Pożegnanie
29 października 2020 odszedł od nas na niebiańską wędrówkę nasz mentor, wychowawca i przewodnik – z czasów młodości NASZ PRZYJACIEL -Pan Marcin Chruszczyński – człowiek o wielkim sercu i skromnej osobowości, którego bezcenny wielopoziomowy wkład w kształtowanie naszego życia odkrywamy przez lata. W latach siedemdziesiątych Pan Marcin zaprosił nas do wspólnej przygody. Byliśmy w większości uczniami podstawówek rozrzuconych w okolicach osiedla Rakowiec w dzielnicy Ochota. Pewnego dnia niepozorny pan w czarnym berecie i prochowcu pojawił się na szkolnych apelach, wyciągnął do nas dłoń i jak czarodziej odsłonił przed nami fascynujące obrazy pełnego wrażeń świata wędrówek lądem i wodą, górą, lasem, doliną, rzeką i jeziorem. Ten niezapomniany świat pełen był barw zmierzchu i poranku, kolorów wschodów i zachodów słońca, mgieł kładących się na łąkach. Pełen był zapachow: ognisk, łąk pełnych kwiatów i siana w stodole, na którym sypialiśmy na rajdach i obozach wędrownych. Pełen był dźwięków: szelestu liści, plusku wody w jezorze, porannego świergotu ptaków, bogatej ciszy gór, brzęku gitary, naszych piosenek turystycznych i patriotycznych pieśni Pana Marcina, którym wtórował czasem trzask gałązek płonącego ogniska, a czasem odgłos kropli deszczu spadających na namiot, w którym stłoczeni jednoczyliśmy się z jego podniosłym głosem: „kiedy drogą szła piechota, to w swej Dorota otworzyła szerzej wrota, z żołnierzami poszła w dal!” Nie ulegało naszej wątpliwości, że Pan Marcin był gorącym patriotą. Od dzieciństwa związany z przygodą przez harcerstwo był zwiadowcą Szarych Szeregów. Z powodu ograniczeń powojennego systemu politycznego podejmowane przez Pana Marcina próby reaktywowania przedwojennego patriotycznego harcerstwa zakończyły się fiaskiem, ale nie zniechęciły Pana Marcina do pracy z młodzieżą, ani też do poszukiwania nowych sposobów wzniecenie i podtrzymanie w nas patriotycznych uczuć i dumy narodowej. Wiedziony, wyniesioną z własnych doświadczeń harcerskich, miłością do kraju i turystyki w wielu jej formach i świadomą potrzebą przekazywania swych pasji młodemu pokoleniu, Pan Marcin zgłosił się do Spółdzielni Mieszkaniowej na Ochocie z pomysłem zorganizowania młodzieżowego klubu turystycznego. Spółdzielnia udostępniła lokal i tak powstał osiedlowy Klub Turystyczny PTTK "Na Rozdrożu, który już po pierwszym naszym w nim spotkaniu stał się NASZYM KLUBEM. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Pan Marcin cierpliwie i niestrudzenie wychowywał NAS – nowe zielone pokolenie dorastających miłośników turystyki: rajdowiczów, wędrowników, kajakarzy, narciarzy, rowerzystów – szlifował bandę niepokornych, rozbrykanych dzieciaków, a potem nastolatków z różnych zakątków osiedla i nie tylko. Przez odniesienie do dawniejszych, bardziej bezpiecznych w tamtym czasie, tematów historycznych starał się dodawać do pracy z młodzieżą wątki patiotyzmu. Jednym z przykładów jego starań była inicjatywa stworzenia"Rajdu Kościuszkowskiego" śladami uczestników pamiętnej bitwy pod Maciejowicami. Zachęcał do pogłębiania wiedzy historycznej, do rajdowego współzawodnictwa o nagrody i dekorował odznakami PTTK, zdobytymi za prezbyte wodą i lądem dziesiątki kilometrów. Udostępniał klubową salę na zabawę noworoczną w największą warszawską śnieżycę i odwiedzał nasze mieszkania, aby uspokoić i