KuPamięci.pl

LESZEK MAŁKOWSKI


* 11.12.1955

 

+ 20.05.2010

Miejsce pochówku: Warszawa, Cm. Komunalny Północny, kolumbarium, B III - 5 - 22, Tor Rallycrossowy w Słomczynie

,

woj. mazowieckie

 
Licznik odwiedzin strony
75292
....[[*]]....
Zgłoś SPAM
NIEZNAJOMY A TYLE CIEPŁA OD NIEGO BIJE...NA PEWNO BYŁ WSPANIAŁYM CZŁOWIEKIEM. POZDRAWIAM RODZINĘ..
Zgłoś SPAM
Mój Synek Leszek... tak daliśmy mu na imię... zmarł w trzeciej dobie życia... Może Go odnajdziesz Leszku i powiesz, jak bardzo Go kocham, iii Ciebie tez!!!
Zgłoś SPAM
nie wszystko przemija...
Kochana pani Asiu... tak mam tak na imię. Przypadkiem weszłam na tes tronę...przeczytałam wpisy. Włąśnie sa urodziny mego kochanego męża... jesteśmy razem od 20 lat... tak... jestem od niego 10 lat starsza. Jesteśmy tak bardzo blisko, jak tylko można, czy w ogóle rozstanie wchodzi w rachubę. Pani mąż odeszdł wcześniej, był dla Pani wszystkim co daje sens życiu... mój jest fizycznie obok mnie... Jeżeli kiedyś los nas rozdzieli, to nie będę miała dla kogo żyć... wiem to i rozumiem. Wiem to i to mnie przeraża... podziwiam Panią, wspieram modlitwą... i zapewniam, że pani Mąż jest blisko i nigdy nie odejdzie, ponieważ miłość, prawdziwa miłość nie zna granic...
Zgłoś SPAM
20.05.2012

To już dwa lata, jak Twoja dusza podróżuje po innym świecie i innym wymiarze, a może gdzieś na zawsze zamieszkała w jednym przyjaznym miejscu? Nie wiem tego, ani nikt nie wie, a kiedy się już dowiem, nie będę mogła nikomu tego przekazać i opowiedzieć gdzie się znowu spotkaliśmy.

Dwa lata... Miliony myśli... Mnóstwo wspomnień... Morza łez... Jeden uśmiech... I jeden człowiek z błękitnymi jak niebo oczami...............

Mam w sobie na tyle pokory, że rozumiem DLACZEGO tak się stało, a przyczyn było wiele. Co wcale nie oznacza, ze się pogodziłam, bo wciąż jestem przekonana, że można było Cię uratować. Najgorsze jest to, że Ty sam chyba tego już nie chciałeś, widziałam jak bardzo męczy Cię życie, w którym byłeś bezradny i całkowicie zdany na mnie..........Na nic się zdały moje tłumaczenia, że po prostu tak musi być, widocznie tak było nam pisane, że przyszedł czas abym wszystko wzięła na siebie..............

Z upływem czasu wcale nie jest mi lepiej, chyba raczej przeciwnie, coraz mocniej i częściej dociera do mnie świadomość tego, ze mam coraz mniej sił, a coraz więcej do zrobienia i brakuje mi tego najważniejszego – w chwilach upadku ducha nie mogę do Ciebie zadzwonić, lub zwyczajnie się przytulić i wypłakać, wiem, że jak zwykle usłyszałabym pocieszające słowa. Teraz nie mam ich od nikogo, a strach i złe emocje gromadzą się we mnie coraz śmielej...........i jeszcze to przybijające poczucie, ze JA MUSZĘ !

Praktycznie smutek mnie nie opuszcza, jedynym od niego uwolnieniem są rozmowy z przyjaciółmi z naszego środowiska, bo tylko oni wiedzą, jak bardzo byłeś dla mnie ważny. Kiedy w drugą rocznicę Twojego odejścia spotkaliśmy się na cmentarzu, po chwili dotarło do nas, ze właściwie to przyszliśmy do Ciebie w odwiedziny – każdy z radością Ciebie wspominał, opowiadaliśmy sobie sytuacje z Twoim udziałem, wielokrotnie prześmieszne. Dla innych ludzi może to i było dziwne lub skandaliczne – no bo jak można się śmiać pod czyimś grobem? Ale ja wiem, że Ty byłeś zadowolony, bo nigdy nie chciałeś, abym się martwiła lub płakała.

Wielokrotnie i coraz częściej wracają do mnie słowa, które mi powiedziałeś i napisałeś – Niunia, jesteś najlepszym na świecie towarzyszem życia, a ja mam wielkie szczęście, że mojego...........Nie, to działało w obie strony, ja tylko oddawałam to, co dostawałam od Ciebie

Nie żyjesz... ale noszę Cię w sercu i zawsze będę. Pomimo, że nie ma Ciebie już z nami, to przecież moje życie jest nadal częściowo Twoim, bo nie da się zmienić swojej postawy ukształtowanej w związku, który trwał 31 lat. Zostawiłeś we mnie wiele swoich cech i ja już na zawsze będę je w sobie miała. Wiele spraw prowadzę tak, jakbyś Ty to robił, bo przecież znając Cię tak dobrze, zawsze wiem, jaka byłaby Twoja decyzja.........

Nie zawsze jesteś ze mną, gdy tego potrzebuję, może tylko obserwujesz, jak sobie daję radę i wkraczasz wtedy, kiedy jest już bardzo źle? Ale jednak bardzo często podajesz mi niewidzialną dłoń, pokazujesz drogę, prowadzisz... I nieważne ile cierpień mi przyszło przeżyć, nigdy nie będę żałować, że Cię poznałam...

Dziękuję też, że postawiłeś na mojej drodze wielu ludzi, którzy swoją obecnością upewniają mnie, że to, co robiliśmy, było słuszne i potrzebne... To był dobry wybór!

Cieszę się z jednego, ze odszedłeś z uśmiechem, czasem sobie myślę, czy kiedy zatrzymało się Twoje serce, to jeszcze zdążyłeś zobaczyć mnie w swoim ostatnim obrazie – i stąd ten uśmiech. Chciałabym, abyś z tym samym uśmiechem przywitał mnie po drugiej stronie............

Zgłoś SPAM
20.04.2012

Jesteś Aniołem już 23 miesiące............

Odszedłeś, mój najbliższy, w daleką swą drogę.

Brak słów, by okazać moją trwogę.

Smutek me serce ogarnia skrwawione.

Gdzie jesteś? Powiedz choć we śnie.

Daj ulgę mej trwodze!

Tak brak mi tych chwil, spędzonych we dwoje.

Ale wierzę, że spotkam Cię wnet na mojej drodze.

Przyjdzie chwila, gdy razem dłonie swe złączymy i zielona polaną razem podążymy!

Zobaczę znowu Twój uśmiech promienny, wspominać będziemy te miłe chwile,

co zawsze łączyły nas w jedność, mój drogi!

I zapomnę wtedy, że Cię kryje betonowa ściana.

