|
Stanisława Kalicka
* 07.05.1928 + 02.02.2013
Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Wolski, woj. mazowieckie
|
|
|
|
|
Licznik odwiedzin strony 27703
|
|
|
|
To była bardzo ciężka operacja, a Ty przesiedziałaś z Januszem w szpitalu cały dzień! - Wiem, co człowiek czuje w takiej sytuacji - mówiłaś ze spokojem i ten spokój udziela się nam wszystkim.Dziękuję Ci za serce. Nieustannie.
Zgłoś SPAM
|
Deszcz potargał kwiaty, słońce się gniewa za chmurą, smutno...
Ale i tak ciepło w sercu, bo cudownych wspomnień nie odbierze nam nikt. Prawda? Ciotuniu, Wujku...
Zgłoś SPAM
|
Dziś taki sen. Jestem z babcią w naszym mieszkaniu... Nagle dostrzegam Cię w przedpokoju. Idziesz ku nam, a ja krzyczę - Mamo, ciotunia jest z nami! Biegnę naprzeciw, przyklękam, obejmuję Cię, przytulam twarz do Twojej. Tak mocno ściskam i czuję Twe ciepło, bicie twego serca, czuję zapach Twych włosów. Wlepiam się kurczowo, byś nie odeszła, gdzieś bowiem mam świadomość, że to tylko chwila... Trwam tak w bezruchu, a Ty milczysz... I nagle widzę, że w moich wyciągniętych dłoniach nie ma nic. Wymknęłaś mi się...Kochana nasza.
Zgłoś SPAM
|
W Twym oknie ciemno... Widziałam wczoraj...A przecież pamiętam tę ostatnią niedzielę, gdy z okna machałaś nam na pożegnanie...
Zgłoś SPAM
|
Ciągle mi się wydaje, że zerkasz przez okno i zaraz nam pomachasz...
Zgłoś SPAM
|
Cioteczko, pamiętasz? Urodziny Inez... Byłaś z nami.... Biegałaś codziennie do szpitala, brałaś na swe barki rozpacz naszego stanu, ukrywałaś niewiadomą jutra, wierzyłaś mimo wszystko, że może być dobrze. To cała Ty! Bez Twego wsparcia nie przeszłybyśmy tego wszystkiego pomyślnie. I od tamtej pory miałam dwie mamy. Henię i Stasię. Ty Moja ciotuniu, na pogodę i niepogodę. Skoro to możliwe, to niech Ci będzie dobrze.Tam gdzieś w chmurach dalekich, tam gdzieś w niebycie... I trzymajcie się dalej z Henią za łapiny... Tak, jak za życia... Nas też poklep czasem po głowinkach,bo bardzo nam tego potrzeba.
Zgłoś SPAM
|
Na dobre i na złe byłaś zawsze. I ciągle jesteś!
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu, na Ciebie zawsze można liczyć. Wiem to...
Zgłoś SPAM
|
Ciągle odruch... zadzwonię do Ciotuni! 624-97-15. Dziś telefon głuchy od rana... Może poszłaś do Hali z Jadwigą po sokołowskie masło, bułeczki i jakieś pyszności. Nie więcej jednak niż dwa kilo, bo nie wolno Ci dźwigać ciężarów. A potem przysiądziesz w parku, pocieszysz się tą majową zielenią, pooglądzasz ludzi... A wieczorem do Ciebie wpadniemy. -Ty jesteś niemożliwa - powiesz Pauli, która Cię zasypie - jak zwykle- kwiatami. -Chyba poszalałyście - skwitujesz paczuszki z ciastkami. A potem sięgniesz do kredensu po te najładniejsze, porcelanowe filiżanki, po bialutki obrusik. I zacznie się gościna. Zaraz wniesiesz dzbanek z ulubioną herbatą dla Inulki, owoce, słodkości... - Stasio też to bardzo lubił- westchniesz na wspomnienie męża. Na chwilę się zasmucisz, ale zaraz będziesz z nami żartować. A potem, gdy już się pożegnamy, będziesz za nami patrzyć przez otwarte okno i machać dłonią na pożegnanie.Taką Cię zapamietałam na zawsze!