przekonać naszych rodziców, że te pełne przygód wędrówki, z których wracamy zmęczeni i brudni, ale szczęśliwi i pełni wrażeń są ważne i pożyteczne dla naszego rozwoju. Nie zniechęciły go nasze szalone pomysły, młodzieńcze wygłupy, dziury w kajakach i namiotach, awarie steranej administaracyjnej nyski do przewozu sprzętu, awarie rowerów, ani nawet stan wojenny. To w stanie wojennym, gdy obowiązywały kartki żywnościowe, a na sklepowych pułkach był tylko ocet, Pan Marcin organizował nam NORMALNE żYCIE: obozy i rajdy, zasilane z kościelnych przydziałów żywności z paczek zagranicznych. Wzbogacał nasze życie o spotkania z ludźmi, których zapraszał do współpracy: przyjaznych księży- turystów, jak ks. Jerzy Misterski, czy niezapomnianego kuzyna Jacka Chruszczyńskiego zwanego przez nas „wujkiem Jackiem”, dzięki, któremu rozpoczęliśmy trwającą wśród nas do dziś tradycję honorowania „orderem agrafki” najdzielniejszego uczestnika wyprawy turystycznej, wyróżniającego się zaangażowaniem w sprawy grupy i koleżeńską pomocną postawą. Pan Marcin rozwijał w nas samodzielność, uczył praktycznych umiejętności niezbędnych turyście, planowania, dbałości o sprzęt, o klub i o siebie nawzajem. Swoją postawą i przykładem, i opowieściami o historii rozwijał w nas wartości patriotyczne, rodzinne i w następstwie tych działań stwarzał warunki idealne do rozwoju związków emocjonalnych, o których z dumą i nostalgią mówi się, że przetrwały próbę czasu. Czy od początku swej działalności zdawał sobie sprawę, czy miał nadzieję, że dzięki jego wizji i cierpliwej pracy nawiążą się przyjaźnie, które przetrwają lata burz i niewyobrażalne odległości? Czy wiedział o tym z własnych doświadczeń młodości? I stalio się. Na wiele sposobów nasze klubowe spotkania, choć w zmienionych sceneriach, funkcjonują do dziś. Wspominanie przeszłych przygód, zdjęcia z wypraw pomagają czasem przetrwać burze dorosłego życia, wywołują ciepło w sercach i przywodzą na pamięć szaleństwa niepokornego okresu doroślenia. Wielu z nas przekazało tę cenną wiedzę praktyczną i miłość do turystyki własnym dzieciom, a nawet i wnukom! Pochłonięci dorastaniem, marzeniami i przygodami młodości przez wiele lat nie zdawaliśmy sobie sprawy z wagi wydarzeń lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych i z ich wpływu na kształtowanie się naszych charakterów, pasji - naszego życia. Z głowami w chmurach wkroczyliśmy w otrzeźwiającą rzeczywistość radości i smutków dorosłego świata pełnego zawiedzionych i trwałych uczuć, spełnionych i niespełnionych marzeń, obowiązków zawodowych i rodzinnych, przypadkowych i nieprzypadkowych spotkań i rozstań. Dla wielu z nas przygoda z turystyką, która rozpoczęła się dzięki Panu Marcinowi, nigdy się nie zakończyła i nie zakończy, pozostanie na zawsze w naszych sercach trwałą, stabilizującą i porządkującą wnętrze wartością. W tym szczególnym dniu, gdy refleksja nad życiem Pana Marcina - naszego wychowawcy i przyjaciela, przywodzi na pamięć niezapomniane obrazy i odczucia, napełnia zmysły znajomym zapachem dymu z ogniska, a serca uczuciem trwałej bliskości, słowa wielokrotnie wspólnie śpiewanej przy ognisku piosenki nabierają nowego, szczególnego znaczenia: są niechybnym pożegnaniem, jak też niegasnącą obietnicą: Kto raz przyjaźni poznał moc nie będzie trwonił słów. Przy innym ogniu w inną noc do zobaczenia znów.