Niech Cię niesie Twoja dusza do raju wiecznego, przez serce moje, dnia bardzo smutnego (*)

Zgłoś SPAM
20.03.2012

Dwadzieścia dwa miesiące...............

 

Zapalę niebieskie znicze kochany.

 

Dwa takie same jak zawsze.

 

Pamiętam kiedy w wyjątkowe wieczory jadaliśmy kolację we dwoje,

 

pachnąca świeca pochłaniała dym z papierosów.

 

W źrenicach Twoich oczu widziałam mały płomyk.

 

Dziś go zobaczysz w moich.

 

Ty przynosiłeś mi słowa nadziei i pocieszenia, ja przynoszę Ci białą różę.

 

Tylko jedną jak zawsze.

 

Sam Biały Anioł nakrywa dziś stół swoimi ogromnymi skrzydłami.

 

Mówiłeś: „biel jest taka straszna, boję się jej”.

 

Wsłuchajmy się w ciszę.

 

Tylko cisza jakaś inna,

 

tak wszechobecna że słychać płynące łzy

 

To płacze moje serce.............(*)

 

Zapalam znicz płomieniem jasnym

 

Stać tak nad Twym grobem będę

 

Nie wiem dokładnie jeszcze ile?

 

Ale gdy już stać tam nie będę dłuższy czas

 

To znaczyć będzie, że jestem z Tobą za granitową płytą

 

Ale wiem, że Ty już wiesz

 

Kiedy mój czas nastanie

 

I wyjdziesz mi na spotkanie…

 

Powitasz mnie w swoich nowych progach

 

I będziesz przewodnikiem po nieznanych mi dotąd drogach…

 

Do zobaczenia mój Foto............[*]

Zgłoś SPAM
20.02.2012

Nie ma Cię już dwadzieścia jeden miesięcy (*)(*)(*)

Wybiła północ, nie słychać nawet kroków na chodniku, czyżby księżyc zgubił drogę, bo widać tylko samotny jego blask oświetlający liście spadające pod drzewa przy akompaniamencie świszczącego wiatru

Powoli budzi się dzień, na słoneczniki spadła już rosa, róże szukają słońca obracając swe blade twarze..............tak jak słonecznik szukam promieni świtu i czekam na nowy dzień

Jest we mnie tyle rozpaczy, cisza wokół sprawia ból jak cięcie nożem i zmusza mnie do tego nowego życia, jakże innego niż to poprzednie

To tylko pamięć..........mówi mi – odwróć twarz do światła księżyca, niech ono cię prowadzi, otwórz się i wejdź w nie, tam znajdziesz znaczenie szczęścia i zaczniesz nowe życie

To tylko pamięć...........bo przecież dalej jestem sama nawet w blasku księżyca, jedyne co mogę to uśmiechać się do dawnych, dobrych dni, kiedy wszystko było takie piękne i szczęśliwe

Tak bym chciała ożywić tamte dni, niech zniknie do końca dym śmierci, pozostawiając po sobie zimny zapach poranka..........gasną uliczne lampy, skończyła się następna noc, wstaje świt następnego dnia

Muszę czekać na wschód słońca, muszę myśleć o nowym życiu, nie mogę się poddać, kiedyś ta noc i ten dzień też będą takim samym wspomnieniem

Promienie słońca przenikające przez drzewa oznajmiają koniec balu przebierańców, czas pozbierać rozrzucone kwiaty..............pamięć powoli jaśnieje i zanika

Dotknij mnie i powiedz dlaczego tak łatwo przyszło Ci mnie opuścić i zostawić tylko z pamięcią o naszych słonecznych dniach

Kiedy mnie dotkniesz, może wtedy zrozumiem, że szczęście to początek każdego nowego dnia

Zgłoś SPAM
20.01.2012

Dwadzieścia miesięcy dla innych ludzi wydaje się czasem, który minął szybko jak mrugnięcie okiem.............dla mnie to codzienne, w każdej godzinie zadawane setki pytań, próby przejścia przez ścianę wyobraźni, przeniknięcia do świata innego wymiaru, zobaczenia gdzie jesteś i czy tam Ci dobrze.

Bardzo źle się stało, ze zostałam sama.............bez Twojego wsparcia nie mam siły i motywacji do kontynuowania wielu spraw, przestało mi na czymkolwiek zależeć. Jakże irytujące i nie na miejscu wydają mi się ludzkie pytania w stylu: dlaczego nigdy nie jesteś szczęśliwa? Jak mam być, kiedy cały mój świat obrócił się w pył, nawet nie mam do kogo się wypłakać, bo nikt tak jak Ty nie rozumie jak mi ciężko w życiu...............

Stawiam przed sobą zadania do wykonania, powtarzając sobie, że MUSZĘ – ale tak naprawdę wcale nic nie muszę, chciałabym po prostu usnąć i nie obudzić się więcej, wtedy nic bym już nie musiała. Nie da się wyłączyć pamięci, nie da się wymazać z mojego „ja” śladów jakie we mnie na zawsze zostawiłeś, przecież ja w połowie jestem Tobą...........przez 31 lat kształtowałam się jako nowy człowiek kierując się Twoimi naukami i wskazówkami.

W pewnym momencie przerosłam swojego Mistrza i okazało się to najlepsze dla całej naszej rodziny, bo już byłam zdolna do samodzielnego życia „w razie czego”. Chyba zawsze tego chciałeś, przeczuwając dalsze swoje losy..........

Ale czy naprawdę chciałeś mnie nagle pozbawić swojej miłości? W to nie uwierzę nigdy, bo przecież wiedziałeś, jak bardzo jesteś mi potrzebny...........Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, powiedziałeś „daj mi się sobą nacieszyć, może ostatni już raz”- dziwne, bo i ja tak myślałam, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić nawet.

Gdzie jesteś, proszę odezwij się, daj mi jakiś znak.............wiem, że już do mnie nie wrócisz, wiem, że pomagasz mi cały czas, wiem, że chcesz jak najlepiej, ale ja też chcę wiedzieć, że gdzieś jesteś.....................

Zgłoś SPAM
20.12.2011

Dziewiętnaście miesięcy temu zgasło dla mnie słońce mojego życia, już nigdy mnie nie ogrzeje swoją miłością, ani nie pokaże właściwego kierunku, kiedy zagubię się na drodze życia..........

Ale przecież jest we mnie, ze mną, w moim sercu i pamięci – cokolwiek los dla mnie przeznaczy i gdziekolwiek mnie rzuci, Leszek zawsze mi towarzyszy, jak za życia :) Myślę o nim codziennie, wspominam - raz ze łzami, innym razem ze śmiechem........Bo takie było nasze codzienne życie.

Kiedy był młodszy, był bardzo radosny i cieszył się z każdego dnia spędzonego razem, z każdego wyjazdu, z każdego nowego poznanego człowieka, z każdego ciekawego zdjęcia, jakie udało mu się zrobić. Radość życia najpierw cieniutkim strumykiem zaczęła go opuszczać od pierwszego zawału, jaki mu się przytrafił 17 lat temu. Po drugim zawale smutek płynął już rzeką, po odkryciu w sobie śmiertelnego wroga już nigdy nie wrócił do „siebie”.

