KuPamięci.pl

Helena Wanda Strzelecka


* 22.10.1923

 

+ 24.08.2007

Miejsce pochówku: Wojcieszków

,

woj. lubelskie

 
Licznik odwiedzin strony
34638
Chrzciny 1950
Maria Strzelecka, mama Pani Wandy, była moją matką chrzestną, ojcem chrzestnym-Wojciech Grzechowiak.
Zgłoś SPAM
O Mamie

Moja Mama – wspomnienie
Mama… Jakże trudno mi pisać o Niej teraz. Niebawem miną 2 lata od Jej śmierci. Od śmierci Kobiety Zwykłej, a Niezwykłej jakże. I nie tylko dlatego tak piszę, że jestem Jej synem…
 
Urodziła się w latach 20. w Białymstoku. Jej ojciec, a mój dziadek, Władysław (lingwista i prawnik), pracował w tamtejszym Urzędzie Wojewódzkim. Moja Babcia przez wszystkich nazywana Rysią (Maria z domu Rożewska) po wyjściu za mąż porzuciła studia medyczne.

Białystok… To tu Mama pokochała kolory. Całymi dniami bawiła się różnokolorowymi kawałkami plastiku znajdowanymi na wysypisku fabryki grzebieni, w pobliżu której mieszkali Dziadkowie. Mama wprost uwielbiała mnogość barw. A szczególnie wszystkie odcienie czerwieni. Po latach Mama bardzo polubiła malowanie… „Gdyby nie wojna, mogłabym być malarką” – mówiła czasem, ale bez goryczy, to była tylko konstatacja.

Na początku lat 30. Dziadek rozpoczął pracę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie, a Babcia z Mamą wyjechały do Poznania. W tym mieście, a także w podpoznańskich miasteczkach – Rawiczu, Wrześni, Swarzędzu spędziła swoje szkolne lata. W poznańskim kinie, na premierze filmu „Pan Twardowski”, zakradła się do loży ówczesnego bożyszcza wszystkich pań – aktora Franciszka Brodniewicza, by zdobyć jego autograf. I udało Jej się! Zawsze była taka – cieszyły Ją przygody i trudne wyzwania. Poznańskie… Stąd na początku lat 40. została razem z Babcią wysiedlona przez Niemców do Generalnej Guberni. Wszak Poznańskie stało się częścią Rzeszy…

Transport wysiedlonych, w którym jechały, skierowano do Łukowa, do – jak wspominała – dziwnego błotnistego miasteczka bardzo różniącego się od zadbanych miejscowości Wielkopolski. Wysiedlonych Poznaniaków przewieziono do majątku Wola Osowińska. A stąd Babcię, Mamę i jeszcze kilka osób z Poznania zabrała do swego majątku wysoka starsza pani w dużym płóciennym kapeluszu. Była to hrabina Plater-Zyberk, właścicielka dóbr w Wojcieszkowie. Park otaczający wojcieszkowski pałac Platerów stał się ukochanym miejscem Mamy. (Kochała zieleń, mówiąc o Poznańskiem zawsze wspominała planty w Rawiczu). O parku w Wojcieszkowie pisała: „ Pobiegłyśmy w cudowną zieloność, by stanąć na chwilę przed wysokim dziwacznym kopcem pokrytym całymi łanami fiołków (…) potem przystanęłyśmy na polance położonej poniżej poziomu alejek. Wejścia na nią strzegły dwa kamienne śmieszne amorki, a na samym środku polanki stały dwa pomniki – postacie kobieca i męska wyrzeźbione na wzór antyczny (…) To miejsce nazwałyśmy rajem”.

Pałac w Wojcieszkowie, park, pałacowa jadalnia z ciężkim ogromnym stołem i dużych rozmiarów portretem hrabiego Wiktora, dworska stadnina, jasny pokoik na parterze dworu – tu, razem z innymi wysiedlonymi i uciekinierami z różnych części Polski, Mama uczyła się na tajnych kompletach zorganizowanych przez hrabiankę Marylę… I brała lekcje konnej jazdy. Potem, już czasach, gdy w pałacu umieszczono Granatową Policję, tu zetknęła się z „Tadeuszem”, od którego po pewnym czasie otrzymała propozycję wstąpienia do AK. W parku koło kopca, Mama złożyła przysięgę odebraną przez „Tadeusza” i panie Marię Próchniewiczową oraz Helenę Witrylakową – komendantkę kobiecego oddziału sanitarnego.

