Moja mama była od zawsze. Nawet, gdy była gdzie indziej, zawsze była obok. Miałam pewność, że gdy ją o coś poproszę, zawsze mi pomoże. Tak naprawdę, to nie musiałam nawet prosić - zawsze wiedziała, czego nam trzeba. Nie była wylewna, nawet nie umiała przytulać, ale zawsze wszyscy byliśmy w niej. Nie chwaliła się tym o dla nas robiła, nie oczekiwała wdzięczności, nie mówiła, czego od nas chce - ale zawsze wiedziała, czego my potrzebujemy. Kiedy umarł tata, powiedziała, że właśnie sobie uprzytomniła, że od kiedy pamięta, nie myślała o sobie, że teraz już będzie mogła. I zgasła. Jeszcze na koniec, kiedy nie mogła już chodzić, zastanawiała się jaki prezent kupić mi na imieniny.
Zgromadziła nas wszystkich obok siebie, nie wokół siebie. Kiedy leżała i powoli umierała, nie wołała nas. Może dlatego, że zawsze ktoś przy niej był, a może dlatego, że nauczyła się, że to ona jest wołana, a może dlatego, że nie umiała wołać dla siebie. Dave, Marty mąż powiedział, że nawet umierając pokazała nam jak żyć. Jesteśmy tu razem, kochamy się, nie kłócimy, pomagamy sobie, wiemy, że zawsze możemy na sobie polegać. To dała nam nasz "Ober Mama".
Nie rozumiem, że jej nie ma i mam nadzieję, że nigdy nie zrozumiem.
|