Zgłoś SPAM
|
To wszystko, co poza nami wydaje mi się takie niemożliwe. Teraz ma przed oczami wejście do szpitala w Pruszkowie, ten hol i twoją sale. Taka samotna, smutna, oczekująca na zbawienie i zdrowie.. Pamiętasz, jak pytana o to, kogo mamy przyprowadzić do Ciebie, kręciłaś głową na wszystkie propozycje. Tylko jedna wywołała uśmiech na Twej buzi. Janusz! Tyle mu chciałaś powiedzieć. Trzymałaś go kurczowo za rękę i coś usiłowałaś powiedzieć. A on zaproponował: Ciotko, jedziemy do Czapli. Będziemy balować! Śmiałaś się, śmiałaś tak jak za zdrowia. Wyciągałaś chude łapinki do niego i nie chciałaś go puścić. A pamiętasz, jak Paula przynosiła Ci różne prezenciki i trzymałaś je w łapkach, jak skarby? Oj malutka, jutro jedziemy do Czapli, ale bez Was, bez Heni i Ciebie. Boże, jak nam wtedy było dobrze! Gdy byłam ostatnio, to wspominałam was, jak leżałyście obie w pokoiku, a ja rano powitałam Was całuskami i gorącą herbatą podana do łóżka. Oj moje króliczki...Gdzie Wy, gdzie...
Zgłoś SPAM
|
Dzień w Łodzi. U Hanki i Jadzi. Pamiętasz, ostatni raz byliśmy u nich 30 lat temu... Tym razem równie serdecznie i miło. Kochane dziewczyny. Prawda?
Zgłoś SPAM
|
Znów w Czaplach. Twój pomarańczowy kuferek od Heni ciągle nie rozpakowany. Czeka... Jakieś białe adidasy, granatowy dres, sweterki... Wspominałyśmy z Benią nasz spacer polami po warzywa. Kluczyłyśmy rżyskiem, szukając lepszej drogi.Pamiętasz? Było to o zachodzie słońca. jakiś pijany facet szedł przed nami. Bałyśmy się jego. A potem tylko śmiech, bo to był jakiś sąsiad. A Henia ... czekała na nas przed domem... Boże, tyle szczęścia było naszym udziałem, a teraz już tylko pustka.
Zgłoś SPAM
|
21 grudnia
Ciotuniu, 29 rocznica śmierci Dziadka Edzia, Pamiętasz? Dziadunio zmarł 21 grudnia / w piątek/ o godz. 21.30. Gdy pojechałam tego dnia z Paulą, przeczuwałam tragedię. Z mamą została Stasia. Szykowały właśnie dla niego śniadanie – jakąś manną kaszkę w maleńkiej miseczce. Po chwili wróciła. – nie może jeść – powiedziała tylko krótko. Niestety, Dziadunio nie umiał już połykać. Jedynie, co można było dać, to tylko kilka kropelek herbaty. Gdy wychodziłam do pracy, chciałam dziadunia zobaczyć przed wyjściem. - Lepiej nie idź tam – przestrzegała Stasia. I rzeczywiście nie przesadzała. Gdy weszłam, usłyszałam przede wszystkim bardzo głośne oddychanie, wręcz połączone z charczeniem. Dziadunio leżał w bieluśkiej pościeli. Łepinka bezwładnie na poduszce. Usta miał otwarte, zamknięte oczy. Nie reagował na nas. Spał. Łzy zakręciły mi się w oczach. Wyszłam cicho. W pracy byłam przygnębiona. W międzyczasie dowiedziałam się że był lekarz. Był podobno zdumiony opieką, warunkami i mile zdziwiony zdecydowaną odmowa mamy co do szpitala. Gdzież byśmy przecież oddali dziadunia? Lekarz przepisał leki i jedynym jeszcze problemem było pozyskanie pielęgniarki. Gdy odbierałam Paulę zaistniała jeszcze potrzeba kupna piramidonu w czopkach. Miałam go w domu, więc obiecałam, że przywiozę. I rzeczywiście. U mamy byłam około 17.30. Dziadunio w międzyczasie otrzymał zastrzyk z glukozy. Wodził podobno mętnymi oczami po mieszkaniu, patrzył, ale tak dziwnie. Przy mnie już tego nie powtórzył. Byłam jeszcze jakiś czas u mamy, a potem zebrałyśmy się do wyjścia. Gdy poszłam z dziewczynkami, to dziadunio podobno spał podobno jak rano. Oddech miał bardzo niespokojny i bardzo