KuPamięci.pl

Wiesława Kocot


* 08.03.1934

 

+ 03.12.2017

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Bródzieński

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (2)
Licznik odwiedzin strony
9694
Znaleziony kalendarzyk
śmierć tak bardzo bliskiej osoby jak matka jest wydarzeniem tak bolesnym, że trudno ukoić myśli. Wspomnienia najbardziej odległych i już prawie zapomnianych wydarzeń stają jak żywe przed okiem wyobraźni. Mały kalendarz-notatnik mojej Mamy z 1954 roku pozwolił mi sięgnąć do wspomnień, które nie są bezpośrednio moimi własnymi. bo urodziłam się dwa lata później, dotyczą mnie jednak we wzruszający sposób, mnie i mojego brata. Ten malutki kajecik jest kopalnią wiedzy o dwudziestoletniej wówczas Wiesi, o tym, czym się zajmowała, co czuła, jak formowała się jej przyszłość. W 1954 roku była Wiesława studentką Prawa. W kalendarzu znajdują się informacje o rozkładzie zajęć, wykładach, egzaminach. Poza zajęciami z kryminalistyki, prawa państwowego, prawa karnego, jako najważniejsza pozycja "naukowego" programu widnieje "repetytorium z ustroju ZSRR". A sama oprawa graficzna ubogacona wzniosłymi hasłami czasu stalinowskiego daje obraz tego, jak ubogi i jednoznacznie ukierunkowany kształt posiadało ówczesne życie w PRLu. Oto przykład: "W połowie okresu Planu 6-letniego zlikwidowany został jako zjawisko społeczne analfabetyzm, będący haniebną spuścizną po epoce Kapitalizmu". Ledwo już czytelne, bardzo wyblakłe własnoręczne notatki Wiesławy pokazują, że treści podobne do powyższych nie zaspakajały jej potrzeb intelektualnych. Często bywała w teatrze. Wizyty w Muzeum Narodowym miały zapewne zaspokajać wizualne potrzeby oka katowanego obrazami ówczesnej szarej i smutnej rzeczywistości. Czas spędzany w Muzeum nabiera intensywności. W dniu 15. kwietnia 1954 notuje Wiesia: "Nadchodzi nowa era" i "poznałam p. Czarka". Niedługo potem: "mówimy sobie przez ty", a 17. października pojawia się urocze i jakże wzruszające zdanie dwudziestoletniej Wiosenki: "Byłam strasznie głupia. Kocham tylko Czarka. Teraz już jestem tego pewna". 15. lipca 1955 odbył się ślub ze starszym o pięć lat Cezarym. 16. czerwca 1956 roku urodziłam się ja, Magdalena, a 23. kwietnia 1968 mój brat Wojciech. Moi rodzice byli 58 lat małżeństwem. Piękna to historia miłości. Poza tymi niesłychanie ważnymi notatkami dotyczącymi historii naszej rodziny, można znaleźć w kalendarzyku Mamy jej refleksje na tematy, które ją w szczególny sposób poruszały. I tak 13. grudnia notatka o śmierci znajomej: "zmarła Ala, na zawał serca, nagle. Życie jest okropne, jak coś pożyczonego, coś co się pożycza i oddaje, gdy tego zarząda wierzyciel". Mama zmarła również w grudniu, 63 lata po napisaniu tych słów. Myślę, że z takim przekonaniem odeszła. Oddała "wierzycielowi" majątek wielokroć powiększony, ubogacony miłością, oddaniem, poświęceniem i prawością. Mamku, kocham Cię. Spoczywaj w Pokoju.
Zgłoś SPAM
list do siostry
Kochana Siostrzyczko! Wiem, że mi wybaczysz: nie będę na twoim pogrzebie, nie położę kwiatów na twoim grobie… Moi bliscy i ja postanowiliśmy zrobić to, co ty robiłaś co roku—dać pieniądze na WOŚP. Przesyłam ci wielkie serduszko od Jurka Owsiaka do twojej kolekcji na lustrze w przedpokoju. Wiem też, że gdybyś mogła, broniłabyś niezależności sądów i trójpodziału władzy. Ja też. Nie możemy, w naszym imieniu robią to Obywatele RP i od nich też składam Ci podziękowanie, białą różę wolności! Tyle zawsze miałam Ci do powiedzenia, a ty wołałaś w słuchawkę “dzwoń częściej, strasznie dużo będzie cię ta rozmowa kosztowała…”. Może dlatego tak wysyłam teraz te liściki, wiem że je czytasz… a Wojtek jest kochany, pozwala mi na to. Dziękuję! Dziękuję, Wiesiu, że byłaś i zawsze będziesz w moim życiu. Spotkamy się znowu za jakiś czas. Iwonaa
Zgłoś SPAM
