KuPamięci.pl

Kazimierz Bronisław Szafarz


* 01.10.1943

 

+ 31.03.2013

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Komunalny Północny (Wólka)

,

woj. mazowieckie

 
Licznik odwiedzin strony
16976
Pożegnanie

To mój ostatni wpis przed zarchwizowaniem strony, pozwolę sobie na bardzo prywatne nuty.

Marzec jest specyficzny, trudny, pojawiają się zeszłoroczne obrazy z ostatnichh tygodni życia Taty. Mama od wielu dni kartkuje zapiski z kalendarza, z marca 2013 - o sampoczuciu Taty, wahaniach wagi, badaniach, terminach sesji chemioterapii.

W pewnym sensie zazdroszczę Jej tych wspomnień, bo mój marzec z Tatą jest pusty - niemal cały miesiąc przed śmiercią Bronka chorowałam na paskudne zapalenie oskrzeli. Bałam się Go odwiedzać, przekazana potencjalnie infekcja była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował.

A więc nie widziałam Taty na długo przed Jego odejściem. Piotr widział się w tamtą niedzielę z Tatą, Mama byla z Nim do końca. Rozmawiali z Bronkiem. Z Bronkiem, który za kilka godzin miał już odejść. Nikt oczywiście tego nie wiedział, nie przewidywał i nie odbierał wielkanocnej niedzieli jako pożegnalnej; nie padały więc żadne duże słowa. Ale moje odczucie jest takie, że jestem pozbawiona "pożegnania" z Tatą, jakichś słów, uścisku, buziaka. Czegokolwiek, co mogłabym przechować w pamięci jako ostatnią z Nim chwilę, dzień, rozmowę.

Tamtej niedzieli wieczorem, we trójkę - Piotr, mój mąż i ja - brnęliśmy przez potworną snieżycę, powoli, wieki całe, samochodem do szpitala, do Taty. To miał być pobyt dla uspokojenia zmęczonego chemią organizmu. Żadnej paniki: przyjazd z Bielańskiego SORu, przyjęcie na oddział, formalności. Tymczasem Mama dzwoni później: przyjeżdżajcie, jest źle. Nie zdążyliśmy.

Nie zdążyłam z buziakiem, uściskiem. Nie zdążyłam z czymś, co mogłabym nazwać moim "pożegnaniem", później, teraz. Coś muszę przechować jako ważne, więc może pobyt Taty w klinice na Banacha - wycięte ostatnie ognisko raka, wyraźna w Nim NADZIEJA, wyczułam ją w Bronku mocno. Ona, bez względu na to, jaki jest koniec, pozwala w tej okrutnej chorobie zachować godność. Tato ją zachował.

E. Błaszczyk

Zgłoś SPAM
marzec 2014
Jadąc do Wujka na Żoliborz dla mnie nic się nie zmieniło, a Cześć Wujku jest i będzie zawsze
Zgłoś SPAM
Marzec 2014

Rok po śmierci, Tato spoczął pod granitową "kołdrą".

Spogląda z nagrobka lekko uśmiechnięty; trzeba się do tego przyzwyczaić, bo na jego ziemnej mogile dominowały kwiaty. Jeździło się na cmentarz niczym w odwiedziny do Bronkowego ogródka. Doglądało pelargonii, bratków, aksamitek.

Jest coś definitywnego w tym ciemnym granicie. Wygląda jak "żegnaj", jak klamra spinająca rok nieobecności, jak ostatecznie domknięte drzwi... Wbrew temu, gdy będę odwiedzać Bronka, powiem jak zwykle "cześć Tato", a odchodząc od grobu "pa, Tato".

E, Błaszczyk

Zgłoś SPAM
Głodnego nakarmić

Na przestrzeni ostatnich tygodni, miałam okazję rozmawiać z kilkorgiem znajomych z czasów szkolnych, którzy lata temu bywali u nas i znali Tatę.

Uderzyło mnie, że wszyscy zgodnie wspominają Go jako serdecznego i rubasznego.

