Uparciuszek
Każdy z nas ma swoje wspomnienia. Dzieci wspominają Tatusia, z którym mogli bawić się między innymi w dzidziusia (oczywiście dzidziusiem był Boguś :)), mogli wchodzić mu na plecy, gdy siedział na narożniku, a on ich nosił na tych plecach po mieszkaniu (zwłaszcza Basię). Natomiast ja pamiętam, że mój Boguś był zagubiony i ciągle coś go dręczyło. Tak, rację ma mój brat, który stwierdził że Boguś potrzebował wsparcia - nie tylko cielesnego, ale chyba przede wszystkim duchowego. Był człowiekiem, który nie wierzył w to, że sam może być uważany za dobrego człowieka, nie wierzył, że szczęście może trwać dłużej niż dzień, no ewentualnie dwa dni. Pamiętam, że na początku naszego małżeństwa nie wierzył w to, iż człowiek może się zmienić. Ja mu mówiłam, że jest to możliwe, ponieważ każdy z nas ma rozum i uczucia, no i jeśli tylko chcemy się dostosować do drugiej osoby to musimy się zmienić. Oczywiście po jakimś czasie (wcale nie krótkim) zrozumiał o czym mówię. Faktem jest to że zawsze czegoś się obawiał - nie chodzi o to, że bał się czegoś tutaj na ziemi cielesnego - nie. To było bardzo dziwne, ale prawdziwe. Dziękuję Bogu za to, że mogłam poznać takiego człowieka - mojego BOGUSIA. Życie z nim nauczyło mnie wiele i mam nadzieję, że będę umiała wszystko przekazać naszym dzieciom.