KuPamięci.pl

Mariusz Sobiech


* 25.08.1972

 

+ 26.02.2012

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Komunalny Północny (Wólka)

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (130)
Licznik odwiedzin strony
65734
Umilkły szumiące strumienie... Twarz zarysowanego kamienia, Zamilkły kwiaty i śpiewy ptaków, w tafli pamięci... echem... odbijają się , wspomnienia...
Zgłoś SPAM
,,... można odejść na zawsze, by stale być blisko..." - ks. J. Twardowski
Zgłoś SPAM
Nie stójcie nad moim grobem i nie płaczcie; nie ma mnie tam. Ja nie śpię. Jestem tysiącem wiatrów, które wieją; Jestem diamentowym blaskiem na śniegu. Jestem światłem słonecznym na dojrzewającym zbożu; Jestem łagodnym jesiennym deszczem, kiedy budzicie się w porannej ciszy; Jestem śmigłym lotem cichych ptaków. Jestem łagodną gwiazdą, która świeci w nocy. Nie stójcie nad moim grobem i nie płaczcie; nie ma mnie tam... [Mary Elisabeth Frye ]
Zgłoś SPAM
Najsympatyczniejszy Pacjent na świecie ......cierpliwy , wyrozumiały ,grzeczny.Człowiek z wielką klasą !!!
Zgłoś SPAM
Monika
jak to "wspomnienia"?
Zgłoś SPAM
M
za niecały miesiąc miałbyś 40-ste urodziny czego byś sobie życzył?
Zgłoś SPAM
Muzyczny Mentor

Na pogrzebie nie żegnał Mariuszka jego muzyczny mentor Pan Waldemar Korpała. Pomyślałam, że nie wiedział o Mariuszka śmierci. Zadzwoniłam dziś do niego aby przekazać mu tę smutną wiadomość. Telefon odebrał ktoś inny, zapytałam o możliwość rozmowy z Panem Waldemarem, usłyszałam, że Pan Waldemar nie żyje. Odszedł wcześniej niż Mariusz... Wyobrazilam sobie ich spotkanie. To musiało być niesamowite spotkanie. Myślę, że teraz mają całą masę czasu którego wcześniej im brakowało. Kochani ja juz wiem, że on jest szczęśliwy, bo spotkał tam Boga który jest Miłością i Pana Waldka, który nauczył Go miłości do muzyki. Na pewno siedzą gdzieś tam; Mariuszek i jego Muzyczny Mentor godzinami rozmawiają o niemieckim rocku progresywnym, o włoskim i takim, o którym nam zwykłym muzycznym szarakom wogole sie nie śniło.
Panie Waldemarze na zawsze pozostanie Pan w mojej pamięci. 

Zgłoś SPAM
So here I am once more In the playground of the broken hearts One more experience, one more entry in a diary, self-penned Yet another emotional suicide Overdosed on sentiment and pride Too late to say I love you Too late to restage the play Abandoning the relics in my playground of yesterday... Przy tym się poznaliśmy. Wieki temu. Życie śmiga dalej a ja wciąż tkwię myślami w małym pokoju na Wrzecionie kiedy przerzucaliśmy kilometry taśm Marillion. Tony nagrywanych kaset, osiemnastki, wyjazdy, wakacje... Zawsze będę do nich wracał myślami. I do Waszego ślubu na Bielanach. Tamten czas miał inny kolor. Ale dzięki Tobie te barwy nigdy nie wyblakną. Too late to say I love you Too late to restage the play Abandoning the relics in my playground of yesterday... Czekaj tam na mnie. Moniko, Mikołaju, ściskam Was. Jarek
Zgłoś SPAM
Pierwszy dzień pracy w "Herosie" *** Wspólne śniadania rozkładane na biurku *** Obiady obok biura "u Basi" i "u Steve'a" *** Wracamy z jednego z obiadów, maszerujemy Przasnyską i pytasz mnie o jakieś fajne miejsce, w które mógłbyś zabrać Monikę w pierwszą rocznicę ślubu *** Prezenty na imieniny dla współpracowników pakowane w Ogólne Warunki Ubezpieczenia "Herosa" *** Wizyta u Was (na Klaudyny?) - "ale z jedzeniem to poczekamy, aż Monia wróci, bo ja to nawet wodę na herbatę przypalam" *** Koncert Fisha w "Stodole" w 2004 roku *** "GroundZero" w czwartki *** "Szalone nożyczki" w Teatrze Kwadrat *** Malutki Mikołaj w foteliku z "wizytą" w naszym biurze *** Mój krótki pobyt w Polsce i wiadomość, że jesteś chory *** Pierwszy dzień pracy w "Herosie"... Wiele osób wyobraża sobie aktuariusza i matematyka w pewien szczególny sposób. I nagle przychodzisz Ty i pokazujesz, że można zupełnie inaczej, że można mieć zainteresowania i prawdziwe pasje, że można tak... po ludzku :-) Bardzo się cieszę, że się spotkaliśmy.