Jeszcze jedna rzecz przewijała się w tych wspomnieniach - "głodnego nakarmić". Przypomniałam sobie, że jako nastolatkę wkurzało mnie, kiedy Tato ciągle zaglądał do pokoju, gdy gościli u mnie koleżanka czy kolega, uparcie proponując a to jajecznicę, a to podsmażane ziemniaczki (to danie dokładnie pamiętała jedna ze znajomych, po 24 latach!), a to placki... "Nie jesteście głodni? Może coś zrobię?"

Dziś oczywiście wspomina się to inaczej i bardzo by się chciało, by Tato wszedł i zaproponował coś pysznego.

E. Błaszczyk

Zgłoś SPAM
11.01.2014

Dziękujemy Ciociu i Wujku że dziś Byliście z nami płonące lampki na stole i miejsce obok Cioci było dla Ciebie

Zgłoś SPAM
15 grudnia 2013

Im bliżej Wigilii - to ona zawsze była tradycyjnym dniem spotkań rodzinnych - tym trudniej.

Pamięć przywraca obrazy z zeszłego roku, ze świąt. Tato w nieco słabszej kondycji, dopiero przyzwyczajał się do chemioterapii. Ale byliśmy w komplecie i ogromnie cieszyło, że Bronek się trzyma... Były fenomenalne jak zawsze pierogi Mamy, była popisowa sałatka Taty, prezenty, gwar, rozmowy. Jak zwykle, choć tym razem szczególnie: to były nasze ostatnie wspólne święta. W tym roku, końcówkę 2013-ego najchętniej usunęłabym z kalendarza.

Zgłoś SPAM
70 urodziny Ojca Chrzestnego
Tak jak Słońce na niebie jest wieczne , tak pamięć będzie wieczna o Tobie .WUJKU dla CIEBIE 70 promieni słonecznych
Zgłoś SPAM
70-ta rocznica urodzin, 01.10.2013

Dziś Tato obchodziłby 70-te urodziny. Mija pół roku od Jego odejścia. 

 

"Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.

Nie ma mnie tam; nie zasnąłem też.

Jestem tysiącem wiatrów dmiących.

Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.

Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.

Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.

Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony

Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,

Ptaków cichych w locie krążących

Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.

Nie stój nad mym grobem i nie roń łeż.

Nie ma mnie tam; nie zasnąłem też.

Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.

Nie ma mnie tam. Ja nie umarłem."

(M.Frye)

Zgłoś SPAM
Niebiańska opieka Wujka 5.08.2013
Doświadczeniem ostatnich czasów ogrom walki Wujka z chorobą i to coś a właściwie Ktoś kazał mi zrobić coś z wieloletnim zaniedbaniem własnego zdrowia.Nerwy na kilka dni przed wizytą jeszcze większe przed drzwiami do gabinetu ale Ktoś mówi nie bój się .Głos lekarza na pana drogach żółciowych nie stwierdzam nic oprócz blizn mimo faktu że nie przechodziłem zabiegu operacyjnego to cud czy może...? DZIĘKI OJCZE CHRZESTNY
Zgłoś SPAM
Czwarta miesięcznica

Jest w Warszawie – jedna z wielu – grupa psychoterapeutyczna dla rodzin osób zmarłych na raka. Założyła ją wiele lat temu kobieta z osobistym doświadczeniem, dla mnie trudnym do wyobrażenia: na tę paskudną chorobę zapadł jej mąż, a kilka lat później – jedyne dziecko, córka. Oboje nie żyją.

Uczestniczyłam w kilku spotkaniach tej grupy z psychoterapeutą-moderatorem; trochę z ciekawości, trochę z potrzeby ułożenia śmierci Taty w odpowiednich „szufladach”. Wciąż mam to ze sobą niezałatwione, ciągle kipi we mnie sporo złości i niezgody na tę okrutną chorobę, zwłaszcza że ostatnie badania Taty dawały realną nadzieję; ale cóż – maleńki kawałek własnej tkanki, skrzep krwi, jakby obok historii nowotworowej, postanawia bez zapowiedzi wszystko zakończyć.