szybki. Byłam przerażona, ale mama pocieszała mnie: dziadek ma bardzo silne serce, to może jeszcze trwać i trwać. Pojechałam więc z dziećmi do domu. Moja intuicja jednak nie dała się zmylić. Przeleżałam kilka godzin bardzo płacząc. Przeczuwałam, że będzie niedobrze. Najdziwniejsze, że Paula, leżąc ze mną w łóżku, także w pewnej chwili wybuchłą wielkim płaczem i łkała ze mną. Ta noc była straszna. Niewyspana, pełna bezsilności...W dodatku byłyśmy tylko same. Rano, koło siódmej, telefon od mamy: -Już wstałaś? I potem: - Wiesz, dziadunio już zasnął. Wczoraj o 21.30. Ryknęłam płaczem, a potem pojechaliśmy wszyscy do mamy. Ta przywitała nas ze zgaszonym uśmiechem. Była bardzo opanowana. Ciotka Renia powiedziała za to z uśmiechem: – dziadek sobie śpi! Dziadunio był już ubrany. Leżał w pokoiku z podwiązaną brodą. Paliła się świeca. Nie miałam odwagi tam wejść. Nie, żebym się bała. Boże, gdzież tam! Po prostu żal tak mnie dławił, a nie chciałam robić histerii. Poszedł Janusz z dziećmi. Gdy wrócili, ja poszłam z Paulinką. Bezwładne biedactwo, tak ukochane, leżało. Jak mało znaczą w takich sytuacjach łzy. A jednak ryczałam. Swąd świecy tak dziwnie dopełniał tej tragedii. Ucałowałam buźkę, potem zimne, białe dłonie oplecione różańcem. - Dlaczego nam to zrobiłeś – pytałam szlochając, a Paula powtarzała to samo. Ten sam niby pokój, te same sprzęty, tapczan, na którym pod swą pierzynką tak lubił leżeć, telewizor – przyjaciel wielu samotnych dni i wieczorów, krzesło, na którym tak lubił przesiadywać, kapciochy, które tak niedawno dobierałam na zimę, by były cieple i wygodne /tak mało je biedny nosił/, stół, grzejnik... Wszystko niby było ale brakowało dziadkowego krzątania, Jego słów.: - No i co Milenka, jak się czujesz, siadaj i opowiadaj! A teraz? Nie odzywał się do mnie, nie witał mnie uśmiechem spod wąsa. Dlaczego? Jeszcze nie rozumiałam. Nie rozumiem zresztą do dziś. Całując zimną skroń, policzki, oczekiwałam cudu, albo przebudzenia z tego koszmarnego snu. Jak chciwiec schowałam pod bluzkę najdroższe pamiątki – książeczkę do nabożeństwa, szklaną kulę z Częstochowy, zabrałam ze ściany kalendarz, portfelik, który Mu niegdyś podarowałam, jakieś zdjęcie z szufladki. To najdroższe, co mogłam sobie wziąć i o czym nikt inny nawet by nie pomyślał. Wyszłyśmy z Paulą. Potem jeszcze powracałam wielekroć. A On spał. Paulina powtarzała ciągle – dziadunio nie powie już do mnie Paulinka! dziadunio nie powie już do mnie Paulinka! Wyprowadzenie miało być o godz. 16.00. Przed tym przyjechał Krzysztof z Grażyną i Klaudią, Renek, Marek, Małgorzata z dziećmi. Czas pilił. Usiadłam koło Małgorzaty na tapczanie i płakałam. Przy stole łkał Darek. Gdy mama powiedziała, że przyjechali z trumną, zdawało mi się, że nie zniosę tego widoku. Objęłam dziadunia za szyję, przytuliłam twarz do jego twarzy i ryczałam. A oni przyszli. Byli jednak kulturalni i zdolni uszanować nasz ból. Mój ból. Zabrali go na zawsze. Nie chciałam na to patrzeć. Pobiegłam do mieszkania mamy. Nie chciałam być świadkiem Jego ostatniej drogi. Tej drogi, która odbywał wielekroć, po kilka razy dziennie, potem coraz rzadziej... Najpierw skrzypiały długo drzwi, potem było słychać stopniowe szuranie nóg, potem długo nic, wreszcie mamy drzwi otwierały się powoli i dopiero po chwili wchodził dziadunio. To wszystko pamiętam. A teraz? Nie wytrzymałam