Zgłoś SPAM
Mariusz był perfekcyjnym organizatorem. Wszystko musiał mieć zaplanowane, nic nie pozostawiał przypadkowi. Co roku w grudniu, kiedy tylko w biurach podróży pojawiały się katalogi z letnią ofertą, Mariusz miał je wszystkie i zaczynał planować wakacje. Brał pod uwagę każdy szczegół – nie tylko jak daleko jest od plaży, ale np. czy plaża jest piaszczysta, czy nie tylko czy są wieczorne show, ale czy są robione przez lokalną ekipę (nazywał ich lokalesami) czy przyjezdną i jaką itd. Po wnikliwej analizie przedstawiał nam swoje rekomendacje ze szczegółowym uzasadnieniem. Nigdy nie żałowaliśmy tych wyborów. Inny przejawem szczegółowego planowania były coroczne lipcowe imprezy u Moni i Mariusza. Tu mógł połączyć to ze swoją pasją, czyli muzyką. Muzyka była wnikliwie dobrana, nagrana na płyty, a Mariusz dokładnie wiedział, o której godzinie jakie utwory zagra. W zasadzie kiedy jeszcze nie ucichły wrażenia po jednej imprezie Mariusz już znał temat przewodni kolejnej. Tym razem po niezapomnianych latach 80-tych miały być rytmy latynoamerykańskie. Mariusz już we wrześniu pożyczył od nas płyty z muzyką kubańską, żeby wybrać jakieś piosenki na kolejny lipiec. W lipcu zeszłego roku powiedziałem mu, żeby sobie nie myślał, że mu się upiecze, bo za rok będzie musiał zrobić dwudniówkę. I dalej mu nie daruję – jak się spotkamy, to będzie naprawdę długa impreza. Mariusz miał świetne poczucie humoru. Czasem jak miał fazę, to można było godzinę padać ze śmiechu. Może nie wszyscy wiedzą, że Mariusz genialnie naśladował Jasia Fasolę (śmiem twierdzić, że mógłby równać się z samym mistrzem Atkinsonem). Zaczynał wtedy chodzić z uniesionymi poziomo rękami, marszczył nos, lekko przechylał głowę i robił właśnie Tę Minę. Potrafił też świetnie improwizować. Kiedy poznaliśmy się w Turcji (byliśmy wtedy w naszych podróżach poślubnych) pamiętam, jak opowiadał, że w pracy (uczył się dopiero do egzaminu na aktuariusza) żartowali sobie z jakiejś koleżanki, która miała bluzkę w buraczki, śpiewając na melodię kościelnego psalmu „Pani Helenka cała jest w buraczki”. Po tym refrenie następowała improwizacja zwrotki „psalmu”. Najśmieszniej było jednak, jak przez kolejną godzinę śpiewał „psalmy” o każdym z nas. Ubaw po pachy. Gra w Magic the Gathering była oczywiście kultową pozycją na każdym naszym wyjeździe wakacyjnym (oczywiście przeważnie dostawałem baty). Siadaliśmy sobie w jakimś barze, zamawialiśmy gin z tonikiem (Mariusz twierdził, że to jeden z niewielu drinków, których nie można spieprzyć) i graliśmy, dopóki dziewczyny nas nie zagoniły do innego zajęcia. Mariusz zawsze miał dwa pudełka po 5-6 nowych talii kart. Łącznie miał ich w domu pewnie co najmniej kilkadziesiąt. Kiedy były wydawane jakieś nowe talie już je miał, dokupował sobie też pojedyncze karty, aby wzbogacać talie. Jednak mój największy podziw budziła zawsze jego wiedza o kartach, nowych, specyficznych regułach związanych z każdą z talii. Nie wiem ile godzin musiał spędzać na czytaniu, ale praktycznie znał regulamin każdej talii. Zawsze byłem uparty, więc po jednej porażce daną talią chciałem rewanżu, potem kolejnego i kolejnego. Kiedy już zrezygnowany dochodziłem do wniosku, że tą talią nie da się wygrać, Mariusz proponował, żebyśmy się zamienili… i znów dostawałem baty. Naprawdę był mistrzem. I jeszcze jedno wspomnienie z każdych wakacji. Wszyscy oprócz Mariusza jesteśmy śpiochami, więc zawsze wstawał pierwszy i szedł zająć leżaki. I teraz jest podobnie, po prostu Mariusz już poszedł zająć nam leżaki – będziemy mieli najlepsze miejsca przy samym basenie. Maniek, do zobaczenia…
