Odtwarzanie Kliknij, aby rozpocząć odtwarzanie Pauza Pauza
Wczytywanie
 
KuPamięci.pl

Stefan Wilamowski


* 16.08.1926

 

+ 18.07.2011

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Powązkowski

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (4)
Licznik odwiedzin strony
10835

„Wszystko na świecie ma swe przeznaczenie,

Lecz jedno pozostaje na zawsze... wspomnienie.”



To jest o wspaniałym Mężu, Ojcu, Dziadku i Wujku o cudownym
sercu, wyróżniającym się wielkim poczuciem humoru oraz ogromem miłości dla
rodziny. Był naszą podporą. Bardzo za Nim tęsknimy.



Pragniemy podzielić się Jego wspomnieniami z czasów wojny.


W czasie okupacji Stefan, jako młody chłopak (17-18 lat), pracował u introligatora
(Wasylewskiego) na Grochowie. Obsługiwał maszyny drukarskie, wykorzystując
skradzione klisze na kartki do Majlna, czyli „becukrzajny”. Odbijał oraz
dostarczał je specjalnym ekipom, które jeździły do sklepów po towar dla
Polaków.

Tak było do 22 sierpnia 1944 r., tj. ewakuacji Grochowa.

Stefan został wywieziony na roboty do Duisburga do huty Thyssena. Pracował tam do marca 1945 r. Przed nadciągającym frontem amerykańskim, wszystkich pracowników przeniesiono do huty Mannesmanna, na przedmieściach Duisburga.

W hucie Mannesmanna odebrano im wszystkie dokumenty i, w uformowanych kolumnach, popędzono w głąb kraju, aż do miejscowości Wuppertal. Tam trafili do międzynarodowego obozu przejściowego, z którego Niemcy wysyłali ich do nowych miejsc pracy na terenie Rzeszy.

W obozie esesmani bili i nie dawali więźniom żadnego pożywienia. Stefan, zdesperowany i wygłodzony, uciekł z obozu, z kilkoma Francuzami i Włochami, kryjąc się w transporcie ludzi, stojących na pobliskiej rampie. Po dwóch godzinach jazdy w nieznanym kierunku, Niemcy zatrzymali pociąg i kazali wszystkim wysiąść. Okazało się, że jeden z niemieckich żołnierzy został okradziony z chleba
i papierosów. W związku z tym, Niemcy postanowili ukarać wszystkich obecnych
w tym transporcie i rozstrzelać co piętnastego mężczyznę. Po pół godzinie, kiedy zakładnicy byli już wyznaczeni, w tym Stefan Wilamowski, okazało się, że kradzież była nieporozumieniem. Ale mimo to, w ramach ostrzeżenia, cały transport został skierowany do obozu karnego w kierunku Kassel. Transport około 12 tysięcy mężczyzn skierowano na nocleg do dwóch spichlerzy z prasowaną słomą. Wytrwali, stojący w kolejce do czwartej rano, mogli liczyć na zupę z trawy. Stefan wystał
swój przydział, po którym dostał niesamowitych perturbacji żołądkowych.

Tłoczenie w spichlerzu po 6 tysięcy osób, w tym chorych na żołądek, oraz niemożność wyjścia na zewnątrz, powodowały okropne sytuacje. Ludzie po prostu korzystali ze swoich misek nie tylko do jedzenia. Nazajutrz rano, po kawałku chleba i czarnej kawie, nadzór esesmański wydał polecenie rozebrania się z wierzchnich okryć (marzec) i bijąc więźniów pejczami po plecach, załadował ich do pociągu, który dowiózł ich do pracy przy kolejce wąskotorowej. Praca trwała od 6 do 15. Pracownicy, pozbawieni jakichkolwiek narzędzi, wykonywali obowiązki gołymi rękami. Ze względu na porę roku, pogoda była niesprzyjająca. Padające deszcze powodowały powstawanie gliny, w której pracownicy grzęźli do połowy łydek. Godzinę piętnastą ogłaszała komenda. Wszyscy musieli niezwłocznie wsiąść do pociągu, który dowoził ich do miejsca noclegu – spichlerza. Na „posiłek”, czyli zupę trawiastą, trzeba było czekać przeszło siedem godzin. Najczęściej można było liczyć na swój przydział około północy.