jednak. Stanęłam w drzwiach. Przez drzwi widziałam, jak ustawiają na taborecie trumnę. Jeden z tragarzy postawił ją w pewnym momencie pionowo i natrząsnął podgłówek. Potem poszli do pokoju. Po chwili wyszli, niosąc dziadunia pionowo. Ten jeden facet, to oparł sobie dziadunia o bark. Tak jakoś serdecznie... Nie za ręce i nogi, ale właśnie tak. Jak bezbronne dziecko. Potem ułożyli Go w trumnie. Mama dała jeszcze książkę do nabożeństwa, tę którą dziadkowi kupiłam kiedyś. Tak ją lubił i jeszcze kilka tygodni przed śmiercią mówił do mnie: - Wiesz Milenka, tak czytam i czytam tę książkę i tyle tu mądrych rzeczy. Człowiek tyle lat przeżył i nie wiedział tego. Ubłagałam także mamę, żeby wymieniła różaniec. Ten, nam którym się ciągle modlił, chciałam zachować na pamiątkę. Rodzina nie bardzo potrafiła zrozumieć me prośby. Bo cóż, jakiś tam różaniec... A to był dla mnie skarb. I ostatni już raz spojrzałam na dziadunia, Leżał nieruchomo biedny. Idąc po schodach płakałam. Z trumną pojechały ciotki. Ja z dziećmi i wujkiem Stasiem – samochodem. Reszta rodziny autobusem. Na cmentarzu ustawiliśmy trumnę w kaplicy. Paula z Igorem, trzymając się za rączki, podeszli do katafalku i położyli na trumnie kupiony przeze mnie bukiecik frezji. W dniu pogrzebu odratowałam je i zasuszyłam na pamiątkę. Zmówiliśmy jeszcze pacierz i wolno wróciliśmy do domu. Gdy wracaliśmy pieszo do domu, to ciągle nie wierzyłam, że dziadka już nie ma. Najgorzej było, gdy spojrzałam w górę, ku oknom. Podniosłam głowę i tam, gdzie zwykle było palące się światło, co oznaczało, że jeszcze nie śpi, było ciemno i pusto. Poszłam do dziadkowego mieszkania, otworzyłam je i stałam nieruchomo w drzwiach. Potem, gdy weszłyśmy, wybuchnęłam płaczem. Oparłam głowę o futrynę i łkałam. Mama ze mną. Bo takie to było wszystko jeszcze dziadkowe. I tapczan pokryty białym prześcieradłem, i telewizor- dziadkowy wierny przyjaciel, jego stół, jego krzesło, jego trzymadełko przy drzwiach, różne klamoty w szufladkach kredensu, które służyły Mu do różnych wynalazków, Jego skarby codzienne. -Dziaduniu jesteś tu ? – myślałam szlochając. Pamiętam, na kilka dni przed śmiercią, żalił mi się: wiesz, krzyczą na mnie. Źle się czuję trochę. Wtedy, słysząc to, też miałam ochotę na ryczenie, ale przecież nie można było. Zaczęłam przekonywać, że powinien trochę posiedzieć, obejrzeć telewizję, posłuchać radia, że od takiego leżenia to można tylko obłędu dostać. Mówiłam takie pierdoły, bo we wszystko mogłam uwierzyć, ale nie w to, że dziadunio może umrzeć. Tę noc- pierwszą noc po śmierci dziadunia- spaliśmy u mamy
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz kotku te straszne, beznadziejne chwile? Dwie konające istoty... Bez szans. I wtedy Ty, bez słowa, ofiarowałaś swą pomoc. Codziennie biegałaś do szpitala, przyjmowałaś na swe barki straszne diagnozy, dusiłaś tę wiedzę w sobie, by ochronić innych bliskich. Miałaś taką siłę i taką wiarę... A potem te pachnące drożdżówki z cukierni na Żelaznej , śliwki w kompocie, biały ser, wszystko co lubiłam najbardziej... I oczywiście Twoje codzienne odwiedziny,przytulanie, dobre słowa, wyrywanie nas ze złej mocy... Udało się Ciociu. Spraw by i dzisiaj, by skończył się zły sen, by jakiś dobry człowiek osuszył nasze łzy i po przeszło o trzech latach podniósł nam do góry głowy... Kotku zwołaj wszystkie anioły...