Zgłoś SPAM
pamięć
Każdy z nas zapamięta Mariusza na swój własny, dla niego wyjątkowy sposób. Jedni będą go wspominać jako szefa, Pana Prezesa, inni jako bezpośredniego przełożonego, wymagającego ale ludzkiego, jeszcze inni, Ci którzy mieli okazję znać go lepiej i dłużej, jako kolegę - czasami skrytego, zamkniętego w sobie, jednocześnie umiejącego rozbawić wszystkich błyskotliwą ripostą. Jeszcze inni, jako przyjaciela… Lojalny, sprawiedliwy, kreatywny, umiejący być podporą, ale tez nie bojący się poprosić o wsparcie. I często się uśmiechający, szczególnie przed chorobą. Miłośnik muzyki, z dużym dystansem do siebie i z dużą świadomością własnej osoby. Potrafił słuchać, zawsze w danym momencie rozmowy sprawiał wrażenie, że na tą jedną chwilę wymiany zdań jest nie na 100 a na 200 procent skoncentrowany na rozmówcy. Mimo iż lubił pracę potrafił znaleźć odpowiednią równowagę - pozytywną i inspirującą legendą stały się zachowania Mariusza, który był w stanie wyjść z najważniejszych spotkań, bo właśnie dzwoniła jego żona. Nie był osobą, którą można nazwać duszą towarzystwa, a jednak łatwo potrafił gromadzić wokół siebie ludzi. Tradycją stały się doroczne, tematyczne spotkania w domu Sobiechów, na które my – znajomi i przyjaciele – czekaliśmy cały rok, z czego pół roku po wspominaliśmy poprzednie, a kolejne pół roku przygotowywaliśmy się do następnego. Do spotkania, Mariuszu! Pewnie już masz temat na następne i przygotowujesz na nie muzykę…
Zgłoś SPAM
Apropo perfekcji....

Apropo perfekcji Mariuszka. Szpital. Poduszka przywieziona z domu. Puchowa, żeby nie było, ze szpitalna jakaś twarda. Powloczka z domu. Wszyscy obok białe szpitalne poszewki, Mariuszek pomarańczowa w białe koła. Poprawiam mu te poduszkę, jak nasze babcie wzruszam pierze, żeby było jak najprzyjemniej. Ukladam pięknie, staram sie jak mogę. Pytam "Mariuszku, czy tak jest dobrze?" Chwila ciszy......odpowiedź, powolna, przemyśla....nie jakaś tam: ... "jeszcze nie wiem", czekam zatem cierpliwe. Mija kolejna chwila "wiesz...jest dobrze......ale nie idealnie":) Kocham Go.

Zgłoś SPAM
Kiedy wspominam Mariusza, pierwsze co przychodzi mi do głowy to jedno z Jego hobby - muzyka. Do dzisiaj mam przed oczami szafę (pancerną!) z poprzedniego biura Nordea i szok jaki przeżyłem po jej pierwszym otwarciu. Bo nie była to jedna wielu szaf biurowych - zastawionych od góry do dołu dokumentami w segregatorach. To była prawdziwa Grająca Szafa! Na jej półkach stały setki kaset magnetofonowych z nagraniami przeróżnych wykonawców. A On, stojąc obok, z uśmiechem na twarzy, opowiadał o poszczególnych utworach, zachwycając się najlepszymi fragmentami. I to był prawdziwy Mariusz - jak coś robił, to z pasją!
