|
♥ Wanda Skórzecka ♥
* 15.12.1922 + 16.05.2011
Miejsce pochówku: Wrocław Zabrodzka, woj. dolnośląskie
|
|
|
|
|
Licznik odwiedzin strony 10159
|
|
|
|
ŚWIATEŁKO ....ڿڰۣڿ❀❤❀ڿڰۣڿ.PAMIĘCI Babciu kochana
Zgłoś SPAM
|
Święto Zmarłych
Tu jest pamięć i tutaj świeczka. Tutaj napis i kwiat pozostanie. Ale zmarły gdzie indziej mieszka na wieczne odpoczywanie. Smutek to jest mrok po zmarłych tu, ale dla nich są wysokie, jasne światy. Zapal świeczkę. Westchnij. Pacierz zmów. Odejdź pełen jasności skrzydlatej.
Zgłoś SPAM
|
Święto Zmarłych
Tu jest pamięć i tutaj świeczka. Tutaj napis i kwiat pozostanie. Ale zmarły gdzie indziej mieszka na wieczne odpoczywanie. Smutek to jest mrok po zmarłych tu, ale dla nich są wysokie, jasne światy. Zapal świeczkę. Westchnij. Pacierz zmów. Odejdź pełen jasności skrzydlatej.
Zgłoś SPAM
|
1.11.2017
ŚWIATEŁKO ....ڿڰۣڿ❀❤❀ڿڰۣڿ.PAMIĘCI ڿڰۣڿ❀❤❀ڿڰۣڿ NIECH ZAWSZE CI PŁONIE JASNO.
Zgłoś SPAM
|
Jest takie ciche, spokojne święto, roziskrzone światełkami wigilijnej choinki. Czas, w którym serce pozdrawia, Pamięta. Tych, co rozstali się z nami. Święto płatkami śniegu okryte. Nad zimowym, zadumanym światem, Gdy żywi zmarłym dobrą myśl wyślą, puste miejsce przy stole zostawią i jeden opłatek. Modlitwa z miliomami światełek dla Ciebie
Zgłoś SPAM
|
Babciu zostawiam Ci dziś światełko...
Zgłoś SPAM
|
Tomcio Paluszek bajka którą nam opowiadałaś
Zawsze mi ją opowiadałaś, była tak piękna że pamiętam ją do dzisiaj Za górami wysokimi, Za lasami głębokimi Był kraiczek maluteczki, A w nim ludzie jak laleczki. W tym kraiczku niegdyś żyli Staruszkowie siwi, bieli I syneczka oni mieli. Tomcio zwał się ów syneczek A był mały, jako ćwieczek. Choć rodzice biedni byli, Czarnym chlebem się żywili, To nasz Tomcio był serdeczny, Zawsze wesół zawsze grzeczny. A rodzicom każdy powie Był najlepszym oczkiem w głowie. Raz ten Tomcio myśli sobie: U nas cicho niby w grobie Za górami są gdzieś cudy, Wielkie kraje, różne ludy. Ciekawość mnie wielka bierze Poznać takie dziwne zwierze, Co ma trąbę zamiast nosa, A na skórze nie ma włosa. A w powietrzu pod chmurkami Chcę polatać z jaskółkami, Okręt sobie wybuduję I w świat sobie powędruję. Płacze ojciec, matka szlocha, Że już Tomcio ich nie kocha, Że odjeżdża w kraj daleki I porzuca ich na wieki. Tomcio ściska i całuje, Prędko wrócić obiecuje: Wrócę mówi, zdrowy, cały I przywiozę dar wspaniały, A wy w zdrowiu zostawajcie, Swego Tomcia wspominajcie. Na okręcik biegnie mały, Żagiel rozpina biały, Wiosłem uderza po fali I płynie dalej i dalej. Aż przepłynął oceany. Wtem zobaczył kraj nieznany. Ledwo wstąpił na brzeg nogą, A tu widzi ponad drogą, Zamek wielki i wysoki, Co sięga, aż pod obłoki, A tam dalej koło wieży Jakiś dziwny potwór leży. Niby to zwierz, niby ryba, Tomcio poznał wieloryba. Dalej Tomcio spotkał Pana. Wysokiego jak stóg siana. Choć nasz Tomcio był bez trwogi, Lecz na taki widok srogi, Zadrżał biedak w głębi duszy, Ale śmiało naprzód ruszył. Olbrzymowi ukłon składa I do niego tak powiada: Królu Wielki i bogaty, Masz łańcuchy, mury, kraty, Pozwól mi u swego brzegu, Zażyć spoczynku i noclegu. Olbrzym stanął zadziwiony. W te i w owe spojrzał strony. Niby ujrzał cud nie lada Do oka szkiełko przykłada, Dla lepszego obejrzenia Tak cudacznego stworzenia. Klasnął w dłonie raz i drugi. Na swych dworzan na swe sługi. Patrzcie mówi: człek malutki Bardzo wesół i zgrabniutki, Ale mały jak opuszek Niechaj zowie się Paluszek. Zaraz go do zamku bierzcie I w pokojach mych umieśćcie. U bogaczy raj prawdziwy. Każdy wesół i szczęśliwy. Tylko Tomcio tęskni z cicha, Jako ścięty kwiat usycha. Tęskni biedak za swobodą, Za czółenkiem i za wodą. Aż do Tomcia raz zajrzała, Taka myszka jak śnieg biała. Czemu płaczesz mówi myszka? Ja Cię kocham jak braciszka. Ja żałuję bardzo Ciebie I dopomóc chcę w potrzebie. Myszko dobra, myszko mała, Żebyś Ty mi powiedziała. W jaki sposób wyjść z tej klatki I powrócić do mej chatki, Do tatusia i do matki. Myszka nic nie odpowiada. Tylko przy klatce przysiada, Ząbkami chrupie ostrymi Od pułapu, aż do ziemi. Gdy wygryzła otwór duży Wtedy rzekła: do podróży, Siadaj na mnie jak na konia, Polecimy przez te błonia, Popłyniemy przez te wody, Do rodzinnej Twej zagrody. Na niebiosach księżyc świeci, A nasz Tomcio z wiatrem leci.