Miesiąc przed śmiercią bardzo się ze wszystkim śpieszył, chciał jak najwięcej spraw pozałatwiać, jak najwięcej rzeczy mnie nauczyć i pokazać. WIEDZIAŁ. Ja też wiedziałam, ale cały czas miałam nadzieję,że może jednak zmieści się w 5% ludzi, dla których kardiomiopatia nie kończyła się nagłym zgonem. Ale kiedy nie widział, przez pół nocy nasłuchiwałam, czy oddycha. Każdy moment ciszy był ogromnym zagrożeniem........

Wtedy rozmawialiśmy godzinami, jakby chcąc nadrobić ten czas, kiedy takich rozmów nie było kiedy i jak prowadzić. Moim głównym zadaniem było zdjąć z niego wszelkie zmartwienia, przeważnie finansowe, chciałam mu zapewnić komfort ostatniej części ziemskiej drogi. Był wdzięczny i szczęśliwy, cały czas powtarzał, że tylko we mnie nadzieja..........

Powtarzał też dobitnie coś, przy czym zawsze zalewałam się łzami : „Niunia, nie bierz mnie pod uwagę w swoich planach życiowych, zadbaj o siebie i o Monikę”. A ja wtedy nawet nie potrafiłam sobie WYOBRAZIĆ życia bez Leszka, a teraz muszę brać udział w tym reality :(

Nie wiem, co dla mnie przygotował los, bo nikt tego nie wie. Jednego jestem pewna – spotkamy się jeszcze. Muszę w to wierzyć, bo inaczej to, że jeszcze żyję, nie miałoby najmniejszego sensu. Wiem, że jest zadowolony z tego, co robię, bardzo mi pomaga w ciężkich chwilach, bo w razie trudności zawsze go proszę o pomoc.

Kiedy kilka dni temu byłam w skalistych górach Norwegii (Leszek zawsze wiedział, że tam chcę pojechać, tylko jakoś nigdy nie było jak) i byłam bardzo poruszona tym, co na szczycie góry widziałam – Leszek ukazał mi się jako szeroki promień różowego światła ponad górami, jakby w ten sposób dał mi znać, że ta wyprawa to prezent od niego. Po kilku chwilach różowe światło znikło, ale zdążyłam je sfotografować.

Nie wiem, gdzie jesteś, nie zabrałeś swojego telefonu............ale czekaj tam na mnie. Nie pozwól, aby to było długo, tylko tyle, ile potrzeba do usamodzielnienia się Moniki. A potem znowu będziemy cieszyć się sobą każdego dnia – tak jak przed 20 maja.

Zgłoś SPAM
20.11.2011

Osiemnaście miesięcy, półtora roku z życia mojego, półtora roku nieobecności tego, który wyszedł i do tej pory nie wrócił...........

Poddałam się, nie walczę już o Twój powrót, nie nadsłuchuję dźwięku kluczy i otwieranego zamka w drzwiach, nie szukam w domu Twoich śladów.........ale to wcale nie znaczy, ze zaakceptowałam to, że Cię nie ma. Z tym akurat nigdy się nie pogodzę, że otworzyłeś śmierci drzwi witając ją jak przyjaciela..................

Byłam, bo Ty byłeś.................

Wytrwałam w cierpieniach i poniżeniach, bo Ty dawałeś mi siłę na przetrwanie............

Cieszyłam się, bo zawsze widziałam Cię obok mnie....................

Sprawiałeś mi ból, a ja wierzyłam, że dzielisz się ze mną swoim niewypowiedzianym.............

Uczyłeś mnie w życiu wielu rzeczy, na wypadek gdybym została sama.....................

Nie mieliśmy niczego, oprócz siebie, a i tak było to więcej niż mają najbogatsi tego świata.........................

A teraz jestem sama..............nic mi nie potrzeba, niczego nie chcę, nic mnie nie cieszy i nie uczyni szczęśliwą. Obłoki wspomnień towarzyszą mi w każdej chwili dnia i już wiem, że są ludzie niezastąpieni..............

Zgłoś SPAM
20.10.2011

Siedemnaście miesięcy.................dla jednych to jak chwila, mrugnięcie okiem, czas niezauważalny w natłoku codziennych zajęć i obowiązków. Dla mnie to stałe i niekończące się poczucie wielkiej straty, tęsknota, bezradność i bezsilność.

Nie czekam już na Twój powrót, ale czasem mózg sam z siebie wytwarza obraz Ciebie czekającego na mnie w domu – po chwili jednak rozsądek zwycięża. Czekasz na mnie, ja wiem, ale nie w naszym domu. W innym miejscu, do którego odważyłeś się wyruszyć sam, bez pożegnania ze mną. Po raz kolejny zadaję kłam powszechnemu twierdzeniu, że czas leczy rany. Chyba to zależy – u kogo................jak wielka była miłość do tego, kto odszedł.

Na początku tej największej dla mnie tragedii mówiłam, że ja już się z tego nie podniosę, wtedy słyszałam, że potrzeba czasu, ze muszę być silna, ze przecież nie tylko ja straciłam kogoś bliskiego.............Ale to JA miałam rację. Żaden czas ani żadna siła nie wróci radości życia, jeśli nie ma się jej z kim dzielić. Owszem, jest Monika, ona niby cieszy się ze mną z jakichkolwiek postępów, ale przecież jest wśród nas zawsze cień smutku, niczym skrzydło wielkiego czarnego ptaka, który przeleciał obok nas. Teraz to jest nasz codzienność, może to kara za tyle lat przeżytych w miłości i radości?

Idę myślami na spacer ulicami Mokotowa, obok mnie Ty i Monika, jest piękne lato, kwiaty i ptaki........... W piękne słoneczne dni przypominam sobie nasze dalekie spacery, podczas których opowiadaliśmy córce o naszych rodzinach i czasach młodości..........Ale ten obraz to tylko wspomnienia, marzenia osieroconego mózgu. Nawet wszystkie wypłakane łzy i krew wylana do ostatniej kropli nie zwrócą mi Ciebie, ani na jedną małą chwilę :(oddałabym za to wszystko, ale spotkanie z Tobą może nastąpić tylko za cenę mojego życia. Wiem, że kiedy do mnie na tę małą chwilę wrócisz, zrobisz to tylko po to, aby mnie ze sobą zabrać.

Nie ma we mnie już strachu, chociaż nie wiem, jak jest za Złotą Bramą. Wiem jedno – że tutaj na Ziemi już nie będę budować nowego życia i świata, bo moim przeznaczeniem jest dołączyć do Twojego, tak jak to się stało ponad 32 lata temu. Wkrótce Dzień Zmarłych, Twoje nowe święto. Jak zwykle, kiedy Cię odwiedzę, zapukam do granitowej płyty i powiem „ Lesiu, jestem, czy mnie widzisz”?