Zgłoś SPAM
Początki były trudne – ja przecież jestem gadułą. A Mariusz potrzebował konkretów, żadnego zagadywania tematu. „Do brzegu, Kasia … mów o co ci chodzi”. Ale słuchał i jeśli argumenty go przekonywały zgadzał się. A jeśli trafiłam na coś trudnego, nie do przejścia – pomagał. I znów bez zbędnych słów, po prostu, w charakterystyczny sposób mrużąc oczy. Mariusz we wszystkim co robił był prawdziwy i do bólu sprawiedliwy. Jasne zasady, żadnych ciosów poniżej pasa. Tak jak w boksie, Jego ulubionym sporcie, którego nie tylko był wielkim fanem ale także go trenował. I to nie w ciepłej salce treningowej gdzieś w centrum miasta ale w prawdziwej „Kuźni talentów” jak nazywał sekcję bokserską Legii. Surowe, niemal spartańskie warunki. Bez taryfy ulgowej, bez oszczędzania się na treningu. Śmiał się – „pot, łzy i bez prysznica”. I takim go zapamiętamy – twardego zawodnika na ringu. Będziemy też pamiętać uśmiech z imprez w Łomiankach, dumę kiedy pokazywał zdjęcie Mikołaja, które stało w gabinecie – „On jest teraz trochę większy ale fajny jest”.
Zgłoś SPAM
Mariusz był chłopakiem którego hobby w 99% przeradzały się w pasje 1) muzyka - na początku naszej znajomości, kiedyś w drodze do domu, ja zupełnie nieświadomy z kim "muzycznie" mam do czynienia zagadnąłem czy zna coś z jazzu - Miles Davis. Uważałem że wiem dużo - znając 4-5 płyt, Mariusz wymienił cała dyskografie - jak dziś pamiętam, jak powiedział ze Skatches of Spain jest bardzo ładną płytą. Wtedy Mariusz słuchał muzyki z kaset – codziennie przynosił do słuchania nowe pakiety płyt – w ten sposób nie chciał się znudzić muzyką jednej kapeli. Często przynosił do pracy Encyklopedie Rocka (albo nawet ta książka była w pracy na stałe). Mariusz sprawdzał co dany zespół nagrał, w jakich latach, jak zmieniał się skład zespołu. Mam wrażenie, że Mariusz w pewnym momencie stał się żywą Encyklopedią Muzyki. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Mariusza w domu nie miałem wątpliwości czym się interesuje i na czym się zna. Cała ściana kaset – od podłogi do sufitu, nie wiem czy dobrze pamiętam ale półki odrobinę uginały się pod ciężarem kaset. Wszystko ponumerowane i poukładane alfabetycznie – zgodnie z nazwami kapel. Pewnie nie powinienem o tym pisać (zakładam że i tak sprawa już się przedawniła). Mariusz miał tajną wypożyczalnie płyt gdzie przegrywał na kasety (potem płyty) albumy zespołów o których zapewne niejeden pasjonat nawet nie wiedział. Fakt jest taki, że cokolwiek nieznanego absolutnie mi polecił okazywało się kawałkiem dobrej muzyki. Odnośnie muzyki to jeszcze ostatnia rzecz – Mariusz kiedyś kupił dobry sprzęt grający. To było jeszcze przed narodzinami Mikołaja. Pisze o tym bo pamiętam że jak tylko Mikołaj był na tyle sprawny żeby chwycić ołówek w rączkę – podziurawił Mariuszowi „kolumby” – tak Mikołaj nazywał głośniki. Mariusz oczywiście nie miał z tym żadnego problemu – Mikołaj był ważniejszy niż muzyka, był najważniejszy na Świecie. 2) Mariusza pamiętam także z wielogodzinnych potyczek w Might & Magic – gra karciana / gracz może tworzyć własne układy kart wybierając karty z wielu talii. Mariusz przekonał mnie do jego kolejnej pasji. Graliśmy dużo – był taki okres, że codziennie po pracy. Oczywiście było tak, że w większości przypadków dostawałem baty – Mariusz miał dar tworzenia talii które były nie do pokonania – pamiętam jego talie z jednostkami Spirit – bez szans na wygraną. W Might & Magic widać było dążenie Mariusza do perfekcji, jeżeli czemuś się poświęcał robił to w 100%. Jednocześnie widać było jego ponadprzeciętną inteligencję i zmysł strategiczny. 