Zgłoś SPAM
|
16.05.2011
Spotykamy się dziś by pożegnać moją najcudowniejszą prababcię Wandzie, która w niedzielną noc zasnęła i odeszła w miejsce, gdzie nie jest samotna, a gdzie i my pewnego dnia do niej dołączymy by w szczęściu i radości żyć wiecznie. Wanda Thomas urodziła się zima 15 grudnia 1922 roku w Borysławiu, który owego czasu był polskim miasteczkiem. Jej pierwszy mąż, Jan Chrobaczyński, tatuś mojej babci Iwonki poszedł 1944 roku po mleko i zaginął, w do dziś niewiadomych nam okolicznościach. Śmierć bywała częstym gościem babci. Straciła nie tylko męża Jana i swoją mamę Władysławę, ale także swojego syna Mariana, który opuścił nas w skutek wypadku samochodowego. Po wysiedleniu z Borysławia, osiadła na stale w Wałbrzychu, w którym przez wiele lat pracowała w hucie szkła lustrzanego, w której to, jako pierwsza kobieta w całej Polsce jeździła na kranie i przewoziła tafle szkła. Prababcia opiekowała się, utrzymywała i kochała całą swoją rodzinę. Najbardziej jednak uwielbiała ją jej córka Iwonka, dla której Wandzia była nie tylko przykładem, ale i najlepsza przyjaciółką i podporą. Dzieci, jak to dzieci często dokuczały mojej babci mówiąc „a ty nie masz tatusia”, ale ona z wielką dumą odpowiadała „moja mamusia to jest najwspanialszy mamusiotatus”! Wyraz ten najlepiej odzwierciedla istotę Wandzi. Waleczna kobieta, z bezkresną cierpliwością opiekującą się dziećmi, nigdy nie krzyczała (no chyba, że na mnie, ale ze mnie to kawal czorta), nie biła, a drzewo to tak w Boszkowie rąbała, że niejeden mężczyzna by jej tego pozazdrościł. Dla mnie Wandzia była najukochańszą prababcią. Nigdy nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu przyjedzie do nas do Wrocławia, a jak już zawitała to w wieku 3 lat przywitałam ją takimi to oto słowami: „Wandzia ty czorcie jeden, przyjechałaś w końcu ze swojego Wałbrzycha.” Babcia godzinami przesiadywała ze mną to pod stołem, to w namiocie z dwóch krzeseł i koca i nigdy, ale to przenigdy nie zdarzyło jej się, choć przez chwilę nie mieć dla mnie czasu. Często sama przychodziła do dużego pokoju i mówiła: „Dominisiu, Kajtek się o ciebie pytał. No chodź, zobacz szybciutko”. Kajtek był moją ulubioną zabawką. Nie zapomnę też grzybobrań, na które chodziłyśmy wraz z moją mamą Agatą, a wnuczką babci. Najbardziej jednak śmieszy mnie urywek filmu nakręconego w Boszkowie. Ja, babcia i moja kuzynka Kasia siedzimy przy stole, obieramy i czyścimy grzybki.”Babcia-mówię-zobacz, dobre te kawałądy?” „Dziecinko, nie mówi się kawałądy tylko kawałki.” Wtedy dopiero babcia spogląda… robi wielkie oczy (z pewnością moje kawałądy były tak okrutnie koślawe, że nawet dziś nie wiem, czy można by je do czegokolwiek wykorzystać) i mówi „ślicznie Dominisiu, tylko troszeczkę węższe te kawałeczki musisz kroić. Dziękuje ci za to, że byłaś moją babcią, że mogłam Cię kochać i że ty mnie kochałaś, dziękuję że mam taki sowi nos jak ty i że tak samo wyglądam, jak się złoszczę. Dziękuję, że akceptowałaś mnie taką, jaka jestem, małym albo nawet i dużym diabłem. W ciągu całego swojego życia nie dotrzymałaś tylko jednej obietnicy. Powiedziałaś, że umrzesz dopiero wtedy, kiedy na świat przyjdzie moja córka, a pan prezydent odznaczy naszą generacje czterech kobiet jednego pokolenia. Będzie brakowało mi zabierania w pół pełnych talerzy i dźwięków garnków. Kochaliśmy Cię, kochamy, zawsze będziemy i nigdy, ale to przenigdy nie zapomnimy o Tobie. O Tobie, jako mamie, siostrze, babci, prababci, teściowej i przyjaciółce. Dziękuję, że byłaś i na zawsze pozostaniesz w naszych sercach!!!!
Zgłoś SPAM
|
|
|
|
|
|
|
|