Moja babcia - Zuzanna Beyer z domu Rajpold, przez rodzinę i przyjaciół nazywana Zulą. W dorosłym życiu była żoną Aleksandra i matką czwórki dzieci. Spokojna, opanowana i pełna empatii. Zmarła w następstwie choroby.
Babcia zmarła jak byłam dzieckiem, więc niewiele pamiętam, ale wiem, że dbała o dom i rodzinę.
Pamiętam, że w naszym domu pachniało pastą do pielęgnacji podłóg, a na podłodze przy wejściu do dużego pokoju leżały dwa sukna, na których poruszali się ci, którzy nie zdjęli butów. W domu było zawsze czysto i pachnąco oraz minimalistycznie z uwagi na czasy.
Nigdy nie słyszałam, aby babcia narzekała mimo, że nie dysponowała wtedy pralką, nie tylko automatyczną, ale jakąkolwiek, czy odkurzaczem lub kuchenką mikrofalową.
Pamiętam też jak zespalała rodzinę. Na przykład w tłusty czwartek piekła faworki i pączki. Schodziła się wtedy cała rodzina.
Mimo trudnych czasów, warunków życiowych i jej choroby, babcia zabierała mnie nad polskie morze, gdzie powstały jedyne z nią zdjęcia jakie posiadam.
Była osobą o ogromnym sercu i wrażliwości. Była też najlepszą babcią na świecie.