Partyzantka… „Stałam się żołnierzem konspiracyjnych szeregów. Zaczęło się zupełnie nowe życie.” – pisała Mama. „Nigdy potem nie czułam się tak… podniośle”. Wspominała ćwiczenia strzeleckie i kursy sanitarne w Burcu w majątku Dmochowskich. I kolegów oraz przełożonych z partyzantki: Stanisława Dziubaka („Grot”) – komendanta AK w Burcu, Tadeusza Miatkowskiego („Korab”) z Łukowa, adiutanta słynnego „Ostoi”, Czesława Jaronia („Brudny”), synów administratora majątku Wojcieszków Babczyńskiego, Walerego Barszcza z Siedlisk (w latach wojny wójt gminy Wojcieszków), Henryka Łęcickiego, Henryka Gajdę, Bolesława Walczynę (sekretarz gminy Wojcieszków), Edwarda Pieniaka, Antoniego Kuczyńskiego… (Nie wymienię tu wszystkich, pamięć bywa zawodna, przepraszam Tych, którzy zostali pominięci – autor tekstu.)

Partyzantka… Mama była łączniczką pomiędzy Rejonem V AK (Wojcieszków) a I (Łuków). „Na sanitariuszkę się nie nadawałam” – skwituje po wielu latach. Oficjalnie została sekretarką kolczykarza – dawało Jej to możliwość fałszowania kolczyków dla zwierząt, które dzięki temu nie były dostarczane Niemcom. Partyzantka… Palenie dokumentów z Gminy (żeby ochronić mieszkańców przed okupantami), napady na mleczarnię (niszczenie zapasów masła przeznaczonego dla armii niemieckiej), potem przygotowania do wymarszu i wymarsz na pomoc walczącej Warszawie... (Warszawa tej pomocy nie otrzymała, takie były decyzje dowództwa AK.) Ale i zakład z Jurkiem Babczyńskim, kto dłużej nie będzie jadł i pił, a też zakład, w którym mama zobowiązała się, że do końca listopada będzie się codziennie kąpać w Bystrzycy… Mama do końca swych dni zachowała specyficzne spojrzenie na świat: W oczach dorosłej kobiety zawsze błyszczały gwiazdki Wandeczki – psotnej i dowcipnej ciemnowłosej dziewczyny z warkoczami, wierzącej, zawsze wierzącej, że ludzie są – mimo wszystko - dobrzy…

Wspominając lata wojenne i to, co działo się tuż po wojnie, Mama pisała też o wydarzeniach, z którymi nie mogła się pogodzić aż do końca: pogrom wojcieszkowskich Żydów (na łączce za budynkiem Gminy), tajemniczą śmierć „Koraba” i spalenie Pałacu przez oddziały partyzantki radzieckiej pod dowództwem „Serafina” i „Charitona”…

Nadchodziło nowe… W Armii Krajowej zaczęły się rozłamy. Mama została zatrzymana przez Oddziały Bezpieczeństwa – aresztował Ją dawny kolega z partyzantki, pan O. (mieszkaniec Siedlisk). Zatrzymani w tym samym czasie zostali wywiezieni do miejscowości Szczygły Górne, a potem niektórzy trafili na zsyłkę do ZSRR. Niską i drobniutką Mamę uratował radziecki komendant mówiąc o Niej „toż to riebionok” (ros. – dziecko). Podczas aresztowania Mama zapaliła pierwszego papierosa (wtedy był to tytoń owinięty w gazetę). Papieros tłumił odczucie głodu… Z paleniem Mama nie rozstała się już nigdy.

Po wojnie Mama pracowała w Urzędzie Gminnym. Wójtem wówczas był Stanisław Duszek, sekretarzem Władysław Głowienko. Pewnego dnia wójt poprosił Mamę o rozmowę. Pytał o aresztowanie. Pod koniec rozmowy rzekł: Pani Wando, konspiracja trwa. Nikt Pani dotąd nie zwolnił z przysięgi. Tymczasem trwały przygotowania do parcelacji majątku. Mama rozpoczęła pracę w tajnej drukarni, w pobliżu Wojcieszkowa, gdzie członkowie AK opracowywali ulotki nawołujące do głosowania na ”nie” w słynnym referendum z 1946 roku. Ale AK stawało się coraz bardziej skłócone. Zastrzelono „Koraba”. „I wtedy znikła we mnie wiara w celowość dalszej konspiracji” – napisze Mama po latach.

Majątek został rozparcelowany. Babcia (od czasów wysiedlenia zajmująca się pielęgniarstwem, potem prowadziła punkt apteczny, wszak studiowała medycynę) i Mama zamieszkały u dawnej klucznicy majątkowej, Apolonii Prokuro, która za wierną służbę otrzymała od hrabiny domek. Drugim domem Mamy stało się mieszkanie Marii Próchniewiczowej – nauczycielki. Pani Próchniewiczowa miała trochę młodzieżową naturę, bardzo to Mamie odpowiadało. Przykład: Ulubionym deserem obu Pań był… śnieg polewany konfiturami.

