Czwartego stycznia tego roku, w niespełna pięć miesięcy po swoim mężu, a moim Wujku Zdziśku, odeszła moja droga Ciocia Hania. Wujek, były powstaniec, zostawił po sobie wspomnienia dostępne na stronie internetowej Muzeum Powstania Warszawskiego: http://ahm.1944.pl/Zdzislaw_Szybisz. Użyczył też swoich losów bohaterowi mojej książki pt. „Wspomnienia Szatniarza Teatralnego”– Stefanowi Głuchciowi. Bardzo cieszył się, że Stefan właśnie jego tropami dążył podczas wojennej szarugi. W trakcie pisania historii Stefana, w 2008 roku, byłam bardzo daleko od Polski. Kontaktowałam się z Wujkiem telefonicznie, a on z wielkim entuzjazmem wybierał i opowiadał, co z jego życia mogłoby się przydać Stefanowi. Wtedy ostatni raz mogliśmy porozmawiać tak spokojnie, na osobności. Mam nadzieję, że Wujkowi te rozmowy i ich efekt, który ukazał się drukiem, sprawiły tyle przyjemności co mnie. Inne wspomnienia o Wujku są „bardziej gwarne” – niezliczona ilość spotkań rodzinnych, wspólne wyjazdy na wakacje, spotkania przy grobach bliskich w Święto Zmarłych, gdy byłam dzieckiem. Pamiętam, że Święto Zmarłych było dla mnie w dzieciństwie dniem bardzo przyjemnym. Prześmieszne, niezliczone pyskówki żywych, jadących zatłoczonymi autobusami na groby swoich zmarłych bliskich , sprzedawana tylko na cmentarzach "pańska skórka", kwiaty, znicze, w które można było wkładać palce, bo tak fajnie oblepiały je woskiem, jakiś obdartus, który zwrócił nam, dzieciom uwagę, żeby nie wkładać palców do „esteryny". Wieczorem piękna łuna nad cmentarzem i wreszcie uroczysta kolacja ze spotkaną na grobach rodziną, najczęściej właśnie z Wujkiem Zdziśkiem i Ciocią Hanią, obowiązkowa zupa fasolowa i gołąbki. Takie pogodne wspomnienia może mieć tylko dziecko. Pięć lat temu odeszła moja Babcia Krystyna, a teraz Wujek i Ciocia - Święto Zmarłych nigdy już nie będzie dla mnie tylko beztroską przechadzką miedzy krzyżami. Niewdzięcznością byłoby nie wspomnieć o dwóch, ważnych dla mnie, zasługach Wujka. To on nauczył mnie w dzieciństwie chodzić, a kilkanaście lat później dał mi odkryć wszystkie walory nalewki na pigwach – najlepszej nalewki na świecie. Co zostawiła po sobie Ciocia? Po prostu wspomnienia, całą masę miłych wspomnień. W dzieciństwie była mi bardzo bliska. Spędzałyśmy razem dużo czasu. Właściwie trudno mi przypomnieć sobie wakacje bez Cioci i Wujka. W pierwszych latach mojego życia - jako opiekunów a później jako sąsiadów na campingach. Ciocia zawsze coś dla mnie miała. A to jakiś ciuszek, a to zabawkę. Podarowała mi kiedyś dwie lalki – jedną szmacianą, którą pamiętam jak przez mgłę i lalkę Hankę – dużą, chodzącą i mówiąca „mama”. Lalka Hanka dalej siedzi u moich Dziadków na kanapie, ale już nie chodzi, nie mówi mama i lepiej jej nie ruszać, bo mogłaby się rozpaść. Zostało też zdjęcie – piękne, czarno-białe zdjęcie, na którym Ciocia jest młoda i śliczna, a koło niej stoi jej brat Janusz - mój Dziadek i ich siostra Irena - najmłodsza z rodzeństwa. Ciocia zawsze mówiła dużo i dużo się śmiała. Dziś zdałam sobie jednak sprawę, że niewiele wiem o jej życiu. Nigdy nie opowiadała o sobie. Zawsze miała zbyt dużo bieżących spraw i obowiązków. Była dobra, życzliwa i opiekuńcza. Nikogo nie zostawiła bez pomocy. Bardzo przeżyła chorobę i śmierć swojej matki. Pielęgnowała ją do końca z cierpliwością anioła. Pamiętam, że kiedyś, karmiąc ją powiedziała mi, że wszystko się Panu Bogu udało oprócz starości. W kilka lat po śmierci mamy, z miłością i oddaniem opiekowała się swoją ciężko chorą siostrą. Czyż to nie złośliwość losu, że później przyszło jej samej doświadczyć choroby zmarłej siostry, a w końcu przegrać z chorobą matki?
Nigdy Was nie zapomnę Ciociu i Wujku. Śpijcie spokojnie - znowu razem.
Magda