Zbigniew Maciej Borkowski
Pochodził z rodziny inteligenckiej pielęgnującej pracę u podstaw i patriotyczne ideały, które swoim słowem i przykładem, przekazywał dalej synom i wnukom.
Jego dziadek budował przemysł garbarski w Radomiu na przełomie XIX i XX w., stryj robił to samo we Lwowie, za co zapłacił najwyższą cenę umierając w 1940 r. podczas wywózki na Wschód.
Ojciec Zbigniewa opuścił z rodziną Warszawę, by rozwijać Hutę w Ostrowcu Św. (Centralny Okręg Przemysłowy), a po wojnie przeniósł się do Poznania (Zakłady Cegielskiego)
Sam Zbigniew Maciej urodził się w wolnej Polsce, w dzień po 11 rocznicy odzyskania Niepodległości, lecz zrządzeniem losu w dorosłym życiu znów musiał wrócić do ideałów dziadków – choć przyszło mu pracować w kraju zniewolonym, robił to zawsze dla Polski, marząc, że kiedyś znów będzie wolna. I faktycznie, ostatnie trzy lata pracował już dla Niepodległej (przy elektronice samolotu szkolno-bojowego "Iryda").
Jednak mimo talentu i pracowitości nie zrobił wielkiej kariery zawodowej, gdyż nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zapisać się do PZPR-u.
Życie poświęcił rodzinie i radioelektronice mikrofalowej, która była jego pracą i pasją, a wolny czas przeznaczał na poznawanie historii i geografii ukochanej ojczyzny.
Był zawsze aktywnym zwolennikiem polityki patriotycznej (rządu premiera Olszewskiego, ROP, PC i PiS), i zawsze gotów bronić przed potwarzcami swojego ukochanego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Nie mógł przypuszczać, że Bóg powoła go zaledwie dwa dni wcześniej. Ale chyba by mu serce pękło, gdyby dożył tragedii z 10 kwietnia. Może zmarł, by móc powitać swojego prezydenta w Niebieskich Progach...
|