3) Boks – zawsze interesował się walkami bokserskimi. Jak klasyczny obywatel naszego kraju, bez względu na poprzednie wpadki, wstawał o 5 nad ranem żeby zobaczyć walkę Andrzeja Gołoty – tak było na początku jego przygody z boksem. Potem już wsiąkł w świat boksu zupełnie. Jeździł na walki bokserskie – między innymi do Niemiec na walkę Kliczki, był na walce Gołoty z Adamkiem. Ale Mariusz nie był klasycznym kibicem telewizorowym / imprezowym – Mariusz trenował boks. Kiedyś mi powiedział że nie ma innego sportu ponad boks – dopiero w boksie sprawdza się człowiek. Pamiętam jak opowiadał jaki dostawał wycisk, pamiętam jak pokazywał co zrobił źle (blok albo unik) i został znokautowany. Tak czy inaczej walczył na ringu i miał z tego dużą satysfakcję. Mariusz był praworęczny ale jego lewa ręka była mocniejsza – z mańkutami trudniej się walczy, o czym często przekonywał się jego sparing partner. Odnośnie muzyki to jeszcze przypomniałem sobie że Mariusz wybierał kawałek intro do wejścia naszego mistrza świata Krzysztofa Włodarczyka. No i oczywiście te imprezy - pół roku tworzenia scieżki dzwiekowej i nauka na pamięć w której godzinie jaki kawałek 4) Pasja - to tez praca. Dla Mariusza praca w Nordea / wcześniej Heros była też pasją. Poświęcał się pracy i ciągle chciał więcej, lepiej. Nie pamiętam ile miał lat kiedy nauczył się angielskiego – wszystko po to żeby być lepszym managerem, żeby lepiej wykonywać swoje obowiązki. Dla mnie był osobą do której zawsze mogłem przyjść i który chciał pomagać, podpowiadał rozwiązania. No i był oczywiście niezwykle mocny merytorycznie – Aktuariusz przez duże „A”. Otwarty na nowe rozwiązania, nie chciał myśleć schematycznie / nie było dla niego jednego rozwiązania problemu, był otwarty na nowe pomysły – inspirował całe swoje otoczenie. 5) Napisałem o tym wszystkim ale nie napisałem o najważniejszej rzeczy. Dla Mariusza największą pasja była rodzina – żona Monika i ukochany syn Mikołaj. Pamiętam jak kiedyś Monika powiedziała jak bardzo Mariusz kocha Mikołaja - że chce mu dać wszystko. 6) Bardzo łatwo nawiązujący kontakty / ciekawy świata - z opowiadań wiem jak z Monika zawierali przyjaźnie z właścicielem tawerny z Grecji czy taxidriverem w Maroko.
Zgłoś SPAM
Od 12 lat stoi na moim biurku zdjecie slubne Mariusza i Moniki. Tyle z lat przeszlo z tego Sylwestra, kiedy przyjechalam pierwszy raz do kochana Polski i poznalam panstwo Sobiechow, ktore jeszcze bylo mlodym Panstwem - tylko sie ozenili. Jeszcze mieszkali w tym malym mieszkanku, gdzie cala sciane zakrywala szafa z kasetami. Przyjmali mnie i mojch kolegow na podlozie, a jeden z moich przyjaciol spal u nich pod choinka... Z tego czasu duzo sie rzeczy zmienilo. Pojawil sie Mikolaj. Mariusz i Monika sie przeprowadzili... az 2 razy. Ja wyjechalam do Francii. Ale to, sie nas laczy, stalo mocniejszym. Moja radosc, prawie rodzinna radosc przy spotkaniach... Mariusz mial taki sens humoru, ze nie moglam sie nie usmiechac caly czas w jego kompanii. Mariusz (jedyny na swiecie, mysle) mog prawie zastawic mnie "wpadnic" do Polski, kiedy ja juz kupilam bilety do Bialorusi tym razem nie przez Warszawe, jak zawsze. Mariusz, wstajacy o 6-oj, zeby isc na kursy angielskogo. Mariusz w Marsylii, w dzien odjazdu, prawie nie spawszy po wczorajszej impreze - i wychodzi na codzienny jogging � 7-oj! Mariusz mial zelazna wole i byl przy tym bardzo czulym czlowiekiem... Nie chce i nie mysle o nim, jak o odszedszym. Jest w moim zyciu. Bo bede miala to slubne zdjecie, gdze onie z Monika sa takie mlodzi i piekne, caly czas na moim biurze...
