Czasami cały świat mniej znaczy niż jeden człowiek
Moja ukochana Mamusia, jak mówiłam do Niej - Mój Kochany Okruszek, bo była chudziutka i drobna, była niezwykłym Człowiekiem. Nie dlatego, że była moją Mamą, ale dlatego, że tak było.
Kochała wszystkich ludzi, nawet tych, którzy wyrządzili Jej krzywdę i w zapamiętaniu do końca Jej życia nie potrafili wypowiedzieć do Niej ani jednego słowa miłości.
Kochała książki, wszelką literaturę a szczególnie poezje Staffa, Norwida. Kochała śpiew. Pamiętam jak za moich dziecięcych lat, przy okazji spotkań rodzinnych śpiewała ze swoją siostrą Marysią na dwa głosy. Mama śpiewała altem. To było piękne. Przez ponad 30 lat śpiewała w chórze Katedry Włocławskiej. Kochała tą Katedrę. W jej cieniu dorastała, tam była chrzczona. Była człowiekiem głęboko wierzącym w Boga.
Była praprawnuczką powstańca listopadowego, prawnuczką powstańca styczniowego, była partyzantem oddziałów Ziemi Kieleckiej w czasie II wojny światowej kiedy moja Rodzina została wysiedlona przez Niemców do miejscowości Skałka.
Bardzo kochała mojego Tatusia a On Ją. Byli dla mnie niedoścignionym życiowo wzorem małżeństwa.
Była zawsze cicho i łagodnie uśmiechnięta, prawa i szlachetna. Godziła wszystkich dookoła. Wszystkich tłumaczyła gdy zrobili coś złego. Pięknie haftowała.
Bardzo kochała dzieci i wnuki, wszystkich wokół siebie.
Dla siebie nie chciała nic. Porozdawała wszystko co miała. Na szczęście miała mnie.
Nigdy nie zapomnę jak Tatuś poprosił Mamusię do walca, a mieli wtedy po około 87-88 lat. Tatuś chodził wtedy już o lasce ale dla mojej Mamusi, Jego Danusi - wyprostował się i znalazł na to siłę.Prowadził Ją w tańcu tak godnie i z takim szacunkiem. A Ona - była uśmiechnięta i szczęśliwa że On z Nią tańczy Jej ukochany Tadek.
Całe swoje życie oddała swoim dzieciom i ludziom, których znała. Była mi zawsze z doradą i pomocą. Wszystko tłumaczyła i usprawiedliwiała. Bez Niej jako Człowiek nie byłabym dzisiaj tym kim jestem.
Mojej Mamusi, Mojemu Okruszkowi i Tatusiowi zawdzięczam wszystko. Mam wielką nadzieję, że kiedy przyjdzie mój czas przyjdą po mnie Oboje uśmiechnięci, spokojni i szczęśliwi. A ja - będę wtedy szczęśliwa, że znów jestem z Nimi.
Halina c. Marianny i Kazimierza Jannasz 2016-09-16
Chciałam Pani coś napisać, aby pocieszyć, ale to jest takie trudne, bo pocieszyć jest prawie niemożliwe. Znam ten ból, bo też byłam jedyną córką i też opiekowałam się rodzicami, aż do ich śmierci.Byli cudowni, najlepsi, najukochańsi. Mamy nie ma już 17 lat, taty 4 lata, właśnie były teraz rocznice. Ten ból nigdy nie mija, chociaż powoli przyzwyczajamy się do niego i żyje z nami przez całe nasze życie. Już nie jesteśmy tacy sami, jak żyli rodzice.Proszę przyjąć wyrazy wsparcia, bo wiem, co to jest strata i tęsknota, ból i żal...
Bez względu na to jak będzie to brzmiało - Wiem, czuję to, że moi Kochani Rodzice nie chcą bym dalej tak cierpiała po Ich odejściu jak cierpiałam dotychczas. Wielokrotnie zbierałam się żeby zrobić wpis na stronie Mamusi czy Tatusia. Miałabym przecież tyle do pisania. Niestety- nie mogłam zebrać myśli. To jest niesamowite uczucie. Immanentna sprzeczność. Godzenie dwóch przeciwnych odczuć tj. chęci wpisu, wypowiedzenia się z całkowitą blokadą. Dzisiaj, w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia, posłuszna Waszym oczekiwaniom bym nie przeżywała tak bardzo Waszego odejścia- nie będę wspominała. Choć moje serce płacze za Wami. W Wigilię na pewno będę płakała. Dzielę się z Wami opłatkiem i przytulam mocno. Wasza córka Ewa
Zostaje to co najważniejsze
Kolejny już raz w swoim życiu myślałam o świętach Bożego Narodzenia które przeżyłam. Pamiętam, były różne lata, bardziej i mniej biedne. Ale, co dziwne, to jest to, że pamięta się, rzeczy miłe, serdeczne, dobre i pełne ciepła. Właśnie tak wspominam życie w moim kochanym Włocławku. Zawsze w okresie przedświątecznym Mamulka Kochana poza pieczeniem makowców (nikt na świecie takich nie umie upiec), poza planowaniem - co będzie gotowane, pieczone - chodziła bardzo często w tygodniu na próby chóru w Katedrze Włocławskiej. Bardzo tą Katedrę kochała. Tam była chrzczona, tam brała ślub z moim Tatulkiem i tam też od młodych swoich lat do późnej starości śpiewała Panu Bogu w chórze Katedralnym. Wiele razy zabierała mnie ze sobą gdy chór śpiewał w niedzielę. Wchodziłyśmy wtedy krętymi, kamiennymi schodami na poziom chóru. Pamiętam wspaniały widok z góry na nawę główną Katedry, Krzyż Tumski i przepiękny ikonostas. Miałam wówczas około 10-12 lat. Były na pewno takie chwile, że może trochę się jako dziecko nudziłam, ale do dnia dzisiejszego pozostał w pamięci obraz rozgrzewający serce - obraz mojej Mamulki, trzymającej w ręku stary śpiewnik z nutami, szczęśliwej, że przyszła śpiewać do Katedry. Ten śpiewnik mam do dzisiaj. Córka
Strona KuPamięci wykorzystuje pliki cookie ("ciasteczka") w celu
zapewnienia dostępu do treści (więcej informacji).
Zmiana ustawień dotyczących przechowywania ciasteczek możliwa jest
bezpośrednio z poziomu Twojej przeglądarki.