Zgłoś SPAM
|
To było zaledwie dwa lata temu... Przy wejściu na cmentarz czytałaś nekrologi... Taka malutka jakaś, drobniutka, bezbronna, trudna do poznania...Cała na czarno, bo w żałobie po Heni. Przyszłaś, bo to był 13 X, imieniny Twego teścia... Do końca wierna, do końca pamiętająca o tym niezwykłym, człowieku... To Ty, synowa, pamiętałaś przez lata o każdej jego rocznicy, o imieninach, to Ty nalegałaś, byśmy wspólnie zmienili dziadkom pomnik i ... tak się stało, tylko niestety już nie doczekałaś. Ciotuniu, płaczę...
Zgłoś SPAM
|
Ciociu Kochana,
Otocz nas swoją opieką i czuwaj nad Nasza Babcia Henia.
Daj znak,że nas widzisz i pomoz przetrwac te trudne dni....
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Ciotuniu śmierć naszej Heni? Ty też się bałaś, nie przyznawałaś się do swych dolegliwości, a przecież to było już preludium do Twego udaru...
Zgłoś SPAM
|
Byliśmy w Czaplach, była kolacja w ogrodzie, rozmowy, wspomnienia... tak, jak przed rokiem. Tylko Ciebie nie było Laluniu moja i wydawało nam się to niemożliwe.Przecież to takie nierealne. Taka byłaś radosna, taka rozdokazywana, taka pełna planów i marzeń... I dlaczego , powiedz... Komu to przeszkadzało, że byliśmy szczęśliwi?
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Ciotuniu ten dzień?... Pewno niedokładnie, bo ukryli przed Tobą ten fakt... A potem zaraz do nas przyjechałaś... I gdy przyszłaś do szpitala, biedulka leżała pół żywa... Z przekrzywioną główką, często nieprzytomna... Patrzyłaś na nią bezsilna, z trwogą w oczach i kto mógł przypuszczać, że za dwa lata spotka Cię to samo... Oj moje biedulki kochane...
Zgłoś SPAM
|
Gdy byłam u Ciebie w przeddzień Twego odejścia, byłaś taka bezbronna i cierpiąca. Serce waliło bez opamiętania, oddech krótki... Leżałaś na boku, z tym "obcym" bezwłosym łepeczkiem... Buźka taka blada... Wiedziałam, że już nie ma żadnej nadziei, nawet malutkiej... Tak samo umierała nasza Babunia, a Twa wielka przyjaciółka.W takich samych cierpieniach... Utuliłam Cię... Miałaś taka wilgotną buźkę.Szloch wstrząsnął mną i z płaczem wybiegłam z sali...Za mną wyszła Paula... I to było nasze ostanie spotkanie, Kochana Moja... 5 miesięcy temu, w ponury lutowy dzień...
Zgłoś SPAM
|
Nie byłaś sama kochana, Pani Halina czuwała nad Twym spokojem... Zamachaj Jej z uśmiechem.
Zgłoś SPAM
|
Będę chyba nosić Twe zdjęcie ze sobą, bo rozmowa z kamieniem nie ma sensu, prawda? Czy ten gest oznacza chęć wymazania Cię z pamięci? Puknij kogoś w czoło! Może to pomoże.
Zgłoś SPAM
|
Pamiętamy! Wszystko Ciotuniu, przyjaciółko nasza!
Zgłoś SPAM
|
Zabrali Twoje zdjęcie Ciotuniu..Tak trudno mi się teraz rozmawia, gdy na mnie nie patrzysz. A jutro Twe urodziny, pojutrze imieniny... Radości nie będzie, oj nie będzie...A jeszcze rok temu byłyśmy u Ciebie na herbatce...
Zgłoś SPAM
|
Wspominałaś kiedyś, że kiedy mnie poznałaś, miałam dwa latka... Jeszcze rok temu jak zwykle pamiętałaś......