Zgłoś SPAM
20.09.2011

Tak szybko biegnie czas, już szesnaście miesięcy, odkąd się pożegnaliśmy.............. do czasu ponownego spotkania. Nie, nie wierzę w życie pozagrobowe, niebo, piekło, Boga i te inne opowieści, którymi ludzie są karmieni, aby nie bać się śmierci. Za to bardzo wierzę w to, co mi obiecałeś – że zawsze będziesz opiekował się mną duchowo, gdziekolwiek będziesz..........

Wierzę też w to, co mi powiedziałeś we śnie, że dla was wszystkich tam największym problemem są zostawione na Ziemi dzieci, widzę, ze opiekujesz się też swoją córką. Wiesz przecież, ze studiuje to, co chciała, my też................Ale to z Twoją pomocą, naszego Anioła Stróża, udało się pokonać wszelkie trudności i przeciwności, kiedy już nie było nadziei na normalny tok spraw, prosiłam – pomóż, bo już nie daję rady – i stał się cud!

Tylko w domu dzwoni pustka i cisza, którą zawsze Ty wypełniałeś swoimi dźwiękami, tak charakterystycznymi tylko dla siebie – poszukiwania segregatorów z negatywami w skrzypiącej szafie, głośne składanie okularów, stukanie jednym palcem w klawiaturę, oraz, co mnie zawsze bawiło – jak sam z sobą prowadziłeś dialog przy zmywaniu naczyń i rzucane przy tym przekleństwa, to samo zresztą przy zawiązywaniu sznurowadeł w butach, co w Twoim wykonaniu było wręcz ceremoniałem. I Twoje codzienne budzenie Moniki do szkoły, kiedy się darłeś na cały głos: ”Ząąąąąąąąąąąąąąąąąąbeeeeeeeeek, wstawaj, Ząbek!!!!!!!!!” A potem okazało się, ze Monika potrafi sama wstać do szkoły, zrobić sobie śniadanie i nawet się nie spóźnić. Bo to wszystko to był element relacji ojciec – córka, a nie żadna paląca konieczność, ale też element Twojej obecności w domu.................

Czego mi brakuje najbardziej? Rozmowy, czyli wysłuchania Twojej opinii w każdej sprawie, dosłownie każdej. Nie zawsze Twóje opinie brałam pod uwagę, ale zawsze ich słuchałam. Wiedziałam, ze nawet jak jestem daleko, wystarczyło tylko wystukać Twój numer telefonu i zaraz usłyszałam ; „Witaj Niunia!” i mogłam się wypłakać, wyżalić i powiedzieć jak mi źle. Teraz rozmawiam z Moniką, ale to niestety nie to samo................Pozostaje mi oglądanie fotografii, to mnie odsuwa nieco od codziennych problemów. Nie mam jeszcze odwagi obejrzeć DVD z Twoim udziałem – może kiedyś.

Jestem też przekonana, ze sprawa Eli zakończyła się pomyślnie za Twoją pomocą – bo czułeś się zobowiązany odwdzięczyć za to, co zrobiła dla nas. Opiekuj się tez nimi, bo to najbliżsi mi ludzie zaraz po Monice........................

Były znowu Mistrzostwa Europy w Słomczynie. Drugi raz bez Ciebie. Nie pojechałam tam, chociaż bardzo chciałam spotkać się ze wszystkimi, którzy byli uczestnikami naszego życia przez ostatnie kilkanaście lat. Nie pojechałam, bo wiedziałam dobrze, jak bardzo było to dla mnie bolesne w zeszłym roku, kiedy co chwilę oglądałam się, czy za mną idziesz, wypatrywałam Cię na środku toru i przy podium. Oglądałam relację w TV i znowu to samo – szukałam Cię wśród fotoreporterów na torze........................I jeszcze jedno – to chyba były już ostatnie ME w Polsce, serce chyba pękłoby mi z żalu, nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy tak byli z tym sportem związani jak my. W przyszłym roku odwiedzimy Cię na torze w Holjes – tam, gdzie część Twoich prochów zawiózł Łukasz Zoll.

Żyję dalej, chociaż jestem tym tak bardzo zmęczona.......................ale dotrzymam słowa, jakie Ci dałam.

Zgłoś SPAM
20.08.2011

Dziś mija piętnaście miesięcy od dnia, kiedy nas zostawiłeś.......................Widziałeś, kiedy byłam ostatni raz z wizytą u Ciebie, jak zwykle zostawiłam dwa niebieskie światła, ale też dwa czarne motyle, dużego i mniejszego. To symbol naszych myśli, które w każdym czasie i przy każdej okazji są z Tobą.

Pamiętam jak kiedyś z ogromnym zdumieniem i uwagą oglądałeś wielkiego zielonego konika polnego, który przyleciał niczym jaskółka i usiadł na stole przy domu mojego brata. Od razu był w użyciu aparat i zapis zdarzenia – bo wielki konik drapał się końcówką swojej „olbrzymiej” nogi w oko.................Podobnie było z leciwą ropuchą, która uparcie usiłowała schronić się w domu przed zimnem. Do ręki jej nie wziąłeś (ale jakoś nie byłeś zdziwiony, że ja to robię! ) ale zdjęć owa żaba miała wiele. Podobnie jak bocian, jaskółki, Twoje ulubione konie oraz wszędobylskie koty. Podobnie jak nasza Pusia, która była z nami ponad 10 lat i odeszła w Twojej obecności i dla której byłeś jedynym z rodziny bezwarunkowo kochanym człowiekiem.

Za dwa dni moje urodziny, drugie bez Twojej obecności. W chwili obecnej ten dzień nic dla mnie nie znaczy, jest taki sam jak inne w kalendarzu. Kiedyś było inaczej, moje i Moniki urodziny celebrowaliśmy zazwyczaj tego samego dnia, jako ze są blisko siebie. Zawsze był tort, szampan i coroczne fotografie rejestrujące upływ czasu i zmiany w naszym wyglądzie. Już nigdy takich fotografii nie będzie. I jak co roku o tej porze z nieba spadają gwiazdy ze zbioru Lwa, ale zadna z nich nie spełni mojego marzenia, bo nawet one nie cofną czasu.

Wiele się zmieniło od tego majowego dnia, kiedy zamknąłeś za sobą drzwi życia. Chyba najbardziej byłbyś zdumiony zmianami, jaki się dokonały i dokonują w krajach władzy dyktatorskiej. W naszym kraju – jak zwykle, na gorsze. Dobrze, że tego nie widzisz. Zostałam poddana badaniom medycznym, które wykazały, że niestety, nie mam szans na spotkanie z Tobą na TEN bilet.............Samą diagnostykę, koszmarnie bolesną, przetrwałam tylko dzięki temu, że ukazałeś mi się uśmiechnięty i stojący przede mną – jakbyś trzymał mnie za rękę...............................

