O mamie
Dla wszystkich po prostu Krysia, nie Krystyna i nie Krycha, bo do niej nie można było inaczej się zwracać. Była zbyt ciepła i pogodna. Życie nigdy Jej nie rozpieszczało: liczne choroby, które dość wcześnie dały o sobie znać i samotne wychowywanie dwójki dzieci. Nie było łatwo... Ale nie zamknęła się w swoim cierpieniu, choć często płakała z bezsilności. Gotowa pomóc każdemu kto o tę pomoc poprosił, znajdując w tym sens swojego życia, nie umiała odmówić. Cieszyła się z najmniejszych rzeczy i uśmiechała do wszystkich. W tej ostatniej chorobie, z którą przegrała zaczęła zbierać anioły... ... i to one na swych skrzydłach zaniosły Ją do nieba.