Na jednym ze spotkań grupy była starsza pani, która kilka tygodni wcześniej pochowała swoją 87-letnią matkę. Mówiła o ogromnej uldze, że odeszła, bo w ostatnich latach (!) bardzo cierpiała i ten ból był już nieznośny dla niej samej i całego otoczenia. Opowiadała szczerze o rzeczach niemożliwych tu do zacytowania, ale wniosek jest jeden – ta choroba jest w stanie odebrać godność do ostatniej komórki. Na tym etapie chce się końca, bo koniec jest wyzwoleniem.

To oczywiście nie dotyczy Taty; Jemu i nam medycyna dawała jeszcze nadzieję. Nie ma też mowy o żadnej uldze po Jego odejściu. Ale może powinniśmy mieć lżejsze serca, bo Tato nie cierpiał długo? Bo śmierć przyszła nagle, bez odarcia godności? Nie wiem... Wspominam moją wizytę u Taty w warszawskiej klinice na Banacha, gdzie miał resekowany płat wątroby ze zmianą rakową. Dobrze zniósł operację i w drugiej dobie po zabiegu mówił z ulgą, że ból ustąpił, że czuje się lepiej. Siedziałam przy Jego łóżku szpitalnym, trzymał mnie za rękę swoją wychudzoną dłonią. Tato nie był „walczakiem”, ale czuło się, że po usunięciu ostatniego ogniska raka weszła w Niego nadzieja.

To się pewnie z czasem ułoży, kanty się wygładzą i zajdą łagodną mgłą. Ale dziś znów bardzo tęsknię za Tatą. Mijają właśnie 4 miesiące i nie znajduję jeszcze metody na ten brak. Nie tak miało być.

Zgłoś SPAM
Tato i wiara

Kiedy wspomina się Tatę, nie sposób nie pomyśleć o Jego wierze. Nie o wyznaniu, ale wierze właśnie... Tato nie lubił celebry i blichtru sformalizowanej religii, wolał cichą lekturę Biblii i własne z niej wnioski. Zawsze, przez lata, uderzała mnie i robiła ogromne wrażenie konsekwencja Taty w lekturze Pisma Świętego. Tato miewał chwile zwątpienia, ale jednym z najważniejszych obrazów z Nim związanych, są Jego ręce trzymające zaczytaną do cna i zakreśloną czerwonym ołówkiem Biblię. Jest z Nim w grobie.

Zatem – wspominać Tatę bez Jego pasji biblijnej, to nie wspominać Go wcale. Oczywiście, Tato próbował nas – najbliższą rodzinę – ewangelizować. Różne były tego skutki, a jedno jest pewne: nie było cienia możliwości, by Mu dorównać w znajomości Pisma Świętego, by z Nim na ten temat po partnersku rozmawiać. Wspominam to jako ateistka (nie byłby zadowolony...), i jako Jego córka pełna szacunku dla wieloletniego, konsekwentnego zgłębiania Idei. Podziw, Tato.

Pamiętam dobrze, że Tato uwielbiał czytać psalmy Dawida, wybrałam więc do tego wspomnienia jeden. Spodobała mi się jego uniwersalność; pasuje do Taty.

Psalm 37, fragmenty

Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń.

Zaprzestań gniewu i porzuć zapalczywość; nie oburzaj się: to wiedzie tylko ku złemu.

Występni dobywają miecza, łuk swój napinają, by powalić biedaka i nieszczęśliwego, by zabić tych, których droga jest prosta. Ich miecz przeszyje własne ich serca, a ich łuki zostaną złamane.

Widziałem, jak występny się pysznił i rozpierał się jak cedr zielony. Przeszedłem obok, a już go nie było; szukałem go, lecz nie można było go znaleźć.

Strzeż uczciwości, przypatruj się prawości, bo w końcu osiągnie taki człowiek pomyślność.