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu, dziś msza w Twej intencji. Szukałam Cię wzrokiem w -prawych ławkach, tam co zwykle... Nie dostrzegłam jednak Twego kapelusika z jarząbkiem, nie było po prostu Ciebie... Tak mi się marzyło, że za moment zejdziesz do nas po schodach...Jak zwykle ...Niestety...
Zgłoś SPAM
|
Mam nowe, przedwojenne zdjęcia Stasia...Opowiem Ci o nich potem...
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Ciotuniu szpital w Pruszkowie? Siedziałaś na łóżku i tyle nam chciałaś powiedzieć. Przyciągałaś J. za sweter do siebie, nerwowo gestykulowałąś, chciałaś być jak najbliżej niego. Nigdy się już nie dowiemy, co to było za przesłanie. Takie ostatnie do nas...
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Ciotuniu ten marzec 1956 r.? Dwie młodziutkie dziewczyny - Ty u i Henia, i chory 34 letni Marian. Biegacie codziennie kilka razy pieszo, półbose do wolskiego szpitala, by dodać mu otuchy, nakarmić domowym jedzonkiem, pocieszyć, poudawać, że nic się nie dzieje, choć już nie ma żadnej nadziei.. Pamiętasz te mrozy niegdysiejsze? A wy skostniałe,biednie ubrane, nie zaprzestajecie tych codziennych odwiedzin. Dla Ciebie do tylko szwagier, dla Heni mąż i ojciec jej dziecka. Dzielisz z nią tę rozpacz, bezsilność, solidarnie kłócisz się z losem... A przecież mogłaś żyć własnym życiem, własnymi radościami i powiedzieć po prostu - a niech tam dzieje się co chce. Nie powiedziałaś tak jednak, nie zostawiłaś swej przyjaciółki i szwagierki samej sobie, byłaś z nimi do końca. A potem przez 60 lat trwałyście ciągle razem. To ewenement na skalę światową. Razem płakałyście w biedzie i w nieszczęściu, razem chłonęłyście nieliczne, życiowe radości i razem się zestarzałyście ... I do końca miałyście sobie tyle do powiedzenia, do opowiedzenia, do powspominania... Boże, jak Wam zazdroszczę tej więzi, te wielkiej pewności siebie nawzajem, tej po prostu szczerej miłości. Do końca.
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu,
Tak smutno bez Was,bez Naszych Kochanych Monisi...
Opiekujcie się nami i dajcie sił,by dalej żyć.
Oglądalałam dzisiaj zdjęcia z 2008 r.,bylismy tacy szczęśliwi...
Zgłoś SPAM
|
Tak pomyślałam, że już nigdy nie powiesz do mnie; Miluniu, oszczędzaj się, nie szarżuj zdrowiem, zacznij wreszcie odpoczywać...Ty szalona kobieto... Ty ostatnia tak się o mnie troszczyłaś i tak wymawiałaś moje imię.Malutka...Pamiętasz, tak do mnie zwracali się jeszcze Dziadkowie Kaliccy i ciocia Józia... Wszyscy już są daleko.
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Ciociu, Wasze spotkani zakupowe z Henią? Przyjeżdżałaś po dżemiki, granulowane mleko, bułeczki... To już wszystko było. Boże...
Zgłoś SPAM
|
Zobacz Kochana, jakie analogie... I Ty i Henia umarłyście na udar. Obydwie po tygodniowym letargu. Obydwie przeżyłyście tyle upokorzenia od losu, tyle bólu, cierpienia, bezsilności... Obydwie tak się rwałyście do życia... A to wszystko "nagroda" za Wasze uczciwe życie, za dobroć, za poświęcenie dla innych, za nadludzką pracowitość, pobożność, szacunek dla niezłomnych zasad dekalogu, za brak egoizmu... I czyż nie miał racji ksiądz Tischner, gdy twierdził, że w życiu nie należy lekkomyślnie ... przestawać grzeszyć? Za dobro dostaje się od losu pięścią w łeb.
Zgłoś SPAM
|
Byliśmy u twojej mamy Julii na rocznicy śmierci. Nic nie mówiła...
