Gdy pierwszy raz otworzylam strone poswiecona Jackowi, nie uwazalam, ze potrzebuje umieszczac na niej jakiekolwiek o nim wspomnienie. Nawet po przeczytaniu bardzo nieprzyjemnej odpowiedzi jego kolezanki "Loli" do mojego syna Adama, powstrzymalam sie od odpowiedzi. Robie to tylko na prosbe Adama i Karolinki, ktorych slowa Joli bardzo zabolaly. Nie ma juz wsrod nas Jacka, ktory Swoje dzieci bardzo kochal. Nie moze On wiec juz ich bronic. Niezaleznie od tego jak bardzo byl bliski z kolezanka "Lola", nie mysle, ze pozostalby milczacy na jej okrutne slowa. Po pierwsze Adam i Karolinka czuja troche inaczej niz Jola, ktora rozpacza, ze Jacka juz nie ma. Oni wierza, ze jest z nimi caly czas i zawsze z nimi bedzie, w wymiarze, ktorego Jola moze nigdy nie zrozumie. Jest to tajemnica swietych obcowania, gdzie swiat ludzi zyjacych i tych, ktorzy odeszli wzajemnie sie przeplata i uzupelnia. Ja moge napisac tez od siebie, ze Jacek jest teraz szczesliwy, razem z osoba, ktora kochal, jak czesto mi mowil, bardziej moze niz Swoja mame. Jest ze Swoja Babcia, ktora opiekowala sie nimjuz od trzeciego miesiaca zycia, w Bedzinie. Byla dla Niego matka, ojcem, babcia i wszystkim czego male dziecko potrzebuje. Jesli chodzi o Mame Jacka, mysle, ze nie jest tak zrozpaczona jak opisuje to Jola. Powiedziala Sama, ze: "kazdego z nas to czeka". Jest osoba wierzaca i rozumie, ze smierc to poczatek nowego zycia. Nie moge sie tez zgodzic z Jola, ze smierc rodzicow jest dla dzieci rzecza naturalna. Jest to naturalny proces gdy dzieci sa samodzielne, dorosle. Nie jest to naturalne gdy sa jeszcze dziecmi, nawet gdy wzrostem przerastaja rodzicow. Jesli chodzi o to dlaczego nie bylo ich przy umierajacym i chorym Ojcu, z ktorym mieli kontakt, dopoki Jacek mial sile, zeby z nimi rozmawiac. Tak jak pisze Jola, Jacek pewnie do konca nie wierzyl, ze umiera. Jego pragnienie wyjazdu do Australii moglo tylko swiadczyc jak bardzo chcial byc blisko dzieci. Mowil mi to tez przez telefon, gdy tomografia wykazala, ze ma raka. Byl czlowiekiem wolnym i Jego wybor oddalil Go od rodziny i dzieci. Mozemy teraz tylko zadawac sobie pytanie, czy moze gdyby nie znajomosc z Marzena i towarzystwo "przyjaciol" bylby ciagle w domu. Adam i Karolinka byliby przy Tacie, gdyby ciocia Teresa powiedzialaby dzieciom Swojego brata, jak bardzo jest chory. Niestety nie dane im bylo zobaczyc Tate zywego. W calym tym smutku pocieszjace jest to, ze moglismy pozegnac Jacka w kaplicy domu pogrzebowego. Karolinka powiedziala mi pozniej, ze dobrze iz nie bylo tam z nami innych osob, bo bylismywe czworo, tak jak zawsze w domu, w rodzinie. Ewa Jazwinska