce w ministerstwie. Śmialiśmy się z emerytów, którzy zawsze kłócili się przed wejściem, a gdy otwierano drzwi urządzali pełne przepychanek wyścigi, kto pierwszy dobiegnie do bufetu.
Cokolwiek robię, gdziekolwiek idę, wszystko mi się z tobą kojarzy.
- Nalewam mleka do kawy – zawsze robiłeś sobie mleko na śniadanie...
- Dzieci idą na balet – uzbierałeś dla nas całą kolekcję baletów na DVD...
- W telewizji nadają film wojenny – byłeś wtedy małym chłopcem, miałeś całe życie przed sobą...
- Jadę do Normandii – mówiłeś, że jak ci się poprawi, to w przyszłym roku tam z nami pojedziesz...
- Widzę staruszka na mieście – dlaczego ty nie możesz tak sobie spacerować...
- Wycigam zza lodówki drabinkę – jak Chiara była malutka, brałeś ją w kuchni na drabinę i udawaliście samolot...
- Foksterier siedzi w aucie – wygląda jak twoja Czika...
Zostało tyle wspomnień. Są niczym uratowane klatki z zaginionego filmu. Nie wiadomo dlaczego akurat one przetrwały.
Pamiętasz? Pamiętasz, bo niedawno ci przypominałam jak odebrałeś mnie kiedyś ze szkoły i poszliśmy zobaczyć wieloryba pod Pałacem Kultury. Była tak strasznie długa kolejka a wieloryb roztaczający woń formaliny cały popsuty, z odchodzącymi kawałkami skóry. Tak się cieszyliśmy z tej eskapady, a potem dostaliśmy w domu burę za dwugodzinne spóźnienie. A jednak było warto, bo zapamiętałam tę nasza wyprawę na całe życie.
Pamiętam jak poszliśmy do sklepu muzycznego na „Hożą ulicę” i kupiłeś mi książkę do nauki tańca. Nigdy się nie nauczyłam tańczyć ale wspomnienie pozostało.
A te żaby na działce? Coś majstrowałeś przed domem, podniosłeś schodek a pod nim mieszkała cała rodzina żab. Stałeś taki bezradny z tym schodkiem w rękach, a żaby patrzyły na ciebie z przerażeniem. Nie wiedziały, że nie byłeś zdolny do wyrządzenia im, czy komukolwiek innemu najmniejszej krzywdy. Zapytałam cię wtedy, nie wiem już dlaczego, ile masz lat a ty odpowiedziałeś, że pięćdziesiąt pięć.
Kiedyś w Bułgarii kupiłeś nam arbuza, ale nie miałeś noża. Wszedłeś do sklepu spożywczego i na migi prosiłeś, żeby dali nam go pokroić, a oni kręcili odmownie głowami. Oburzony wyszedłeś ze sklepu nie mogąc zrozumieć jak można odmówić takiej drobnostki dzieciom. Potem ktoś nam wyjaśnił, że w Bułgarii ich gest oznacza „tak”.
A czy pamiętasz historię ze świerszczem? Coś strasznie szeleściło i hałasowało w łazience przez kilka dni. W końcu mama z babcią odkryły, że to za rurą zagnieździł się świerszcz więc go złapały i wyeksmitowały za okno, a później się okazało, że ty o nim od dawna wiedziałeś, zaadoptowałeś i dokarmiałeś plasterkami jabłuszka.
Zdenerwowałeś się wtedy, a przecież ty się na nas prawie nigdy nie denerwowałeś. Na mnie to chyba nie więcej niż trzy razy – tyle pamiętam. Raz w domu wczasowym w Wiśle, jak pożyczyliśmy z Michałem ze świetlicy stare, brudne pluszowe osły – mówiliśmy na nie oseły – i powiesiliśmy je na sznurku nad drzwiami do pokoju, a sznurek przywiązaliśmy do klamki. Spadły na ciebie jak wszedłeś do pokoju... Drugi raz to było w Czechach. Kupiłam parzone sery o strasznym zapachu – olomoucké tvarůžky. Gdy je wyjęłam z opakowania zrobiłeś się cały blady i wyrzuciłeś je na zewnętrzny parapet. No i jeszcze raz, w Jastrzębiej Górze gdy jako pięciolatka wyszłam na podium podczas konkursu dla dzieci i odśpiewałam bez zrozumienia polityczną piosenkę z jakiegoś „zakazanego kabaretu”. Co to była za piosenka?
Na innych też się rzadko denerwowałeś ale zawsze było ci bardzo przykro gdy ktoś, komu kiedyś pomogłeś – a pomagałeś absolutnie wszystkim, którzy się do ciebie o pomoc zwracali, okazał się względem ciebie nielojalny, świadomie wyrządził ci przykrość lub źle mówił o tobie za twoimi plecami. Te przykrości zapamiętywałeś i dręczyły cię one aż do... do tego co się stało 23 czerwca. Nie potrafiłeś zrozumieć i zaakceptować ludzkiej podłości i małostkowości.
