Szanowi i Drodzy Państwo! Wobec ciosu, który spadł na Państwa Rodzinę, niełatwo znaleźć słowa pociechy. Można jedynie życzyć sił do zniesienia tego bólu, który tylko czas może złagodzić. Prosimy przyjąć od nas wyrazy najszczerszego współczucia. Rafał, Mariusz, Jan i Janina Dąbrowscy
Marian Hoff (ur. 24 września 1925 r. w Legionowie, zm. 27 lutego 2013 r. w Warszawie) Syn Wincentego i Michaliny z Widmańskich. W życiu każdego człowieka są okoliczności, które formują Go na resztę jego dni i dla niego samego stają się na zawsze punktem odniesienia. W życiu Mariana Hoff takimi okolicznościami było to, że wychował się w Legionowie w pogodnej, wielodzietnej rodzinie, w domu stojącym na skraju lasu oraz to, że Jego młode lata wypadły w okresie wojny i okupacji. Otoczenie i rodzina na zawsze ukształtowały Go jako człowieka kochającego przyrodę, wsłuchanego w jej odgłosy, potrafiącego znaleźć wspólny z nią język. Celował w sportach wodnych. Zachowały się zdjęcia akrobatycznych skoków z trampoliny w Polsce oraz z zapór wodnych we Włoszech. Kochał las, Bieszczady, wieś, okolice Zalewu Zegrzyńskiego i podróże z plecakiem w nieznane. Wielkomiejskie formy życia w ogóle go nie interesowały. Świat w którym się wychował, nauczył Go radości życia, szacunku dla codzienności. Nasz mąż, ojciec i dziadek mając znakomitą orientację w dziejach współczesnego świata, jednocześnie potrafił cieszyć się drobnymi rzeczami. Był wspaniałym animatorem. Przy nim codzienność nigdy nie była nudna. Ofiarowywał się swojemu otoczeniu. Był wielkim przyjacielem dzieci. W kilku rodzinach był substytutem dziadka. Organizował niezliczone wyprawy w plener z udziałem własnych dzieci i wnuków oraz dzieci zaprzyjaźnionych rodzin i sąsiadów. Miał niezwykłe poczucie humoru. Jego historie, gawędy i żarty były zawsze do końca własne. Już jako młody chłopak w 1941 r. znalazł się w konspiracji. Był bardzo skuteczny w zdobywaniu broni dla podziemia. Np. znalazł pistolet zakopany w leśnej ściółce i kanister po benzynie, który spadł z jadącego niemieckiego samochodu, potrzebny do wyrobu miotaczy płomieni. Należąc do legionowskiego oddziału AK, stał się jednym z niewielu uczestników Powstania spoza Warszawy. W Powstaniu Warszawskim miał Pseudonim „Flak”. Pseudonim wziął się stąd, że kiedy był chłopcem kopnął piłkę tak mocno, że został z niej flak. Był bardzo dumny z tego, że walczył o Polskę i bolały Go krytyczne, bezmyślne, uwagi o Powstaniu tych, którzy oceniali je kilkadziesiąt lat później siedząc wygodnie w fotelu. Stanąć w obronie Polski było dla niego biologicznym imperatywem, który nie poddawał się żadnym logicznym kalkulacjom głoszonym przez dzisiejszych pseudointelektualistów. Walczył w Śródmieściu; specjalizował się w rzucaniu granatami. Jak stwierdził, udzielając wywiadu w 2009 roku: „W powstaniu u mnie szczególnych rzeczy nie było, tylko szturm i strzelanie”. Nie znosił tragizowania. Swoim dzieciom i wnukom relacjonował wydarzenia, których był świadkiem po żołniersku, bez załamywania rąk. Po kapitulacji przez dwa dni Niemcy przetrzymywali rozbrojony batalion, po czym Marian Hoff wraz z innymi Powstańcami został wywieziony do obozu jenieckiego w Lamsdorf (dziś Łambinowice). Stamtąd przewieziono go do Weisswasser pod Norymbergą, a później do Deggendorfu, gdzie został wyzwolony przez Amerykanów. 1 maja 1945 r. wyjechał do Włoch, do armii generała Andersa. Tam rozpoczął służbę w Drugi Korpusie Polskim, tym samym, który wcześniej walczył pod Monte Cassino. Był żołnierzem Drugiej Warszawskiej Dywizji Pancernej, złożonej w dużej części z byłych Powstańców. Korpus wchodził w skład brytyjskiej 8 Armii. Po ukończeni kursu dla kierowców jeździł wozem gąsienicowym Universal Carrier (potocznie carriers), ciągnącym działo i służącym do transportu. W Italii wreszcie odetchnął – dobre amerykańskie zaopatrzenie, przydziały czekolady i pomarańczy, przyjemny klimat, weseli i przyjaźni ludzie. Zawsze wspominał pobyt w tym kraju i służbę w armii Andersa jako jeden z najlepszych okresów w swoim życiu. Jak kiedyś powiedział, „jedynie wtedy czułem się jak pan”. W 1946 roku pożeglował do Anglii, gdzie Drugi Korpus został rozwiązany. 15 V 1947 r. wrócił do Polski. Nie był represjonowany, choć zawsze mówił o sobie, że jest Andersowcem. Od prześladowania uchronił go młody wiek i skromna ranga szeregowca. W 1953 r. założył rodzinę z Zofią z Wiśniewskich, z którą wspólnie przeżyli prawie sześćdziesiąt lat, doczekując się dwóch synów i dwóch wnuków. Z radością przyjął transformację, jaką przyniósł rok 1989. Szacunek nowych władz dla historii sprawił, że Marian Hoff z zapałem uczestniczył w uroczystościach rocznicowych związanych z Powstaniem Warszawskim. Miał bardzo emocjonalny stosunek do przyjaciół-kombatantów, których zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Marian Hoff zmarł w otoczeniu rodziny tak, jak tego pragnął. Dziedzictwo po Nim jest niematerialne: godność w prostocie, życzliwość, ciekawość losu drugiego człowieka i rozdana wśród żyjących pamięć radosnych dni, zwykłych bezpretensjonalnych przyjemności, o których jak pisał Norwid zaświadcza „śmiechów wiele i siano uwiędniętych kwiatów.” NON OMNIS MORIAR
Strona KuPamięci wykorzystuje pliki cookie ("ciasteczka") w celu
zapewnienia dostępu do treści (więcej informacji).
Zmiana ustawień dotyczących przechowywania ciasteczek możliwa jest
bezpośrednio z poziomu Twojej przeglądarki.