Zgłoś SPAM
Bronkowe słodkości (03.07.2013)

Kolejne zwyczajowe czynności wywołują wspomnienia. Jak zwykle co kwartał, oddałam dziś krew w punkcie PCK i jak każdy honorowy dawca, otrzymałam paczuszkę czekolad. Nigdy ich nie jadłam... Jadł je Tato. Uśmiecham się do tego obrazu: zawsze po oddaniu krwi przychodziłam do Rodziców pozbyć się kuszących kalorii; Bronek z miejsca przejmował czekolady i bez ceregieli się do nich dobierał. Zagłębiał się w swój fotel, brał gazetę lub książkę, no i oczywiście czekoladę, popadał w słodki błogostan. Nigdy tak mocno nie przemawiały do Taty żadne słodycze, jak czekolady właśnie... Nie przepadał za moim oddawaniem krwi, ale nie był przeciwny idei, raczej obawiał się, że to dla mnie niezdrowe. Później w czasie leczenia sam musiał skorzystać z transfuzji. A ja przy okazji gorąco namawiam na honorowe krwiodawstwo. Zwłaszcza latem bardzo brakuje krwi w szpitalach.

Chcę też bardzo podziękować Wackowi Panasiukowi, który w 2011 roku, przed pierwszą operacją Taty, ofiarował swoją donację krwi na Jego rzecz.

 

Zgłoś SPAM
placki czy naleśniki? (30.06.2013)

W 3 miesiące po śmierci Taty próbuję wyjść ze skorupy braku i tęsknoty, by zacząć wspominać inaczej - pozytywniej... Wczoraj była okazja, bo po raz kolejny "pokłóciłam się" z mężem o to, jakie było pierwsze danie zaserwowane Robertowi przez Tatę. Wersje są sprzeczne, a oba dania spod ręki Bronka - absolutnie kultowe. Są więc spreżyste, ciężkie, grube naleśniki i równie konkretne placki ziemniaczane. Robert twierdzi, że kiedy pierwszy raz zagościł u Rodziców, 6 lat temu, na stół wjechały naleśniki. Ja twierdzę, że placki ziemniaczane, bo choć ich unikałam ze względu na potężną kaloryczność, to czasem trudno było się oprzeć; tego dnia myszkowałam w kuchni z nadzieją, ze nikt nie widzi, jak pochłaniam błyskawicznie 2 zakazane sztuki. Spór mamy nierozstrzygnięty, ale i tak do końca świata, przy każdych naleśnikach Robert będzie powtarzał "ale te Taty i tak były najlepsze". A jutro zrobię marną kopię placków ziemniaczanych Taty.

Zgłoś SPAM
Dzień Taty, 23 czerwca 2013

Pierwszy dzień Taty bez Taty. W zeszłym roku życzyliśmy Tacie zdrowia i te życzenia - jak nigdy dotychczas - były bez grama zdawkowego banału. Trzymaliśmy za Niego kciuki ze wszystkich sił. Dziś można już tylko wspominać. W czasie choroby zżyliśmy się bardzo, fajna więź była też między Tatą a moim mężem, Robertem. Często się spierali, świetnie się słuchało ich temperamentnych rozmów na "tematy światowe". I cóż, to mój mąż, a nie ja - nieznośna córeczka Tatusia - dostawał na dzień dobry, gdy Tata nas witał w drzwiach, trzy buziaki. Ja jeden. Tato, dziś do Ciebe ślemy nieskończoną ilość buziaków.

Zgłoś SPAM
14 czerwca 2013
Nie ma tu innego miejsca, by zamieścić to, co chcę napisać. Niech będą więc "wspomnienia". Od kilku lat w naszej rodzinie - mam tu na myśli moich i mojego męża najbliższych - trwa prawdziwy pochód nowotworów. Dziś kolejne wieści w tym temacie, z ogromną nadzieją na szybkie cięcie i wiele kolejnych lat w zdrowiu... Ale nie o tym konkretnie chcę pisać. Jeśli coś ma zostać po Tacie - poza smutkiem i naszymi wspomnieniami - niech będzie to nasza większa świadomość zdrowotna. To tak strasznie mało - podsumować "miał raka i zmarł". Rak nie przychodzi znikąd. Nigdy na ten temat z Tatą nie rozmawiałam, ale jestem niemal pewna, że parę rzeczy by zmienił, gdyby mógł. Częściej by się badał, nie bagatelizowałby objawów, może coś zmieniłby w trybie życia. Rak rozpoznany wcześnie nie jest wyrokiem. Ale też wiele typów nowotworów bardzo długo nie daje specyficznych objawów - dlatego tak ważna jest profilaktyka! Badajcie się więc, róbcie regularne badania okresowe. Polskie statystyki nowotworowe są zatrważające. To nie są anonimowe liczby, to są często nasi najbliżsi. Nie chcę, by po Tacie została czasowa żałoba i rozmywające się wspomnienia. Chcę, by "stamtąd" Tata miał wpływ na to, jakie wnioski wyciągamy ze śmierci, która przechodzi tak blisko, obok. Tato jest wart więcej niż kwiaty i znicze.
Zgłoś SPAM
05 czerwca 2013