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu, ocalało zdjęcie rodziny Kalickich z 39 r. , zrobione w Parku Sowińskiego. Henia ma taką białą sukienkę z koronkowymi wstawkami, białe skarpetki i jasne buciki. Babcia jest w ciemnej sukience z białym krawatem, wygląda tak elegancko jak protestancki pastor, dziadunio w garniturze, z takimi ciemnymi, potarganymi włosami... Dziewczyny super eleganckie - Renia w sukieneczce z białym, koronkowym, kryzowatym kołnierzem, Wandzia w mundurku marynarskim, a Twój Stasio - elegant w krótkich spodniach, marynarce i podkolanówkach... Cudni są! Szkoda że nie widziałaś tego zdjęcia.
Zgłoś SPAM
|
Kochana, odnalazło się kilka zdjęć, na których jest Twój Stasio...Opowiem Ci o nich potem...
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu. Dziś taki sen. Jesteśmy na Waliców. Ciocia w takiej wiśniowej sukience. Biegnę, ściskamy się, tulimy, ja obejmuję Ciocię obydwoma rekami w pół i chcę te chwilę przeciągnąć w nieskończoność. Jest ciocia taka chudziutka ... Czuje kostki. Stoimy tak nieruchomo i w pewnej chwili czuję, że jest cioci coraz mniej! Ciało topnieje jak lód i po chwili już tylko ja jestem z rękami wyciągniętymi w pałąk przed siebie.
Zgłoś SPAM
|
Ciotuniu, pamiętasz, 16 lat temu zmarła Wandzia... Tak bardzo cierpiała. Gdy Henia poszła do Niej rano, już nie żyła. A jeszcze w przeddzień czesałam jej włoski, była taka młodziutka przed śmiercią. Inne pacjentki mówiły- ta nasza Wandzia jest tak młodziutka, jakby miała 20 lat. A ona była moja rówieśnicą... Mój Boże, 16 lat...
Zgłoś SPAM
|
Pamiętasz Kochana? Jeszcze rok temu herbatka u Ciebie i nasze chichoty, ploteczki... Jeszcze rok temu...
Zgłoś SPAM
|
Ciotko...Tak mi bardzo brak tych naszych pogaduszek, ploteczek...Widziałaś to wszystko? I co Ty na to?... Przyśnij się...
Zgłoś SPAM
|
Kochana, 21 lutego rocznica śmierci Twej Mamy Julianny. Pamiętamy...
Zgłoś SPAM
|
Skarbie.. wieczór już, a Ty nie dzwonisz...Nie chcesz już wiedzieć, co u nas? Wiesz, dzwoniła do nas Twa sąsiadka p. Jadwiga, bo tłucze się smutna po domu zgnębiona, zerka na Twe drzwi co chwilę i ciągle oczekuje, że to jednak tylko zły sen. Bardzo cierpi bez Ciebie i bardzo tęskni do waszych wspólnych rozmów, spotkań, spacerów... Wszyscy cierpimy Malutka nasza... Kochana, żegnali Cie wszyscy sąsiedzi z korytarza i bardzo wielu znajomych z bloku. Pamiętasz p. Zosię z ul. Prostej? Też była i bardzo tęskni...