Zgłoś SPAM
Mariusza, znałem wiele lat, przez ten okres poznałem go zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i prywatnej. Zawodowo Mariusza poznałem jako aktuariusza, gdy zacząłem pracę jeszcze w Heros-Life. Szybko wspinał się w górę i wszedł wysoko osiągając stanowisko Prezesa Zarządu Nordea Polska. Bardzo sobie ceniłem czas naszej współpracy, gdyż wiele się nauczyłem przy nim. Pamiętam moje negocjacje z Mariuszem wielu ofert i produktów, po których zawsze wynosiłem nową wiedzę i inne spojrzenie na dana sprawę. Zawsze był profesjonalistą….będzię mi go bardzo brakowało wśród nas, jego uśmiechu, poczucia humoru, pogody ducha……W moich wspomnieniach zostanie taki, jak na tym zdjęciu obok…..Krzysiek
Zgłoś SPAM
Najlepszy korepetytor świata.
Pamiętam jak jako jeszcze młody chłopak chodziłem do Mariusza na korepetycje z matematyki którą od zawsze miał w jednym palcu . To tylko dzięki tym lekcją, sposobie, zaciekłości i niekonwencjonalnemu podejściu Mariusza udało mi się zdać maturę na 4+. To w jaki sposób z jakim humorem uczył było niesamowite po prostu nie do opisania. Nigdy tego nie zapomnę . Nie zapomnę również regałów pełnych kaset w jego pokój i jego wiedzy o muzyce która była gigantyczna. Mariusz był a właściwie jest przykładem godnym naśladowania. Szczerze to nie mogę jeszcze w to wszystko uwierzyć, pogodzić się z tym co się stało. Mam nadzieje, że będę mógł kiedyś jeszcze czegoś się od niego nauczyć. Trzymaj się
Zgłoś SPAM
Każda z osób, które współpracowały z Mariuszem zadaje sobie teraz pytania: Co wniósł do mojego życia? Czego się od niego nauczyłem? Praca z Mariuszem uczyła mnie mądrej walki w sprawach, które uważał za istotne z punktu widzenia prowadzonego biznesu. Potrafił się ugiąć, zawrzeć strategiczny kompromis, zjednać sobie grono sojuszników, ale nigdy nie rezygnował, gdy uważał, że racja jest po jego stronie. Będę go pamiętał jako osobę, która zawsze była w pracy przede mną i zawsze opuszczała ją później ode mnie - bardzo szanuję tę Jego pracowitość, ponieważ zasługiwała na wyróżnienie. Pamiętam, że chwile, które bardzo lubił to poranki, gdy siedział w gabinecie, zapatrzony w sprawozdania finansowe, z filiżanką gorącej kawy i delikatną muzyką w tle. Widać było, że kocha muzykę i że daje Mu ona poczucie wolności. Zapamiętam Mariusza jako osobę bardzo inteligentną, o niezwykle wnikliwym sposobie myślenia. Nie wiem, czy grał w szachy, ale myślał bardzo strategicznie, planując zawsze kilka różnych wariantów prowadzenia biznesu, a w każdym z nich kilka kroków naprzód. Dla mnie osobiście Mariusz będzie zawsze "Mister Bottom Line" - wszystko powinno znaleźć swoje odzwierciedlenie w liczbach a liczby powinny ujawnić prawdziwy sens prowadzonego projektu. Bardzo żałuję, że nie dane mi było współpracować z Nim dłużej ale i ten wspólny czas był dla mnie bardzo cenny. Mam nadzieję, że dla Niego również. Będę Go wspominał jako osobę, która nigdy nie przegrała żadnej walki, poza jedną, w której szanse nie były niestety wyrównane. Bardzo rzadko jest nam dane spotkać w swoim życiu takie osoby jak Mariusz. Andrzej
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Monika Sobiech
27.02.2012