Wybrałam się dziś do warszawskiego Centrum Onkologii, gdzie Tato przeszedł 2 operacje. I gdzie był pod opieką świetnych lekarzy, zwłaszcza lekarza prowadzącego - dra Zająca. Miałam zamiar podziękować za opiekę nad Tatą, bo nie jest częste tak podmiotowe i pełne szacunku traktowanie pacjenta, jakie uosabiał dr Zając. Zwłaszcza w takim miejscu - anonimowej w swoim ogromie kliniki. Niestety, nie byłam w stanie przekroczyć progu budynku. A wydawało mi się, że po 2 miesiącach dam radę. Znów wróciły obrazy, jeden szczególny pamięta pewnie też Mama: po drugiej operacji odwiedziłyśmy Tatę na oddziale intensywnej terapii, był dosłownie chwilę po opuszczeniu sali operacyjnej. Kable, rurki, monitory, maska tlenowa. Przytłaczające, ale znów ulga: po raz drugi udało się zlikwidować ognisko nowotworu, Tato się trzyma. I cóż, dziś kapitulacja. Podziękuję doktorowi innym razem. Na pewno.

Zgłoś SPAM
maj 2013, działka
Pojechaliśmy z Mamą na działkę. To pierwszy raz od śmierci Taty. Krótka wizyta, ale wystarczająca, by znów boleśnie odczuć Jego nieobecność. WSZYSTKO tam przypomina Tatę; wiele przedmiotów przywołuje obrazy, sytuacje, wizyty gości. Na drzwiach szafy wisi bluza Taty, wszędzie narzędzia, gospodarcze drobiazgi. Zieleń dzika, nie ma komu jej okiełznać. Mimo wiosny, to smutne, opuszczone miejsce. Wspomnienie dawnych lat, początków działki - niesamowita energia Taty, pomidory o niezpomnianym smaku, ogórki, wielki krzew przepysznych, dorodnych jeżyn. Niezliczone ilości gatunków kwiatów, które sadziła Mama. I śliwa, która rosła przed oknem, wiele lat dawała takie owoce, że cukier ściekał po brodzie. Kiedy odjeżdżając przekręaliśmy klucz w kłódce na bramie, to jakby domknął się wielki, bolesny nawias. Smutny dzień. Dobrze, że zachowało się wiele zdjęć z czasów, kiedy działka była autentyczną radością Taty.
Zgłoś SPAM
Minęły 3 tygodnie od śmierci Taty. To bardzo krótko, a mnie się wydaje, jakby wieczność minęła. Kiedy w dniu Jego śmierci jechaliśmy do szpitala, był wieczór z potworną śnieżycą. Dziś budzi się wiosna; pewnie dlatego to wrażenie upływu długiego czasu jest tak silne. Ale brak Taty ujawnia się w codziennych drobiazgach... Kilka dni temu przejrzeliśmy zawartość bagażnika samochodu Taty, a tam JEGO narzędzia, JEGO torba, JEGO drobiazgi. Okazuje się, że można się rozkleić przy torbie Taty. Coś trzeba w silniku naprawić, automatycznie ciśnie się "Tata będzie wiedział, co tu nie działa". Bardzo, bardzo brak.
Zgłoś SPAM
podziękowanie dla rodzin Opoczyńskich i Panasiuków
