KuPamięci.pl

Czesława Kazimierska - Słomka


* 25.03.1925

 

+ 23.01.2014

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Powązkowski

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (8)
Licznik odwiedzin strony
9616
Nasza BABCIA

Kiedy dzień po śmierci Babci Czesi moja Mama przyniosła ze szpitala torbę z jej rzeczami, moją uwagę szczególnie przyciągnął jeden przedmiot. Jest to kartonowa czapeczka, jedna z tych, które zdarza się nam zakładać, gdy coś świętujemy. Wcześniej nie zauważałem jej podczas wizyt w szpitalu u Babci, zwróciłem na nią uwagę dopiero w sobotę, pięć dni przed jej śmiercią. Leżała na szafce koło jej łóżka. Oczywiście natychmiast ją założyłem zacząłem wygłupiać się i wypytywać jakie to wyczyniają się w tym szpitalu imprezy, skoro potrzebne są takie rekwizyty. Babcia wytłumaczyła, że przyniósł ją w sylwestra jeden z lekarzy. Zdziwiło mnie to, że czapeczka nie została przez te kilkanaście dni wyrzucona. Przecież w międzyczasie Babcię kilkakrotnie przenoszono, najpierw wewnątrz oddziału intensywnej terapii, później na oddziale kardiologii. Oczywiście mógł to być przypadek, czapeczkę mógł przynieść nadgorliwy pielęgniarz, lub mogła być przewieziona wraz z całą szafką. Ja uważam jednak, że czapka ta jest kolejnym symbolem tego, co zawsze postrzegałem jako najbardziej charakterystyczne cechy Babci: wola i radość życia. Nawet na kilka dni przed śmiercią Babcia chciała mieć przy sobie coś, co przypominało jej, że każdy nowy dzień jest powodem do świętowania. W całym życiu Babci było bardzo wiele dowodów na to jak wielką miłością darzyła życie. Być może największym z nich jest oddanie innym. Chyba każdy kto ją poznał może przyznać, że coś Babci Czesi zawdzięcza. Jest tak dlatego, że pomaganie innym przez lata stało się częścią natury Babci i było dla niej oczywiste. Nigdy nie oczekiwała żadnej nagrody, wystarczyło jej, że sprawiła komuś radość. Co ważne pomimo tego, że tak wiele poświęcała innym nie zapominała też o sobie. Sama też potrafiła cieszyć się owocami swojej ciężkiej pracy. Dzięki temu mogła o sobie powiedzieć, że choć miała ciężkie dzieciństwo i wychowywała się w internacie to, gdy w latach siedemdziesiątych wszyscy marzyli o Ameryce, Ona nie tylko tam była ale czerpała z pobytu pełnymi garściami, oprócz ciężkiej pracy znajdując też czas na zwiedzanie i poznawanie tego niezwykłego miejsca. Najlepszym dowodem na to jak ważni dla Babci byli ludzie jest fakt, że teraz tak wielu z Was ją wspomina, kontaktuje się z nami w tych ciężkich dniach i przekazuje wiele serdecznych słów odnoszących się do Niej. To otwartość na ludzi i dobroć sprawiały, że wszyscy do Niej lgnęli. Była nestorką pokaźnej rodziny (miała dwójkę dzieci, dziewięcioro wnucząt, ośmioro prawnucząt) a mimo to znajdowała w sercu miejsce na kolejne osoby. Tych, których inni uznali by za obcych Babcia otaczała miłością i opieką. Właśnie dlatego dziś mam poczucie przynależności do tej rodziny i odczuwam więzi łączące nas. Właśnie tego nauczyła mnie Babcia.