sen Mikołaja
Wielokrotnie namawiałam Wiesię, żeby przyjechała z wizytą. “Oszalałaś, taki kawał drogi. Samolotem tyle godzin… to nie dla mnie!” Argumenty typu “a nasza Mama przyleciała do Ottawy” nie wpłynęły na jej decyzję. Wizyty w Vancouver u najstarszego siostrzeńca nawet nie proponowałam, chociaż powitana by tam była z radością. W niedzielę 9 grudnia Wiesia wybrała się jednak z zamorską wizytą. Mikołaj — osoba konkretna, co nie wierzy w sny i nie śni, a przynajmniej nigdy niczego nie pamięta — miał sen! Ciocia Wiesia chodziła razem z nim po polu golfowym, na którym grał Nathan. Wyglądała, jak mi zrelacjonował syn, jak to ciocia Wiesia: uśmiechnięta, umalowana, elegancka, w kapeluszu. Zadawała pytania o golf, pasję sportową swojego ciotecznego wnuka. Przemaszerowali wspólnie patrząc, jak Nathan gra co najmniej przez siedem dołków. Ciocia Wiesia wcale nie był znudzona wyjaśnieniami ani zmęczona chodzeniem. Uśmiechała się, machała do Nathana. “Mama, była jak to ciocia Wiesia, dokładnie taka, jak wtedy, kiedy widziałem ją ostatni raz, w Warszawie w 2012 roku we wrześniu.” powiedział mój syn. Dziękuję, siostrzyczko, sprawiłaś Mikołajowi dużą radość.
Zgłoś SPAM
Wymarzona córeczka miała mieć na imię Bożenka. Los, czy też radosny młody ojciec, zrobił z Bożeny Wiesławę. Ciocia Krysia zawsze nazywała ją Wiosenka. Najpierw to Wiesię śmieszyło, a później irytowało. “Co ze mnie za wiosenka, najwyżej późna jesień”, mówiła. Dla mnie była zawsze Siostrzyczką. Tak naprawdę była czymś pomiędzy siostrą a matką. Wiesia miała 16 lat, kiedy się urodziłam, takie ni to człowiek ni to szczurek, wcześniak, co nie wiadomo, czy przeżyje. Kiedy nasza Mama rozchorowała się, to właśnie Wiesia się mną zajmowała. Nawet poszła ze mną do lekarza, który patrząc na nią powiedział: “Jaka matka, takie dziecko!” I zapytał też: “Czym pani karmi?” Moja siostra bez chwili namysłu odpowiedziała: “Jak to czym, piersią!” Wiesia miała wspaniały refleks i umiała szermować słowem, a już kiedy jej się ktoś naraził, nie musiał długo czekać na ostre żądło. Mama mówiła mi, że kiedy Wiesia była dzieckiem na ulicy “Tylinci” czyli na Przyrynku, dzieci nazywały ją Osą. Umiała użądlić, ale umiała też kochać jak nikt. To dzięki niej byłam na pierwszych wakacjach w Świdrze, dokąd mnie zabrała, kiedy była wychowawczynią. To ona zabrała mnie na zakupy pierwszych szpilek! Co prawda, zmusiła mnie do kupienia takich o numer za małych, żebym wyglądała bardziej elegancko. To ona, wiedząc jak bardzo chcę mieć psa, przyprowadziła rudzielca, którego pani, koleżanka z pracy w poważnie się rozchorowała. Rudzielec co prawda wolał towarzystwo naszego czarnego kocura i mojego ojca, ale tego nawet Wiesia nie mogła przewidzieć. Kiedy po śmierci rodziców przyjeżdżałam do Polski, w jej domu miałam ciepłą, bezpieczną przystań i pomocną dłoń kochającej siostry. Zawsze zgadzałyśmy się ze sobą w sprawach polityki, chociaż bywało, że sprzeczałyśmy się o różne inne sprawy. Umiałyśmy śmiać się do łez i płakać na przedstawieniach teatralnych i pokazach filmowych, na które z upodobaniem chodziłyśmy. Było nam dobrze razem! Starałam się dzwonić do Wiesi co tydzień. Nie zawsze mi to wychodziło. Ostatni raz zadzwoniłam do mojej Siostrzyczki w piątek 1 grudnia, u mnie był ranek, w Warszawie tuż przed zamknięciem sklepów. “Jak miło słyszeć twój głosik”, powiedziała, “stoję w drzwiach gotowa do wyjścia, nie mam ani kawałka chleba. Nie mogę rozmawiać, bo zamkną mi sklepy!”. “Nie szkodzi”, odpowiedziałam, “zadzwonię jutro, chciałam Ci tylko powiedzieć że cię kocham!” “ Ja ciebie też”, odpowiedziała i dodała “ucałuj chłopaków!” Nie zadzwoniłam w sobotę rano, zaspałam. Zadzwonię w niedzielę, pomyślałam. Nie mam już do kogo dzwonić…
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Wojciech Kocot
07.12.2017