Jolanta Zaręba-Wronkowska
"Magnum rem puta, unum hominem agere" (Seneka): za wielką rzecz uważaj to, by zawsze być sobą. Spełniał to swym życiem Leszek Ceremużyński, profesor, lekarz, człowiek. Młodzieńcze usposobienie, uśmiech i stały impuls do pracy sprawiły, że można o nim myśleć jako o radosnym chłopcu. Takim wydał mi się, gdy będąc już liczącym się kardiologiem, poświęcał swój czas na szkolenie lekarzy rejonowych. Byłam bardzo wdzięczna za tę pomoc w edukacji moich podopiecznych. Wywodził się z prawdziwej szkoły interny, która dokładnie badała chorego, a nie tylko jego "papiery".
Urodził się w Lublinie w 1932 r. w rodzinie inteligenckiej. Krótki czas radości przed 1939 r., potem wojna, pierwsze nauki w tajnym gimnazjum. Wcześnie wstąpił do harcerstwa, tego jeszcze na przedwojennych wzorach, z Bogiem, honorem i ojczyzną. Nie przyjął zmiany tej tradycji, ale harcerzem duchowo został na całe życie. Maturę zdał w Żyrardowie w 1950 r., otrzymując dyplom uprawniający do przyjęcia na studia bez egzaminu. Myślał o prawie, dyplomacji, dziennikarstwie. Wybór studiów medycznych podsunęła mu matka, upatrując w tym zawodzie niezależność. Pochłonęła go nauka i ukochany sport, piłka nożna i koszykówka. Dyplom lekarza uzyskał w 1956 r. Oczywiście nakaz pracy: jako absolwent wydziału sanitarno-higienicznego otrzymał pracę w Ministerstwie Zdrowia, został radcą w Departamencie Epidemiologii. Odkrył nudę urzędniczego nieróbstwa i pomysły, aby ten czas jakoś przetrwać. Zawsze ratowało go poczucie humoru. Dzięki niemu przetrzymał wojsko i przedziwną ordynaturę oddziału zakaźnego, prawdziwy horror przedspecjalizacyjnej odpowiedzialności. W 1960 r. wrócił do Warszawy, do IV Kliniki Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej i pod ręką prof. Zdzisława Askanasa rozpoczął drogę ku kardiologii. Poznał los lekarza rejonowego, udrękę z tłumem pacjentów na miejscu i wizyty domowe. W 1974 r. przenosi się do Szpitala Grochowskiego, zostaje kierownikiem Kliniki Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej, na tej bazie tworzy Klinikę Kardiologiczną Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. Kierował nią do 2002 r., do emerytury. Założył i przez dłuższy czas przewodniczył stowarzyszeniu powołanemu do budowy szpitala kardiologicznego dla Warszawy. Był pomysłodawcą i twórcą Klubu 30 Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, konsultantem ds. kardiologii dla m.st. Warszawy, wykładowcą Warsztatów Kardiologicznych "Wschód - Zachód", w latach 1980-91 r. był członkiem Rady Naukowej Instytutu Kardiologii, naczelnym redaktorem "Kardiologii Polskiej". Nieustannie walczył o nowoczesność i możliwości diagnostyczno terapeutyczne kliniki, założył fundację walczącą o fundusze na ten cel.
Był człowiekiem tysiąca pomysłów i wiecznego napędu do działania. Kochał chatę na Suwalszczyźnie i Paryż, Rembrandta, Vermeera i ten jeden obraz Moneta. Była w nim zawsze gotowość do zachwytu nad pięknem. Nauka, specjalizacje, habilitacja i profesura, niezliczone prace naukowe, publikacje w kraju i za granicą. Konferencje, zjazdy, wszędzie ceniony, oczekiwany. Przyjaźnie z uczonymi ze świata, radość ze spotkań z Janem Pawłem II. Wychował licznych doktorów nauk medycznych, kilku doktorów doprowadził do habilitacji. & amp; nbsp;
Potrafił być asertywny, gdy sprawa była warta obrony, opowiadał się po stronie prawdy, nie bacząc na konsekwencje. W trudnym czasie stanu wojennego uważał, że po prostu trzeba robić swoje. Mieć serce, patrzeć w serce i leczyć serce należy zawsze, niezależnie od zachwiań dziejowych.
Cenił rodzinę, oddany rodzicom, potem żonie, córce i wnukom: Stasiowi, Basi, Halince i Antosiowi. Zginął 26 listopada 2009 r.