KuPamięci.pl
Kliknij, aby dopisać się do listy

Marian Kowalczyk


* 22.07.1932

 

+ 07.07.2013

Miejsce pochówku: Belsk Duży, cm. Parafialny

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (1)
Licznik odwiedzin strony
5650
Zaczęło się na Ratuszowej
Z Marianem poznałem się w latach sześćdziesiątych na rozmowie kwalifikacyjnej, kiedy Marian aplikował o pracę w instytucie. Kierownik Zakładu Radiokomunikacji, Jerzy Jarocki, zadzwonił do mnie, abym przyszedł do jego pokoju i zdecydował, czy przyjmę do swojej pracowni kandydata do pracy, który się do niego zgłosił. Nasza rozmowa z Marianem miała stereotypowy, ale sympatyczny charakter i nie zabrało mi to wiele czasu, aby wyrazić zgodę na przyjęcie jego do mojej pracowni. Nie pamiętam, co dokładnie sprawiło, że zorientowałem się, iż Marian dużo palił. To mi jednak nie przeszkadzało, chociaż sam nigdy nie paliłem. Tak zaczęła się moja znajomość i współpraca z Marianem. Współpraca, która w krótkim czasie wyszła poza ramy stosunków przełożony – podwładny, a weszła w układ kolega – kolega, w którym szybko zbliżyliśmy się do siebie. I pozostaliśmy sobie bliscy przez następne lata, kiedy Marian odszedł z mojego zespołu „na swoje” obejmując jedną z pracowni w naszym zakładzie i kiedy z kolei ja, odszedłem ze swojej pracowni na stanowisko wicedyrektora i kiedy jeszcze bardziej się oddaliłem wyjeżdżając do pracy, do Nigerii. W czasie jednego z moich nigeryjskich urlopów (pamiętam, że było to w 1983-im, zaraz po zakończeniu stanu wojennego), byliśmy z Grażyną (moją żoną) w banku na rogu Placu Bankowego i Alei Solidarności i tam dosłownie wpadliśmy na siebie z Marianem. Mieliśmy za sobą parę lat przerwy w naszych kontaktach i bardzo odmienne przeżycia i doświadczenia. Ja – pracę na uniwersytecie w czarnej Afryce, wśród muzułmanów. Marian – wybuch i upadek Solidarności i stan wojenny. Nic to jednak nie znaczyło. Rozmawialiśmy ze sobą tak jakbyśmy widzieli się wczoraj, rozumieliśmy się, czuliśmy, że łączące nas więzy nie zmieniły się. Marian bardzo gorąco zapraszał nas na kawę, na co zgodziliśmy się, choć z czasem byliśmy trochę krótko. Wylądowaliśmy w jakiejś kawiarni na starym mieście, gdzie nam się bardzo miło rozmawiało. Rozstaliśmy się z przyjemnym odczuciem wzajemnej bliskości, która była taka sama jak dawniej. Gdy po pracy w Nigerii osiadłem w Kanadzie, wymienialiśmy pocztą elektroniczną życzenia przy okazji imienin i świąt dodając do nich parę informacji o sobie. W jakimś momencie ten kontakt się urwał, bo adres emailowy Mariana przestał funkcjonować. Zadzwoniłem do Jurka Kani, wziąłem od niego numer telefonu Mariana z zamiarem odezwania się. Z moją genialna zdolnością do odkładania spraw na później odkładałem ten telefon do Mariana z dnia na dzień, przez parę miesięcy. Już nie zadzwonię.
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-

10.07.2013