Powiedz Dziadziuś, kto mi teraz będzie opowiadał anegdoty o przedwojennej Pradze? Jak wtedy, gdy do mnie przyjechaliście z babcią i zamykaliśmy się co noc na kilka godzin w kuchni a ty opowiadałeś o tym jak byłeś młody, jak pracowałeś w ministerstwie i uczyłeś w szkołach. Kiedyś dyrektor poprosił cię, żebyś uczył stenografii. Bałeś się trochę, bo była to dla ciebie nowość a później tak te lekcje polubiłeś, że przekazałeś swoją pasję uczennicom i kilka z nich wygrało konkursy stenograficzne. Opowiadałeś jak jako mały chłopiec biegałeś po mleko na drugi koniec Pragi, bo Hania była słaba i lekarz kazał jej pić mleko zawsze od tej samej krowy i o księdzu z Bazyliki na Otwockiej, który organizował dla was, praskich chłopców zajęcia po szkole. Grałeś tam w piłkę, czy coś pomieszałam?
A pamiętasz opowieść o brzydkiej koleżance, którą czasem odwiedzałeś ale bałeś się zostać z nią sam w pokoju, żeby jej rodzice nie weszli do was nagle z błogosławieństwem i świętym obrazem? Albo tę śmieszną historię o dostawcach węgla, którzy mieli w dorożkach podwójne podwozie i kradli część dostawy?
O Pradze wiedziałeś wszystko. Kiedyś przeczytałam artykuł o Wicusiu Marynarzu, dwustukilowym właścicielu najbardziej szemranej knajpy „Pod ryjkiem” na ulicy Brzeskiej. Można było tam zjeść świńskie uszy, ryjki, łapki. Okazało się, że jako chłopiec zakradałeś się tam, żeby popatrzeć na Wicusia. Śmialiśmy się, że jak się lepiej poczujesz to się tam wybierzemy razem na wódkę, choć Marynarza dawno już nie ma na tym świecie a ty wódki nie piłeś. Czy tam gdzie teraz jesteś jest knajpa „Pod ryjkiem” i Wicuś Marynarz?
Lubiłam też opowieść o twoim koledze, którego rodzice pędzili bimber na mrówkach a wy siadaliście w kącie, gdzie stał gąsior i udawaliście, że się uczycie i o tym drugim, co był bardzo zdolny ale na swoje nieszczęście nauczył się grać na akordeonie. Zapraszali go na wszystkie lokalne imprezy. W końcu się rozpił, nie skończył szkoły i wcześnie zmarł.
Nie pamiętam szczegółów tych opowieści, pouciekały mi, nie zapisałam jak opowiadałeś, nie zdążyłam zapytać potem... Chciałabym, żebyś mi je wszystkie przypomniał i żebyś mi streścił filmy z Flipem i Flapem, które oglądałeś przed wojną w kinie i... i nawet, żebyś mi jeszcze raz opowiedział ten kawał o salami.
Myślałam, miałam nadzieję, że przyjdziesz, przyśnisz mi się, wyjaśnisz. Przecież czekałeś na nas. Cieszyłeś się na nas przyjazd. Jeszcze trzy tygodnie i byśmy się zobaczyli. Obiecałeś ukisić dla nas ogórków...
Nie przyszedłeś ale czy mogę mieć o to do ciebie żal? Tak wielu bliskich masz tam, po drugiej stronie. Od dłuższego czasu prawie nie wychodziłeś z domu a tam czeka cię tyle wizyt.
Przychodzi mi na myśl ostatnia scena z „Mrzonki” wg. opowiadania Antoniego Słonimskiego. Mówiłam ci o „Mrzonce”, chciałeś obejrzeć ale już nie miałeś siły skupić się na godzinę. W ostatniej scenie krawiec Rajzeman umiera i jedzie pociągiem do Konstancina, a na peronie czekają na niego wszyscy jego bliscy w strojach z różnych epok – panie w długich sukniach, eleganccy panowie, ktoś w obozowym pasiaku. Odbierają go z pociągu, ściskają, całują.
I ciebie teraz widzę w takim pociągu, a może jest to podmiejska kolejka na Pragę. Na peronie czeka na ciebie babcia Gienia, Hania i Ircia, dziadek Jurek, dziadek Apoloniusz, wujek Wiesiek, wujek Zdzisiek, dziadek Jakub, który zginął w Powstaniu, bo nie zdążyli go wyprowadzić ze zbombardowanej kamienicy. Mówiłeś, że gdy byłeś mały rysowałeś mu ołówkiem kopiowym po łysinie – pamiętasz? Czeka na ciebie też Kazio, brat wujka Wieśka, który zginął podczas bombardowania. Wspominałeś go z nostalgią przez całe życie. Mały, sprytny chłopczyk. Pewno udało mu się przecisnąć przez cały tłum, by jako pierwszy mógł cię powitać, gdy wysiądziesz z pociągu. Macie sobie tyle do powiedzenia...
Pozdrów ich wszystkich od nas. Kiedyś i my spotkamy się na peronie i zapytasz wtedy, jak zawsze pytałeś dla śmiechu: „Ile was?”.