Zgłoś SPAM
|
Wspomnienie
Ciociu, cioteczko, ciotuniu, ciotko… tak do Ciebie mówiliśmy, pamiętasz? Nasza najlepsza, wierna przyjaciółko, powierniczko, opiekunko, przyszywana babciu, nasza bardzo kochana i niezastąpiona… Pamiętasz? Śmiałyśmy się tak niedawno, że taka miłość się już nie zdarza… W sumie 60 lat… które wypełniła pewność, że nigdy nie odmówisz pomocy, że zawsze można liczyć na Twą życzliwość, serce, mądrą radę, powitanie uśmiechem, pomocną dłoń w tragedii, wspólne płakanie, wspólne milczenie, na najpiękniejszą filiżankę gorącej herbaty… i …oczywiście na wielkie poczucie humoru w zwykłych sytuacjach. Ciociu, dziękujemy Ci za Twe wielkie serce … Najpierw w tragedii Heni, gdy jako młodziutka dziewczyna przez długie miesiące wspierałaś ją dojrzale w chorobie konającego męża Mariana i stawiałaś czoła bezduszności lekarzy i beznadziejności losu. Dziękujemy za nieprawdopodobną w swym wymiarze miłość i oddanie wobec swych teściów - dziadków Kalickich, za to, że czciłaś ich pamięć do końca swych dni i zawsze z rozczuleniem wspominałaś przeżyte z nimi lata. Dziękujemy, że to właśnie Ty godziłaś się przyjmować na swe barki najgroźniejsze lekarskie wyroki dotyczące naszej rodziny, że rozkładałaś nam na raty strach, rozpacz i zwątpienie, do końca dając nadzieję na dobro… Dziękujemy, że nigdy nie pozostałaś obojętna na nasze cierpienia, na kłopoty, na dławiący nas strach przed grożącym nieszczęściem. Dziękujemy za to, że zawsze miałaś dla nas czas na dobre i na złe, że matkowałaś nam tak wytrwale i skutecznie mimo przybywającym nam lat. Dziękujemy za troskliwe babciowanie od początku Inez i Pauli, za te batalie prowadzone w szpitalach o ich życie, a potem za serdeczność, jakiej do końca od ciebie doznawały… Wielkie dzięki Ciotuniu za to wielkie zrozumienie dla potrzeb chorego i szczególnie za te długie godziny przy szpitalnym łożku, gdy starałaś się zagadać obezwładniający strach przed operacjami Janusza. Dziękujemy … Cioteczko, dziękujemy Ci też za tę wielką odwzajemnioną miłość i wsparcie, jakie dawałaś przez 60 lat Heni, siostrze swego męża… Dziękujemy za dzielenie z nią niełatwej codzienności i tych zdarzających nieraz się przejawów szczęścia… dziękujemy za to, że do końca miała w Tobie oddaną, jedyną przyjaciółkę i zawsze mogła na Ciebie liczyć. Cioteczko, ale przecież … przeżyliśmy razem także wiele chwil radosnych… I dlatego dziękujemy Ci za te radosne biesiady na Podlasiu, za rozśpiewane ogniska, za spacery łąką o zachodzie słońca, za wyprawy na truskawki i na grzyby, i za tę ostatnią, sierpniową sesję zdjęciową, gdy radosna jak motyl pozowałaś w ogrodzie w złotej balowej sukni… Dziękujemy Cioci za nasze wspólne, rozchichotane weekendy w Górach, za wyprawy do lasu, nad Pilicę, a szczególnie za tę jedną z ostatnich, gdy burzę biegłyśmy znad rzeki jak nastolatki z naręczem zielonego tataraku … Ciotuniu … dzięki wielkie za nasze wspólne wyprawy w Tatry, za śmieszne przygody w Słowacji, za lekkomyślne przeprawy przez Dunajec, za poronińskie biesiady z góralami, i także za te naleśniki z jagodami, pałaszowane pospiesznie w ulewę w Dolinie Strążyskiej … Cioteczko, dzięki za nasze wspólne wycieczki po Polsce, Za to, że zawsze z chęcią ulegałaś naszym – często mało poważnym – i spontanicznym pomysłom, że byłaś nam koleżanką, przyjaciółką, kumplem do zabawy, ale też … że potrafiłaś nas inspirować do rzeczy ważnych i potrzebnych… Dziękujemy Ci Cioteczko także … i za tę wielką radość z naszej ostatniej wycieczki, po której rozochocona postanowiłaś sobie kupić kapelusik, jako zadatek na nasze dalsze wypady… Dawałaś nam tyle radości… Dziękujemy także za te niekończące się nocne rozmowy, także przez telefon, za celebrowanie naszych rodzinnych rocznic, za przemycane niespodzianki, za zimowe wędrówki po lesie, za wypady na ciuchy, za to że po prostu zawsze byłaś z nami … Dziękujemy Ci Ciotuniu wreszcie za te ostatnie wakacje, gdy dzieliłaś z nami smutek po niedawnej śmierci babuni, gdy mimo wielu dolegliwości wędrowałaś z nami dzielnie od Podlasia do Gór i swym spokojem dodawałaś wiary w lepsze jutro, matkując nam nieustannie… Dziękujemy kochana za wszystko … I nadal nie spuszczaj z nas oka… Wspieraj nas swym spokojem, mądrością i dobrą radą, gdy ogarnie trwoga… Milena z najbliższymi
Zgłoś SPAM
|
|
|
|
|
|
|
|