KuPamięci.pl

Mieczysław Kuraś


* 01.05.1933

 

+ 16.03.2018

Miejsce pochówku: Magdalenka, cm. Parafialny

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (7)
Licznik odwiedzin strony
8056
Poznalem, chyba wtedy jeszcze doktora Kurasia, okolo 1991 roku, jako doktorant SGGW. To byl pasjonat i z takimi ludzmi zawsze jest latwo znalezc wspolny jezyk. Zaprosil mnie do swojego zakladu na seminarium ktore przerodzilo sie w kilka kolejnych spotkan kiedy rozmawialismy o cytologii, embriogenezie, roznicowaniu, podzialach komorek. Pamietam jak kiedys, gdy poprosilem go o pomoc z utrwalaniem jakichs preparatow przerwal mi: “Panie Tadeuszu, niech Pan nie tlumaczy, wystarczy ze Panu na tym zalezy.” Alez mnie takie slowa, z ust czlowieka ktorego szanowalem i ktory byl dla mnie autorytetem, dowartosciowaly. Innym razem siedzielismy przy stole w zakladzie, chyba embriogeneza byla znow na wokandzie. Pani Jagoda gdzies za plecami pokroila bulke, na nia plasterki jakiegos serdelka, poukladala to na talerzu i bez slowa postawila miedzy nami. Do tego sloik z musztarda i jakis noz do smarowania. Rozmowa sie ciagle toczyla przy czym w pewnym momencie Profesor zrobil reka gest abym sie czestowal. Ja na to ze mam skrupuly, bo odbieram komus sniadanie. Na to Pani Jagoda, “Nie, nie nam, Ugrysiowi”. A kto to Ugrys? Na to profesor “Pani Jagoda ma tutaj takiego psa, ktory sie przyblakal i go dokarmiamy. Dzisiaj dostanie suchy chleb.” To bylo chyba jedno z najbardziej szczerych i zyczliwych przyjec na jakich bylem w zyciu. Teraz po ponad 25 latach od tamtego czasu, dostajac te informacje uswiadomilem sobie jak duzy wplyw miala i ma na mnie postawa Profesora i to partnerstwo z jakim do mnie podszedl. Wdzieczny jestem losowi ze postawil kogos takiego na mojej drodze. Serdeczne wyrazy wspolczucia Rodzinie. Odszedl wspanialy czlowiek ale czastka jego pogodnego ducha wsrod wielu z nas, ktorym dane bylo go poznac i polubic, pozostala.
Zgłoś SPAM
W nim miałem moją północ, południe i zachód, i wschód, Niedzielny odpoczynek i codzienny trud. Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew, Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie. Myliłem się. Nie potrzeba już gwiazd – zgaście wszystkie – do końca; Zdejmijcie z nieba Księżyc i rozmontujcie słońce; Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień. Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.
Zgłoś SPAM

Śmierć jest częścią życia i jest nieunikniona, o czym wie każdy, a biolog może nawet lepiej niż wszyscy. Jednak, kiedy przychodzi, zwłaszcza kiedy dosięga osób nam bliskich – zaskakuje, przygniata swoją nieodwracalnością i napawa bólem i smutkiem. Profesor Kuraś był dla mnie osobą bliską, przyjacielem (myślę, że mogę tak powiedzieć). Nasze drogi zetknęły się w roku 2003, kiedy rozpoczęłam seminaria magisterskie w Zakładzie Morfogenezy Roślin, którego był kierownikiem. Tak poznałam Profesora: niewysokiego, niemłodego już, choć młodego duchem, pełnego zapału do pracy i pełnego życia mężczyznę. Był to dla mnie moment wchodzenia w świat nauki i Profesor jawił mi się jako żywa ikona tego świata. Pochłonięty pracą całkowicie, zawsze gotowy do naukowej dyskusji. Seminaria z jego udziałem miały swoisty, niepowtarzalny klimat: uwagi Profesora, jego komentarze, pytania – to zawsze wzbudzało we mnie, młodej studentce, respekt, podziw i fascynację. Dzięki Profesorowi, mogłam również poznać wielu niezwykle ciekawych ludzi świata polskiej nauki. Z Profesorem Kurasiem rozmawiałam dużo i często. Spędzaliśmy długie godziny w laboratorium. On najczęściej siedział przy mikroskopie elektronowym, ja przy mikroskopie świetlnym. On patrzył profesjonalnym okiem starego, doświadczonego naukowca, ja okiem żółtodzioba, ale oboje widzieliśmy to samo: wspaniały, niepowtarzalny, fascynujący świat komórek roślinnych. I myślę, że nasz entuzjazm i radość z pracy była porównywalna. Profesor opowiadał mi także o historii Wydziału Biologii, o swoim mistrzu – profesorze Teleżyńskim i wielu innych. To dotknięcie historii, korzeni sprawiło, że moja praca naukowa nabierała dodatkowego wymiaru. Czułam się częścią jakiejś większej wspólnoty, małym kółeczkiem wielkiej maszyny. Choć Profesor to przede wszystkim człowiek nauki, dla którego praca liczyła się ponad wszystko, to jednak dla mnie Profesor kojarzy się również z zabawą przez wielkie „Z”. Nasze „Imprezy Zakładowe”, to było zawsze coś wyjątkowego, a Profesor był ich niezaprzeczalną duszą. Świętowaliśmy wszystko i zawsze: nasze małe i duże sukcesy naukowe, imieniny, święta i to nie tylko Boże Narodzeni czy Wielkanoc, również Mikołajki, Tłusty Czwartek, Śledzik były okazją by się spotkać, porozmawiać, wspólnie pośpiewać. Profesor lubił żartować, lubił śpiewać, lubił się śmiać. Profesor był prawdziwym człowiekiem – człowiekiem z pasją – wielką miłością do swojej pracy, do nauki – z pasją do końca, do kiedy pozwoliła mu choroba, której się zresztą nie poddawał. Był cichy, spokojny i skromny, po prostu robił swoje, ale nie był niewidoczny, nie przechodził przez życie niezauważony, ponieważ był Kimś. Sposób, w jaki „uprawiał naukę”, sposób w jaki pracował na Uniwersytecie, ale także sposób w jaki potrafił się śmiać, żartować i bawić, sprawiają, że jego odejście jest dla mnie i dla wielu bardzo przykre. To jakby zamknięcie pewnej historii, pewnej epoki. Lata 2003, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam progi Zakładu Morfogenezy Roślin Uniwersytetu Warszawskiego do roku 2009, kiedy obroniłam mój doktorat były z pewnością jednym z lepszych i ciekawszych okresów w moim życiu, a Profesor Kuraś jest ważną częścią tych moich wspomnień i życiowych doświadczeń. Jestem głęboko przekonana, że miał On ogromny wpływ na ten okres mojego życia, na moje obecne wspomnienia i na to kim jestem, jak patrzę na naukę i czym dla mnie jest nauka. Za to Profesorze chciałabym Ci podziękować. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Ewa Przedpełska-Wąsowicz, dr nauk biologicznych

Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-

19.03.2018