Zgłoś SPAM
Nasza MAMA
Nasza Mama urodziła się w 1925 r. we wsi Chrzanowo na Białostocczyźnie. Miała 3 lata gdy ojciec sprzedał rodzinny majątek i udał się „za chlebem” do Ameryki zostawiając bliskich w biedzie – choć z nadzieją na lepsze jutro. Gdy jej matka wyjechała do pracy w Warszawie, małą Czesię wychowywała Babcia. Ale po jej śmierci, aż do ósmego roku życia dziewczyna służyła jako wyrobnica u obcych ludzi. Gdy dorosła do wieku szkolnego matka umieściła ją w internacie prowadzonym przez siostry zakonne w Warszawie, by być z nią w bliższym ; kontakcie. Ale do Warszawy dziewczynka jechała zupełnie sama – przerażona, bo pierwszy raz w życiu widziała lokomotywę. O tym lęku często wspominała. Dyscyplina zakonnego internatu paradoksalnie wniosła stabilizację i porządek w jej życie, poczuła się bezpiecznie zaopiekowana a siostry okazywały jej wiele serca. Ukształtowały się tu więzi przyjaźni na całe życie. Po ukończeniu szkoły podstawowej została przyuczona do zawodu krawcowej, by mogła samodzielnie zarabiać na utrzymanie. Lata okupacji niemieckiej przeżyła w Warszawie. Niechętnie opowiadała o wojennym koszmarze. Ale kiedyś, z trudem, opowiedziała o tym dniu. Okupacja. Słoneczny dzień. Młoda dziewczyna uszyła sobie niebieską sukienkę z kołnierzykiem w kropki i szła pośpiesznie ulicą Wilczą. Nagle zorientowała się, że jest na obrzeżu łapanki ulicznej, w tle widziała ludzi wpychanych do tzw. bud. Rozejrzała się i nie było gdzie uciec. Vis a vis niej szedł energicznym krokiem młody Niemiec w mundurze. Szła prosto na niego cały czas patrząc w jego twarz. (Wiemy , jak przenikliwy umiał być jej wzrok!). Miała piękny warkocz z mocnych włosów. Gdy się mijali Niemiec jednym ruchem chwycił ją za warkocz i wrzucił w światło bramy. Upadła, ale gdy podniosła głowę zobaczyła, że on stoi przodem do ulicy i w ten sposób ją chroni. Wycofała się na pobliską klatkę schodową (na szczęście nie było wtedy domofonów) i spędziła tam 4 godziny. Kamienica nie była objęta łapanką. Gdy wyszła na ulicę nadal świeciło słońce. Od tej pory przestała się bać. Po powstaniu w 1944 r. obie znalazły się w Piasecznie z pustymi rękoma. Wtedy przydały się jej krawieckie umiejętności, mrówcza pracowitość, konsekwentny upór w dążeniu do celu i wielkie poczucie wartości ocalonego życia. Jakby żadne zło jej nie dotknęło – potrafiła ocalić w sobie wiarę w dobro. Tworzyła swój własny świat - pełna uwodzicielskiego uroku kobieta w kwiecistych sukienkach. Wtedy spotkała naszego ojca i wyszła za mąż, a on szybko zrozumiał jak wielki skarb odnalazł. W czasach PRLu stworzyła ciepły, troskliwy DOM, w którym miłość zastępowała luksus. Mama wiedziała, że ten kto kocha, wszystko potrafi. Jego siły rosną. Na tym polegała jej wielka mądrość. Rozumiała wartość wykształcenia, troska o nasze postępy w nauce wypełniały jej życie aż do naszej dorosłości. Cieszyła się naszymi studiami, wnukami, towarzyszyła naszym różnym życiowym zawirowaniom, wsłuchiwała się w nasze kłopoty. Wielką przygodą jej życia okazał się jej kilkuletni pobyt z mężem w Stanach Zjednoczonych. Odtąd wielkie zainteresowanie wzbudzał w niej cały świat. Ciekawa innych ludzi i kultur do końca swych dni zawsze z radością towarzyszyła nam w zagranicznych podróżach. Troska o dzieci, a potem wnuki i prawnuki wypełniały jej życie. Po powrocie do Polski, gdy założyliśmy już swoje rodziny, pomagała przy wychowaniu wnuków – zawsze pracując zawodowo. Ostatnie 20 lat spędzała z radością w domku na skraju puszczy, gdzie stworzyła swój własny Eden. Płot obrośnięty powojem, ścieżka do domu wśród rozkwitających róż, malwy przy ganku bez żadnego suchego listka., winogrona nad schodami dostępne dla pszczół i ptaków, woda dla jaszczurki mieszkającej przy tarasie. Na poletku otoczonym lasem krzewy aronii, a na orzechu włoskim szczęśliwe wiewiórki. W takim otoczeniu wzrastały dwa pokolenia, wnuki i prawnuki. Z zagrożonego świata uciekaliśmy na skraj puszczy by nabrać dystansu i ukoić nerwy. Gdy nas przytulała na powitanie, to z całych sił – aż brakło tchu. Nie było żadnych kuchennych rewolucji, dom pachniał prawdziwym rosołem i własną konfiturą. Ciągle pełen bliskich i przyjaciół. Nasza Mama nie segregowała ludzi – każdy zasługiwał na zainteresowanie i pomoc. Nie budowała murów – otwierała drzwi. Wszyscy ją za to szanowali. Niczego się nie bała. To my baliśmy się o nią – ciągle na nowo zaskakiwani jej pomysłami – bo nie znosiła żadnych ograniczeń i własnej niesprawności pod koniec swych dni. Swoją postawą poruszała sumienie ludzi obojętnych. Mając 87 lat dla ratowania przyjaciółki pobiegła w letnią noc w szlafroku na pogotowie i skutecznie sprowadziła pomoc – bo telefonu nie odbierali. Nie mogliśmy za nią nadążyć. Ciągle zaangażowana na różne sposoby. Chroniła każde życie. Gdy skrzywdzony i okaleczony pies ukrył się na jej podwórku poszła do oprawców, by powiedzieć co myśli o ich człowieczeństwie. Gdy ten sam pies, po 17 lat wspólnego szczęścia nie mógł już wejść na jej łóżko – kładła się obok niego na dywaniku żeby do końca czuł się bezpieczny. Ukochany kot wciąż czeka na nią w domu. Przekraczała konwencje, pomagała spontanicznie nie myśląc o własnych korzyściach. Była szczególną OSOBĄ. Swoim przykładem ukształtowała naszą osobowość. Będzie z nami do końca naszej świadomej pamięci – wspominamy ją z szacunkiem i miłością. Ostatnio zapadała na różne choroby, ale walczyła i dzięki nowoczesnym terapiom wracała do zdrowia. Mieliśmy nadzieję, że na wiosnę uraduje się odnowionym domem na skraju puszczy…. Dzieci Bogusław i Halina
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-

24.01.2014