Zgłoś SPAM
20.07.2011

Czternaście miesięcy w życiu Tego, Który Odszedł nie z własnej woli - to jak mgnienie oka. Ten sam czas w życiu tych, którzy zostali - to niekończące się pasmo myśli,wspomnień ozdobionych czasem łzami, a czasem uśmiechem, tysiące pytań bez odpowiedzi i wyobrażeń..........a co by było, gdybyś był z nami?

Czasem o szybę uderzy latający o zmierzchu nietoperz, ale z żałosnym piskiem odlatuje - wtedy wydaje mi się, że to Ty wróciłeś sprawdzić, co się ze mną dzieje. Tak więc wiesz i widzisz !

Nieprawdą jest, że:

- czas goi rany i pozwala zapomnieć. Są takie rany, które nigdy się nie wyleczą, tak jak powiedziałam do przyjaciół na pogrzebie - bo nie można żyć bez wyrwanego podstępnie serca! Owszem, można mieć drugie, dar okupiony inną śmiercią, ale nigdy już to życie nie będzie takie samo jak to "sprzed". Moje też nie jest takie, jakie było jeszcze dzień PRZED. Oczy nie widzą pięknych kolorów kwitnąych kwiatów i błekitu nieba, uszy nie słyszą szumu morza, a nawet arcydzieło Ave Maria Gunoda brzmi jak zwykła irytująca przyśpiewka.........

Nie istnieją piękne zapachy, ani wyszukane smaki, wszystkiego tego nie ma, bo niby jaki miałoby sens, aby to wszystko było, skoro czas i tak się zatrzymał?

Nieprawdą jest że:

- świetnie daję sobie radę. Muszę walczyć z codziennością, ale robiłam to też za Twojego życia. Tylko teraz jest w tym wszystkim jakby więcej determinacji i przekonania o słusznosci, nie ma też wyboru łagodnych środków. Nie wiem, ile mi jeszcze zostało do spotkania z Tobą, muszę sie więc spieszyć, tak jakby to miało nastąpić w każdej chwili. Nie czas na sentymenty i łagodność, kiedy jest dziecko..........Tak jak w ostatnim śnie kiedy mi powiedziałeś: "Wiesz Niunia, dla nas wszystkich tam największy problem to pozostawione dzieci".

Nieprawdą jest że:

- w miarę upływu czasu da sie zapomnieć. Czy spędzone razem 31 lat da się zapomnieć w rok, dwa, albo trzy? Jesli tak, to znaczy, że oprócz bycia obok siebie NIE BYŁO NIC. A przecież ja pamiętam każdego dnia, w każdej godzinie......

Niedługo wybierze się do Twojego miejsca ktoś, kogo znasz - przed tą podróżą w jedną stronę poproszę go, aby Cię odnalazł i zapewnił, że między nami nic się nie zmieniło, wszystko jest tak, jak Ci obiecałam przy naszym pożegnaniu, po którym została mi tylko urna z prochami.

Prawdą jest, że:

- mój ból i żal nie mija, nie użalam się nad sobą, że zostałam sama, tylko nad tym, że śmierć pokonała Ciebie, mnie, naszą miłość i wszystko, co było najlepsze.

-dostałeś piękne białe róże od kolegów, którzy nawet przy radości zwycięstwa w zawodach pamiętali o tym, który zawsze był z nimi na torze

- Twoja córka tak jak sobie wymarzyłeś , pięknie zdała maturę, dedykując Tobie świadectwo dojrzałości - jesteś moim Aniołem Stróżem, który chroni mnie ode złego.........I bądź nim już zawsze.

Dziś 20 dzień miesiąca i sytuacja dokładnie taka, jak TAMTEGO dnia. Moja wizyta u lekarza o 9.20 (dokładnie tak jak wtedy) - tylko dzisiaj już nie ma do kogo zadzwonić i opowiedzieć o jej wyniku. Tak, jak było to TAMTEGO dnia. A kilka godzin później już nie odebrałeś telefonu.

Zgłoś SPAM
20.06.2011

Trzynaście miesięcy JUŻ minęło od tamtego dnia - rok i miesiąc.........Po raz kolejny uświadamiam sobie, że wielką nieprawdą, oszustwem wręcz egzystencjalnym jest powtarzanie truizmu, że czas jest lekarstwem na wszelkie nieszczęścia. Dlaczego więc nie jest dla mnie? Mój ból nie mija, zamienia się na tysiące mniejszych ciosów w sam środek serca i myśli,owocuje coraz większą bezradnościa i zagubieniem, setkami pytań o przyszłość, wątpliwościami o słuszność wyborów dla mnie i dziecka, strachem czającym się podstępnie z każdego kąta i paraliżującym wszelkie działania.

Brak osoby, z która dzieliło się ponad połowę życia to konieczność zaczynania wszystkiego od początku, a jak to zrobić, kiedy ma się 54 lata i organizm żyjący na kredyt zdrowotny? Jaki jest sens walki o byt i lepsze warunki, kiedy jak doświadczenie pokazuje, to wszystko może sie skończyć w kilkanaście sekund bez mojej woli? A przeciez nie ma dnia, abyśmy Cię nie wspominały, przy jakiejkolwiek okazji albo i bez niej, wystarczy rzut oka na fotografię albo jakaś sytuacja podobna do tej, w której byliśmy razem. Nie wiem, czy kiedyś najdejdzie czas, że będę mogła Cię wspominać bez lodowatego ukłucia w sercu i łez, których nie da się zatrzymać..............

Nie wiem, dlaczego los tak sie na mnie mści, po tylu nieszczęściach, jakie na mnie zesłał, jeszcze mu było mało, zabrał mi to, co miałam najcenniejsze - Ciebie.Czy na to zasłużyłam? Ty przeciez znasz prawdę!

Wczoraj, przy okazji zawodów rallycrossowych koledzy z Automobilklubu Rzemieślnik położyli Ci białe róże w miejscu, gdzie prosiłeś, aby wysypać Twoje prochy. To był wielki gest,dowód pamięci o kimś, kto całym sercem i duszą był oddany wspólnej razem z nimi idei.To wydarzenie bradzo podniosło na duchu mnie i Monikę, podobnie jak i wzmianka o Tobie w artykule, jaki napisał Wojtek Jermakow w WRC.Tak bardzo mi zależy, abyś nie został zapomniany..........

Jest mi bardzo ciężko bez Twojego wsparcia i pocieszenia, niestety jedyne, co mi pozostaje, to wierzyć, że jako mój Anioł Stróż zawsze przy mnie stoisz i pomagasz przetrwać - do naszego spotkania.

Wiem, ze jestem Ci potrzebna, ale nie zabieraj mnie jeszcze, bo Monika nie da sobie rady beze mnie. Nie opuszczaj nas.............Tylko Ciebie mamy (*)gdzieś tam daleko, ale bliżej niż kiedykolwiek.

Zgłoś SPAM
20.05.2011

365 dni,tysiące godzin, setki tysięcy minut..........Nie wiem, jak udało mi się je wszystkie przeżyć.

