Moje spotkania z Dziadkiem Borysem
Dziadka Tolika, Dzieduszku, poznałam w maju 2007 roku. Osobiście, bo wcześniej znałam Go już z opowiadań Sergieja. Jego ukochani Dziadkowie mieszkali w Nowogródku i tam też udaliśmy się w czasie naszej pierwszej wizyty u białoruskiej rodziny mojego zięcia. Przed domek na ulicy Frunzego wyszedł do nas poważny, starszy, siwy, szczupły, wysoki pan. Borys – powiedział bez uśmiechu, podając mi rękę na powitanie. Groźny – pomyślałam. – Trudno będzie się zaprzyjaźnić. (Uśmiechnął się dopiero wtedy, kiedy witał się z Sergiejem.) Nic bardziej mylnego. Okazał się ciepłym, miłym, bezpośrednim człowiekiem. Z dużą wiedzą i mądrym, obiektywnym stosunkiem do otaczającej Go rzeczywistości. Trzeba Go było tylko bliżej poznać. Nie był osobą wylewną, zachowywał dystans, ale w Jego słowach i gestach czuło się serdeczność. Dzieduszka nie podnosił głosu, nie robił wyrzutów – wystarczyło Jego spojrzenie (to wiem od Sergieja, który spędził w domu Dziadków i z Nimi swoje szczęśliwe dzieciństwo i który wracał do Nich każdego roku z radością. – To były moje najszczęśliwsze lata – powtarza za każdym razem).
Widzieliśmy się jeszcze trzy razy. Każdy nasz pobyt na Białorusi to była obowiązkowa wizyta u Dziadków. Obowiązkowa, ale wcale nie wynikająca z obowiązku, a z potrzeby serca. Ostatni raz w styczniu 2010 r. Dzieduszka był już bardzo chory, ale nie tracił poczucia humoru, które tak u Niego ceniłam – takiego innego, nie rubasznego, a wyrafinowanego, czasami ironicznego. – Ja ciebie pamiętam – powiedział do mnie po polsku. A potem wyrecytował piękną polszczyzną słowa polskiego hymnu. – Jeszcze pamiętam – uśmiechnął się. A przecież skończył 4 klasy polskiej szkoły (tylko tyle i aż tyle wykształcenia mogły zdobyć chłopskie dzieci – powtarzał) jeszcze przed wojną.
Pamiętam rozmowy – po polsku i po rosyjsku – o czasach przedwojennych, o Piłsudskim, o 1920 roku, o wojnie, o Katyniu, o czasach współczesnych. Dziadek Borys recytował po polsku zapamiętane z dzieciństwa i młodości wiersze i słowa piosenek. Lubiłam te nasze rozmowy – nadawaliśmy na tych samych falach. Myśleliśmy podobnie, na wiele spraw mieliśmy podobne poglądy. Już nie porozmawiamy…
Kiedy myślę o Dziadku Borysie, przede wszystkim mam jedno skojarzenie – Dzieduszka był prawdziwym Europejczykiem – w swoich poglądach, ocenach, w stosunku do innych. Nie wiem, czy sam tak siebie postrzegał, ale ja Go tak właśnie zapamiętam…