Od czasu wybuchu wojny Babcia nie miała żadnej wiadomości o losach swego męża, a mojego Dziadka. Dalsza rodzina przebąkiwała coś o Katyniu. Dziadek był wszak wysokim rangą pracownikiem przedwrześniowego MSW. W późnych latach 40. można już było rozpocząć oficjalne poszukiwania, ale – na próżno. Co się z Nim stało – nie wiem do tej pory. W tym czasie Panie Strzeleckie otrzymały propozycję wyjazdu na Ziemie Zachodnie, czyli bliżej ukochanego Poznańskiego. Dalsza rodzina załatwiła Im dom, pracę… Ale One - odmówiły.

Mama nadal pracowała w Gminie, choć przez umacniające się władze partyjne została uznana za „czarną reakcję”. Usłyszała też, że „córka takiego ojca nie ma miejsca w Polsce Ludowej”. W pewnym momencie władze gminne zleciły Mamie zorganizowanie biblioteki. Po wielu wahaniach, za sprawą Marii Kiernickiej, kierowniczki Biblioteki Powiatowej w Łukowie – Mama się zgodziła. „Lokal był wprawdzie mizerniutki, ale niespotykany zapał mieszkańców potrafił zatuszować wszystkie mankamenty. Ludzie masowo garnęli się do biblioteki. Każdy chciał w czymś pomóc. (…). Pokiereszowane podłogi zostały pokryte ręcznie wykonanymi chodnikami, ściany i otwory pomalowano w czynie społecznym. (…) Czy byłam dobrą bibliotekarką? Nie – w klasycznym tego słowa znaczeniu, bo nienawidziłam papierków. Za to uwielbiałam pracę z ludźmi. Chwyciło. Formy były coraz bardziej urozmaicone i zmierzały w kierunku teatralnym” – pisała potem. „Każdą wolną chwilę poświęcałam bibliotece. Powoli zaczęłam odzyskiwać swoją tożsamość zachwianą pierwszymi latami powojennymi ” – dodała w swych wspomnieniach. I wtedy…

„Jak zwykle przyszłam rano do gminy (w bibliotece Mama pracowała wtedy na pół etatu – przyp. autor tekstu) i zauważyłam przy swoim biurku kilku milicjantów. Oznajmiono mi, że jestem aresztowana. Pokazano nakaz rewizji w domu i w bibliotece. Jako dowody przeciwko mnie potraktowano brudnopisy sporządzanych przez mnie protokołów Rady. W domu zarekwirowano dwie książki o Piłsudskim, które dostałam od jednego z czytelników oraz obrazek Rawicza, jako że figurowała na nim nazwa miasta kojarzona przez milicjantów z pseudonimem partyzanckim”. Zarzuty postawione Mamie były groteskowe – np. współpraca z Radiem Wolna Europa. W kajdankach przewieziono Ją furmanką, jako niebezpiecznego przestępcę, do Łukowa. Tu, w więzieniu przy ul. 1 Maja, spotkała m.in. Kazimierę Pieńkównę z Ciężkiego, tak jak Mama, łączniczkę AK, doktora Leona Kiernickiego z Łukowa (męża Marii Kiernickiej), „Grota”. Więzienne dni i noce… Oczekiwanie na konkretne zarzuty… Nigdy ich nie postawiono. Mama wyszła z więzienia na mocy amnestii. Przed sądem nigdy nie stanęła.

Po uwolnieniu wróciła do Wojcieszkowa. Życie i praca toczyły się dalej. „Wokół mnie zaczęli się gromadzić ludzie – począwszy od inteligencji, skończywszy na wspaniałych ludziach podlaskiej wsi. W moim zespole byli nauczyciele, lekarze i rolnicy. Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę. To było piękne i dawało mi ogromne zadowolenie. Największą satysfakcję przynosiły nam formy teatralne, ale lubiłam i nasze wieczory brydżowe i wieczory dyskusyjne. (…). Niemal od początku mojej pracy na niwie kultury towarzyszył Wiktor Ognik. Wysoki, chudy, o niebywale inteligentnym i bystrym spojrzeniu. Najpierw zadziwił liczbą przeczytanych książek… Do książek podchodził jak do osób żywych. Zaproponowałam mu przystąpienie do koła teatralnego. Miałam zamiar wystawić „Zemstę”. Wiktora obsadziłam w roli Papkina. Na premierze sztuki była Pani Kiernicka z Łukowa i 3 panów ze stołecznej kultury. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że takiego Papkina nie powstydziłaby się warszawska scena.” Ludzie… Było ich wielu… Mama wspomina Mirosława Koślacza, Adelę Szczuchniak, Teresę Jóźwikównę śpiewającą „Laurę i Filona” Zygmuntowi Mazurowi… Zygmunta, Wiesława i Michała Bosków, Halinę Ognikównę… „Zespół rozrastał się, zyskując ogromnie na połączeniu go z chórem nauczycielskim kierowanym przez Wacława Kirzyńskiego. (…) Żona W. Kirzyńskiego, Teresa, odegrała ogromną rolę w przygotowanym przeze mnie spektaklu „teatru przy stolikach”. Na spektakl składały się obrazki z książki Grzesiuka <>. W rozwoju życia kulturalnego Wojcieszkowa ogromną rolę odegrał Roman Warpas. Miał niespotykanie piękne oczy i cudowny glos. Jego popisowa piosenka „Żołnierzyk” wzbudzała entuzjazm publiczności. Barwną i sympatyczną mi postacią był Janusz Kaczor. Dowcipny, bystry, inteligentny… (…) Pod koniec mego pobytu w Wojcieszkowie pojawił się jeszcze w naszym życiu lekarz dentysta – Andrzej Gliwiński.”