Dzisiaj, kiedy na tej stronie widzę Twoje nazwisko na liście tych, którzy odeszli rok temu - wydaje mi się, że to wcale nie o Tobie mowa !Bo to przecież niemożliwe, abyś mnie opuścił, wiedząc, jak bardzo Cię kocham i potrzebuję, nie zrobiłbyś mi tego! Gdzie więc jesteś, powiedz, że wyszedłeś na chwilę i zaraz wrócisz........... ..

Pamiętasz, pisałeś mi kiedyś, że wyobrażasz sobie wielokrotnie, co będzie ze mną i z Moniką, kiedy Ciebie już nie będzie,ale przecież nie mogłeś wiedzieć, że moje życie skończy się razem z Twoim! Zawsze mówiłeś - Niunia, to ty jesteś przewodnikiem stada, bez ciebie nie istniejemy, w tobie jedyna nadzieja i oparcie! Jak bardzo byłeś w błędzie, pokazał ten rok, w którym przyszło nam żyć bez Ciebie.

Nigdy w ciągu 31 lat nie rozstawaliśmy się na tak długo, a teraz - żadne z nas nie wie, kiedy się znowu spotkamy. Jedno jest pewne, że to, co Ci obiecałam, że nie opuszczę Cię nawet po śmierci - to fakt. Jesteś ze mną w każdej minucie, Twój obraz mam przed oczami niemal zawsze, codziennie z Tobą rozmawiam, odwołuję się do Ciebie w chwilach niepewności............

Tylko tak trudno wytłumaczyć mojej miłości, że już nie ma kogo kochać (*)

Dziś rzucę do oceanu białe róże - dla Ciebie, zobaczysz je z góry!

Zgłoś SPAM
20.04.2011

Jedenaście miesięcy, tak bardzo długo, wiele dni, godzin i minut upłynęło od chwili, kiedy przyszedł po Ciebie Anioł i zabrał ze sobą ducha Twego istnienia, a nam zostawił ziemską powierzchowność. Jeszcze walczę z Aniołem nie pozwalając Ci odejść, chociaż coraz bardziej dociera do mnie jedyna ludzka prawda – że każdy z nas MUSI odejść.

Tak, ja wiem, że Twój Anioł nie jest okrutny i czasem pozwala Ci mnie odwiedzić we śnie, nawet w bardzo dziwny sposób..........Ki edy przekonujesz mnie, że wcale nie umarłeś, tylko się ukrywałeś, ale już nie musisz i teraz na zawsze będziesz ze mną. Albo, kiedy siedzisz obok mnie, rozmawiamy jak dawniej, nagle jest jakiś telefon i czyjś głos mówi, że zmarłeś o 6.38 (i chyba tak było) – a na Tobie to nie robi żadnego wrażenia.

Nauczyłam się przez ten czas wielu rzeczy, życie w samotności, która przyszła nagle i podstępnie wcale nie jest łatwe, ale walcząc z samą sobą dzień po dniu trzeba odkrywać w sobie coraz to nowe pokłady motywacji i chęci do życia. Wcale nie chcę, ale muszę, na siłę staram się wrócić do „żywych”, wydobyć z dna rozpaczy............Jak ogromnej odwagi potrzeba do założenia kolorowego ubrania, które parzy – bo najbezpieczniejsze jest czarne........Jaką perwersją i nieprzyzwoitością wydaje się zrobienie makijażu i włosów – no bo jak to, ja tu się maluję i ubieram, a Ciebie już nie ma i nigdy nie będzie, więc jak ja mogę takie rzeczy.............

W apogeum takiej walki z samą sobą, kiedy targa mną mnóstwo wątpliwości, nagle spada ze ściany na podłogę Twój największy portret. Tak wiem, co myślisz, że dość tego, że nie za takie nihilizmy mnie podziwiałeś, tylko za niezłomność i ducha walki ! No tak, ale do tej pory nikt nie wyrwał mi serca gołymi rękami, nawet w największym starciu..................

Nauczyłam się rozmawiać z Tobą tak, jakbyś cały czas tu był, to wielka sztuka, ale ............już mi powiedziałeś, jak naprawić Moniki aparat i wymienić kran w łazience – a przecież na obu tych rzeczach kompletnie się nie znam ! Kiedy ostatnio wracałam z zakupów w okolicznych mokotowskich sklepach, cały czas miałam wrażenie, ze jak zwykle idziesz obok mnie z torbą z aparatem na jednym ramieniu i z siatką z zakupami w drugim ręku – i jak zwykle jesteś zły, że za szybko idę, było to bardzo realistyczne odczucie !

Nastała pierwsza wiosna bez Ciebie, nie możesz widzieć pięknie kwitnących jabłoni i migdałowców w ogrodach na Odyńca, nie obudzą Cię najgorętsze promienie Słońca ani nawet największa burza :( chociaż, kto wie? Miałam takie symboliczne wydarzenie, usiadł mi na ręku kolorowy motyl, przez chwilę wachlował się skrzydełkami, jakby odpoczywał. Po chwili odfrunął, a na ręku został po nim złoty pył...........Czy to Ty mnie odwiedziłeś zostawiając złoty pył wspomnień?

Oglądam często Twoje zdjęcia, a każde z nich to jakby karta pamięci, którą mogę trzymać w ręku i przywoływać konkretne wydarzenia z Twoim udziałem. Oto zimowy krajobraz, szedłeś po świeżym śniegu, który iskrzył pod Twoimi butami, osiadał na brwiach, wąsach i na Twojej torbie z aparatem.....Tak było naprawdę, kiedy kilka lat temu specjalnie rano przy pięknym świetle zrobiliśmy zdjęcia podczas opadów śniegu !

Cierpię w milczeniu, idąc naprzód i próbując odszukać dalszą drogę i jej kierunek........Światło ją wskazujące zgasło razem z Tobą, pogrążając mnie w ciemnościach życia. Tak, wiem, ze Cię nie ma i już NIGDY nie będzie, ale przecież to nie do końca prawda, bo teraz masz to, czego nikt z nas żyjących nie ma – możesz być wszędzie.....w krzaku kwitnącej magnolii, w szumie morza, w białych skrzydłach łabędzi, w srebrnym świetle księżyca - we wszystkim, co jest uosobieniem wartości życia i jego urody.

Zgłoś SPAM
20.03.2011

Dziś mija dziesięć miesięcy, jak zakończyła się Twoja ziemska droga ku wieczności. Czas stanął w miejscu, nagle miłość została zastąpiona przez smutek, żal i tęsknotę. Słońce zgasło na chwilę i już nigdy po tym dniu nie zaświeciło dla mnie tak samo jasno, jak przed nim. Skończyły się plany, nadzieje, marzenia i wiara w to, że JAKOŚ damy sobie radę.

Brzemię naszej wspólnie spędzonej wieloletniej przeszłości niosę ze sobą w przyszłość, wspomnienia te dobre i gorsze towarzyszą mi codziennie w każdej chwili. Rozmawiam z Tobą słowami duszy, tylko Ty i ja słyszymy je, oczami swojej duszy widzę, jak mi odpowiadasz i kierujesz moimi czynami.