Pragnę z całego serca podziękować cioci Barbarze, wujkowi Robertowi, Arturowi, Sylwii i Wackowi Panasiukom. Wspieranie Taty przez cały czas choroby, serdeczne słowa do nas kierowane, otucha - to wszystko jest bezcenne. Pamiętam jedną z Waszych wizyt u Taty, w Centrum Onkologii, to było po drugiej operacji... Siedzieliśmy dużą grupą w restauracji, w budynku kliniki. Gwarno i wesoło, jak zawsze w Waszym towarzystwie. Tato siedział u szczytu stołu, "jadł" swoją kroplówkę i popijał herbatę, a my wcinaliśmy krokiety. Gdyby mógł, zamówiłby coś w stylu "jajka na bekonie". Mama opowiadała, jak w Wielką Sobotę łakomie krążył wokół kiełbaski z koszyka świątecznego... Kochani - raz jeszcze serdeczne dzięki.
Zgłoś SPAM
To wspomnienie jest niejako w imieniu Mamy i dla Mamy. Dużo teraz rozmawiamy, Mama i ja, Mama i Piotr. Naturalne spinanie klamrą ostatnich dni, tygodni. Dzień śmierci Taty, Wielkanoc. Nie chciał jechać z pogotowiem, Mama - jak zwykle, na szczęście - przekonała Tatę, by to zrobił. Kilka godzin później powiedział: "należy Ci się złoty medal za to pogotowie". A wieczorem już Go nie było. Dobrze, że zdążył to powiedzieć, bo Mamie przyznać trzeba wszystkie medale świata. Nawet nie za konkretne "zasługi", ale za intymną i głęboką więź, jaką z Tatą stworzyła. Byli w ostatnich miesiącach jednością. Często teraz wraca mi przed oczy sytuacja: siedzą razem w fotelach, w domu, po jednej z pierwszych sesji chemioterapii, Mama gładzi Jego wysuszoną dłoń, tę ze śladem wkłucia. To bardzo mocny, dobry obraz. Tato myślał o Mamie, niedawno - już bardzo słaby - powiedział: " O Ciebie się martwię, nie o siebie". A dzień przed śmiercią, kiedy robił tradycyjną sałatkę warzywną, padło: "zrobię więcej, dzieci wezmą". Tato, zawsze robiłeś więcej... Nigdy przede wszystkim dla siebie. Te zdania i sytuacje oddają postawę Taty, jego bardzo silną cechę - nie lubił nadmiernej uwagi Mu poświęcanej, szczególnie "zamieszania" wokół choroby. Nie był też nadmiernie wylewny, ale kiedy już coś podsumował, robił to krótkim, dobitnym i wiele niosącym zdaniem. "Chyba jeszcze pożyję, co? Ewcia?" Już nie z nami, Tato. Ale gdziekolwiek jesteś, niech będzie tam ulga, ciepło i wspomnienie naszej miłości do Ciebie.
Zgłoś SPAM
Trudno się po tym pozbierać i uporządkować myśli. Już się wydawało, że ten etap walki z chorobą jest wygrany i Tata będzie miał dłuższą chwilę oddechu. Wszyscy już się z tego powoli zaczynaliśmy cieszyć. No cóż, teraz Tata będzie mógł omówić te wszystkie kwestie z Pisma Świętego w bardziej fachowym gronie, niż to, które go zazwyczaj otaczało... Żegnaj Tato i dzięki Mamo za to, że byłaś z nim tak blisko w każdej minucie choroby.
Zgłoś SPAM
Brakuje mi rozmów z Tatą, czasami delikatnego spierania się. Zawsze działo się coś ciekawego na świecie o czym warto i przyjemnie było nam porozmawiać. No i te naleśniki - Tata był mistrzem świata w ich przyrządzaniu.
Zgłoś SPAM
01.04.2013

Mój Tato przegrał walkę z chorobą nowotworową. Walczył długo, do końca wspierany opieką i miłością najbliższych, przede wszystkim ogromnym oddaniem i poświęceniem Mamy.

Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Ewa Błaszczyk
02.04.2013