Ponieważ Mama nie mogła studiować (znów: córka takiego ojca nie ma miejsca w Polsce Ludowej), zapisała się – już jako pracownica Biblioteki i świetlicy wiejskiej – do Studium Teatralnego zorganizowanego w Lublinie przy Teatrze im. Osterwy, a prowadzonego m.in. przez ówczesnych lubelskich aktorów i reżyserów: Jadwigę Grosman, Lidię Zamkow, Jerzego Golińskiego, Jana Machulskiego i Stanisława Mikulskiego. Chciała skończyć kierunek reżyserski. Nie skończyła nauki – gdy była na 3 roku, urodziłem się ja… I właśnie ze względu na mnie, na moją przyszłość, zapisała się po latach do PZPR. Nie chciała, by ktoś mi kiedyś powiedział „syn takiej matki nie ma miejsca…”. Podziwiam ją za ten bezprecedensowy akt miłości matczynej.

Babcia Rysia (Maria Strzelecka) zmarła pod koniec lat 60. W trzy lata później ja i Mama wyjechaliśmy do Łukowa. Mama rozpoczęła pracę w ówczesnej Spółdzielni Inwalidów – prowadziła świetlicę i bibliotekę zakładową. W 1986r. przeszła na emeryturę. Na pół etatu pracowała do 1989r. Od 1990 r. co miesiąc pisała felieton do pisma obywatelskiego„Głos Łukowa”. Czuła się coraz bardziej samotna… Ludzie, których kochała - odchodzili… W swych wspomnieniach, w chwili goryczy, Mama pisała „Zawsze byłam jak liść rzucony na wiatr. I takim liściem miałam pozostać do końca”. „

W 2000r. opuściła Łuków. Była już chora. Zamieszkała ze mną w Siedlcach. Zmarła w sierpniu 2007 roku. I… wróciła do Wojcieszkowa. Jest pochowana na miejscowym cmentarzu. Kilka lat przed śmiercią została awansowana do stopnia porucznika AK.

 -------------------------------------------------

Rozumiała ludzi. Wszystkich. Uwielbiała pracę społeczną. Malarstwo, teatr amatorski, poezja… To były Jej żywioły. Sprzątanie, gotowanie – te prace Ją nużyły. Ale scenariusze kolejnych premier teatru poezji mogła pisać przez 3 dni bez przerwy. Interesowała się też historią. Ponieważ znała łacinę, tłumaczyła, wraz z ówczesnym proboszczem, wojcieszkowskie Księgi Parafialne. I tak powstała kronika dziejów Wojcieszkowa.

 Była optymistką. Chyba ta cecha pozwoliła Jej podnosić się po kolejnych zakrętach losu. Do dziś dźwięczą mi w uszach Jej słowa: „Pomartwisz się jutro”. I miała jeszcze jedną niezwykła cechę… Umiała sobie zjednywać sympatię otoczenia. Wszyscy nazywali Ją ”Pani Wandeczka” albo „Pani Wanda”. Prawie nikt nie zwracał się do Niej „Pani Strzelecka”. Zresztą… Nie lubiła tej formy.

Najwspanialszym Polakiem był dla Niej Piłsudski. Najciekawszą postacią historyczną – Bolesław Śmiały, literacką – Kmicic. Ulubioną piosenkarką Ludmiła Jakubczak, najlepszym reżyserem filmowym – Alfred Hitchcock.

Niska, drobna, zielonooka… Energiczna, ruchliwa, uśmiechnięta… Pogodna. Zawsze z filiżanką kawy i z papierosem… Lubiła grać w brydża. Kochała las i konwalie.

Jej ulubionym poetą był Kazimierz Wierzyński. Często, gdy miała dobry nastrój, cytowała jego wiersz:

Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną Wichurą
zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(K. Wierzyński: „Zielono mam w głowie”)

Myślę, że gdyby Kazimierz Wierzyński znał Mamę - ten utwór musiałby zadedykować właśnie Jej…

Krzysztof Strzelecki

Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Krzysztof Strzelecki
14.06.2009