Ostatnio miałam dwa sny, w jednym razem z naszymi znajomymi oglądaliśmy Twoje zdjęcia i rozmawialiśmy o Tobie, w radosnym nastroju............Nikt nie wspomniał, że Ciebie nie ma i nigdy już nie będzie. Drugi sen był chyba pocieszeniem zesłanym na mnie w bardzo złym czasie: pracowałam gdzieś i przenosiłam ogromne ciężary, już nie miałam siły, to było straszne............Nagle jak spod ziemi wyrosłeś Ty i razem ze mną nosiłeś te ciężkie przedmioty, ale bez żadnego wysiłku. Spytałam, gdzie byłeś i dlaczego przyszedłeś, przecież umarłeś.............Odpow iedziałeś, że nie umarłeś, tylko musiałeś się ukrywać, ale już jest wszystko dobrze, czujesz się dobrze, masz dobre wyniki badań i już na zawsze z nami zostaniesz. Wtedy zaczęłam płakać, mówiąc Ci, że tak strasznie za Tobą tęskniłam, a na pogrzebie serce mi omal nie pękło...........A Ty, pogodny i uśmiechnięty powiedziałeś, ze tak musiało być, ale już nigdy tego nie zrobisz znowu.................

Tak, ja wiem, że nadal jesteś ze mną, bo przecież byliśmy związani nie tylko ciałami, z których jedno zabrał wszechświat, ale też i duszami. Związek dwóch kochających się dusz nie kończy się nigdy, zawsze jedna jest obok drugiej i dalej towarzyszy jej na dobre i na złe. Wiem, że już nigdy w ziemskiej postaci Cię nie zobaczę, chociaż serce nadal czeka – i to pomimo, że rozum zaprzecza. Moje serce, dusza i rozum kochają wspomnienia po Tobie, nie pozwalają, abyś umarł na zawsze i naprawdę, został w świecie ciemności, który nigdzie i nigdy się nie kończy...

Setki razy w ciągu dnia zerkam na Twoje zdjęcie w ramach wiszące na ścianie i opasane szarfą z wieńca z białych kwiatów, jaki dostałeś na ostatnią drogę ode mnie i od Moniki. Na szarfie jest zapewnienie, ze nigdy nie przestaniemy Cię kochać ... Symbol Twojego ostatniego dnia pobytu na Ziemi. Ten widok mnie uspakaja, utwierdza w przekonaniu, ze jesteś, ze czuwasz nade mną, uchronisz przed złem, wyprostujesz drogę, kiedy będzie zbyt wyboista...........

Jestem już w podróży do Ciebie, płynę szeroką rzeką wypłakanych łez w kierunku Wyspy Snu, gdzie czekasz na mnie okryty skrzydłami swojego Anioła............Kiedy on da Ci znak, zatrzymaj mnie na rzece łez i weź do siebie, już nie boję się przejść na drugą stronę, odkąd wiem, ze tam jesteś (*)(*)(*) Złota Brama jeszcze teraz nie otworzy się dla mnie, tylko Ty znasz tajemnicę, kiedy to nastąpi. Dni pełne ciszy pośród czterech ścian mijają, każdy z nich jest taki sam. Codziennie planuję zrobić to i tamto, iść tu i tam, załatwić te czy inne sprawy, napisać coś gdzieś.........a potem rezygnuję ze wszystkiego, bo to jest wszystko nieważne i nie ma sensu. I już nigdy nie będzie miało. Kiedy jest mi bardzo źle i nic się nie układa, wsłuchuję się w bicie swojego serca. Tam gdzieś na jego dnie mieszkasz dalej i podpowiadasz mi, co mam robić. Będziesz tam zawsze (*) bo ja kocham Cię zawsze tak samo..................... ..

Zgłoś SPAM
20.02.2011

Dziewięć miesięcy minęło.......a mnie się wydaje jakby to było wczoraj, każdego dnia w każdej minucie przeżywam TO nieustannie od nowa, próbując obudzić się z tego złego snu. Normalnie w życiu kochającej się pary dziewięć miesięcy jest radosnym oczekiwaniem na przyjście na świat trzeciego, najbardziej kochanego członka rodziny – u nas jest to czas pogłębiającego się żalu i tęsknoty, zapadania się w czarną i gęstą mgłę, dziewięć miesięcy pokonywania drogi najeżonej kolcami.............

Ale z drugiej strony – przecież jestem już o ten czas bliżej Ciebie :) Ciągle szukam sposobu jak wrócić na te właściwe tory i nie znajduję go.....Pukam do wrót Złotej Bramy, ale ona jeszcze nie chce się dla mnie otworzyć, jeszcze nie możemy się spotkać, czekam cierpliwie na Twoje wezwanie, kiedy już bardzo będzie ciążyła Ci samotność po drugiej stronie............

Sam wiesz, że wszystkiego, nawet bardzo trudnych rzeczy, uczyłam się bardzo szybko, ale w żaden sposób i w żadnym czasie nie potrafię nauczyć się być bez Ciebie, to najcięższe zadanie mojego życia :( Nie, nie ma takiego czasu, który pozwoli mi zapomnieć....A kiedy się znowu spotkamy, zobaczysz, że moją miłość do Ciebie przyniosę ze sobą, bo przecież ona jest ze mną każdego dnia, noszę ją cały czas w moim sercu i to ona pozwala mi przetrwać, zachować wiarę w to, ze teraz ja muszę kontynuować Twoją misję, bo mnie do tego wybrałeś. Nie jest to łatwe zadanie, bez Ciebie jestem jak dziecko porzucone przez matkę w gęstej mgle, nie znające drogi wyjścia z ciemności, nie wiedzące w którą stronę się skierować, aby w końcu wyjść na oświetlony szlak.

Ale przecież zawsze wiedziałeś, że dla Ciebie wytrzymam bardzo wiele, pokonam wszystkie trudności, nie dam się złamać i będę walczyć do końca, do ostatniego tchu. Wierzę w to, że się mną opiekujesz i ustrzeżesz mnie ode złego, pomożesz podnieść się, kiedy już nie będę miała siły iść dalej, albo poniesiesz mnie na swoich białych skrzydłach, nie pozwolisz skrzywdzić matki swojego dziecka, nawet wtedy, kiedy nadzieja będzie tak słaba jak gasnący płomyk na silnym wietrze.............

Księga życia, którą razem czytaliśmy przez 31 lat zamknęła się dla mnie na zawsze na dniu 20 maja, teraz zostaje mi tylko wspominanie tego, przez co razem przeszliśmy. Każda wolna chwila to przywoływanie wspomnień i łzy, których nie mogę i nie chcę powstrzymać, nie tak miało być, bo ani Ty ani ja nie chcieliśmy zostać sami, oddzieleni murem nie do przejścia. Śmierć była zła, ze byliśmy tak blisko, o krok od spełnienia naszych marzeń - dlatego Cię zabrała ze sobą do nieznanego mi miejsca. Przy okazji zabiła też połowę mnie, ale wcale jej to nie powstrzymało, ani też świadomość nieszczęścia, jakie zsyła na nasze dziecko.