Stefan zapamiętał szczególnie jedną noc. Po zbyt długim oczekiwaniu na chorobotwórczą zupę, nie mógł już znaleźć miejsca w spichlerzu, więc położył się przy wejściu. Całą noc chodzono po nim i potrącano go, jednak, po tak męczącym dniu, nie miało to dla Niego większego znaczenia. Pobudka była o czwartej, gdyż transport na miejsce katorżniczej pracy trwał dwie godziny. Tak było przez pięć dni, które wydawały się być wiecznością.

Wreszcie Stefan usłyszał mowę polską i dołączył do rodaków. Któregoś dnia,
w czasie dojazdu do pracy, uciekli z pociągu, kryjąc się w zaroślach. Omdlali, głodni, brudni, zawszeni i bez dokumentów, dołączyli po paru dniach tułaczki do kolumny obcokrajowców, eskortowanych przez żandarmów niemieckich.

Po którymś z kolei nalocie aliantów, eskorta zniknęła. Gdy dotarli do najbliższej wsi
niemieckiej, chodzili od domu do domu, prosząc o kawałek chleba. Trafili
wreszcie do, istniejącego nadal i pełniącego swoje funkcje, Arbeitsamtu, skąd
dostali przydział do pracy, a więc była perspektywa otrzymania jedzenia.

Z przydziału Stefan dostał się do wieśniaka, który dał mu pracę przy krowach. Ponieważ miał robactwo, mógł jedynie spać w oborze, razem ze zwierzętami. Mimo to, był zadowolony. Po trzech dniach przejął go bauer, mający duże gospodarstwo
i potrzebujący znacznej siły najemnej do pracy. Byli tam Polacy, Rosjanie
i Francuzi. Dopiero u bogatego chłopa zajęto się nim odpowiednio: spalono
dotychczasowe ubranie, wykąpano, zdezynfekowano, nakarmiono i ubrano
w czyste rzeczy. W domu bauera nie obowiązywały wyróżnienia, każdy był traktowany tak samo. Stefan spał i jadł razem z synami bauera. Jego praca polegała na czyszczeniu koni i krów oraz odwożeniu mleka do rozlewni. Po miesiącach złego traktowania, nie mógł uwierzyć w to, że ktoś wreszcie dostrzegł
w nim człowieka. Był tam do maja 1945 r., tj. do chwili wkroczenia Amerykanów. Ogłoszono wtedy, że przez trzy dni można brać odwet na Niemcach. Po tym czasie ma być spokój. W przypadku Niemca, u którego mieszkał Stefan, nie było najmniejszego powodu do odwetu.

Amerykańska dywizja specjalna utworzyła, ze wszystkich więźniów, przejściowy obóz obcokrajowców. Amerykanie namawiali do podpisywania kontraktów na pięć lat do służby wartowniczej i okupacyjnej, które zapewniały dobrobyt oraz możliwość uzyskania obywatelstwa amerykańskiego.

Stefan nie podpisał kontraktu i pozostał w obozie.

Współtowarzysze niedoli otrzymywali różne informacje na temat sytuacji w Polsce. Na wiosnę 1946 roku dotarła do obozu (w Grebenstein, w okręgu Kassel) misja specjalna rządu polskiego z wiadomością, że Ojczyzna jest wolna i czeka na Polaków. Podreperowaniem nadwątlonych sił, a więc leczeniem i odżywieniem tych, którzy nie zgodzili się podpisać kontraktów amerykańskich, zajął się Międzynarodowy Czerwony Krzyż.

Po uciążliwej podróży (pieszo i pociągami), 10 października 1946 r. Stefan
Wilamowski powrócił do ukochanej Ojczyzny.

 

Zawsze będziemy o Nim pamiętać i Go kochać, w myśl:

„Jesteśmy śmiertelni tam, gdzie brak nam miłości; nieśmiertelni – gdzie kochamy”.

 

 
Zapal znicz   |   Wszystkie znicze
Opcje strony:
Zdjęcia
-
Ku pamięci...
Ku pamięci...
zapalił(a) dnia 2012-07-18
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
Pamiątki
Obrazki pamiątkowe
 
-
SprzataniePomnikow.pl
Kliknij aby obejrzeć ofertę
 
-
Robert Wilamowski
19.07.2011