Dlaczego nikt na świecie od zarania dziejów, nie wynalazł lekarstwa na smutek i tęsknotę po utracie najbliższej osoby? Byłabym najpilniejszym pacjentem.............

Nadal nie mogę zdobyć się na odwagę, aby pozwolić Ci odejść i uznać, że to już koniec, że już nigdy nie wrócisz........Co powoduje, ze nadal na Ciebie czekam? Chciałabym Ci opowiedzieć o tym, co widzę - o słońcu, pięknych gwiazdach w nocy, nadchodzącej wiośnie, łabędziach na Zatoce, ciepłym wietrze od morza - a wśród tego wszystkiego ja sama, osiwiała z bólu i tęsknoty - ale to pewnie wiesz :( Tyle słów napisanych i wypowiedzianych, a żadne z nich tak naprawdę nie oddaje tego, co czuję i myślę i jak bardzo rozpaczliwie usiłuję zamienić wspomnienia w rzeczywistość. Gdybyś kiedyś zszedł na Ziemię w jakiejkolwiek postaci, łatwo mnie znajdziesz - trafisz do mnie po szerokiej drodze z wypłakanych po Twoim odejściu łez..............

Zgłoś SPAM
20.01.2011

Minęło osiem miesięcy, odkąd wybrałeś Wyspę Snów na nowe miejsce zamieszkania, a mnie wciąż wydaje się, że to było wczoraj...........Tamtego dnia czas dla mnie się zatrzymał, nic co działo się potem nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Nadal zdarza mi się w momentach "trwogi" sięgać po telefon, aby do Ciebie zadzwonić i się wypłakać :( Niestety, ciężar morza łez już do końca życia muszę nieść sama.

Tylko jestem coraz bardziej zdziwiona, że Ciebie nie ma, a życie toczy się dalej, tak jakby świat nie zauważył braku najważniejszej dla mnie osoby. Ot, był kiedyś taki, ale zaraz...dawno go nie widzieliśmy, pewnie dużo pracuje? A ja każdego dnia i na każdą sytuację musiałam przygotować maski, które zakładam na twarz w zależności od okoliczności. Otoczenie nie akceptuje emocji i uczuć związanych ze stratą kogoś bliskiego, tak jakby to nikogo oprócz mnie nigdy nie miało spotkać. Każdy mówi – musisz być silna – ale nie mówi, skąd mam tę siłę brać.............Masz Monikę – a czy posiadanie dziecka rekompensuje to, że połowy mnie nie ma, rozpłynęła się w nicości? Nie mogę jedynego i niepowtarzalnego człowieka zastąpić drugim jedynym i niepowtarzalnym człowiekiem, na tym nie da się odbudować tej części „ja” , które odeszło na zawsze..............Będzi e dobrze – a co będzie dobrze, albo lepiej po tym, jak moje życie rozpadło się na tysiące kawałków? Jakie „dobrze” jest w stanie pozbierać je i skleić z powrotem? Jeszcze gorsze są te wyrazy „pocieszenia” z podtekstem religijnym, od razu uprzedzam każdego, że nie życzę sobie ich słuchać!

Nie jest dobrze widziane rozpłakać się nagle w środku rozmowy – zdaniem obecnych bez powodu...............Niew ytłumaczalne dla innych są wybuchy złości i innych emocji negatywnych, a przecież nie mogę ich opanować, kiedy każdego dnia dochodzą mi stale nowe obowiązki i zadania, o których muszę pamiętać i wywiązywać się z nich, a przecież moje możliwości fizyczne i psychiczne wcale się nie zwiększyły, raczej przeciwnie. Coraz bardziej przeraża mnie wizja przyszłości, zbyt dużo w jej budowaniu zależy ode mnie, a gdzieś w tle pojawia się coraz bardziej natarczywe pytanie – a co będzie jak coś złego stanie się ze mną? Co zrobi Monika, ona nie jest w stanie jeszcze samodzielnie się utrzymać.............Tylk o i wyłącznie z tego powodu „odraczam” i odsuwam czas spotkania z Tobą, ale ja wiem, ze Ty to rozumiesz i zgadzasz się z tym, dla Ciebie Monika była zawsze najważniejsza.

Pierwsze święta Bożego Narodzenia bez Ciebie – całe szczęście, że my nigdy nie celebrowaliśmy tego w sposób szczególny i mistyczny, po prostu były to dla nas trzy dni, które mogliśmy spędzić razem, pochodzić po pustych ulicach, popatrzeć na krajobraz Mokotowa z tarasu w Królikarni........ ....to miejsce szczególne, chodziliśmy tam bardzo często, fotografii tam robionych widać czas upływający w naszej rodzinie, tam też będąc na jednej z prezentacji dowiedzieliśmy się o ataku na World Trade Center. W tym roku czekałam na znak od Ciebie biegnący z pierwszej wieczornej gwiazdy...............

Pierwszy Nowy Rok bez Ciebie – od dwóch lat, zdając sobie sprawę z rzeczywistości mieliśmy obydwoje tylko jedno życzenie – abyśmy się wszyscy spotkali w następny Nowy Rok. Ostatnio powiedziałeś, że to dla Ciebie najlepsze życzenie, zawierające w sobie wszystko. Niestety, nie spełniło się, a przecież było takie skromne................

Studniówka Moniki – szkoda, że nie widziałeś jak ładnie wyglądała, pewnie miałaby dziesiątki zdjęć z tego wydarzenia, bez Ciebie – nie ma ani jednego. Wiem, jak bardzo Ci zależało na jej edukacji, jak bardzo pilnowałeś jej codziennych czynności z tym związanych i jak bardzo chciałeś doprowadzić ją do matury.................Cz y to te było zbyt trudne dla losu do spełnienia?

Orkiestra Owsiaka pierwszy raz w historii zagrała bez Ciebie, nie widziałeś fajerwerków, na które co roku czekaliśmy, nie mamy fotograficznego zapisu tego wydarzenia. A może właśnie wszystko widziałeś, tylko z innej strony niż my?

Podobno po stracie najbliższej osoby tylko czas łagodzi ból............... Jaka to straszna nieprawda, im więcej czasu mija, tym bardziej odczuwam brak Ciebie, we wszystkich aspektach mojego życia, a głównie w dziedzinie doradztwa i mądrości. Zbieram bagaż spraw, których nie umiem bez Ciebie rozwiązać :( Nie umiem patrzeć na świat tylko swoimi oczami, bo obraz jest niekompletny i zniekształcony - bo to Ty byłeś moimi oczami, uszami, mózgiem i tłumaczem świata. Mam wyznaczone zadania do wykonania, w większości jest to realizacja Twoich życzeń, ale musisz mi w tym pomóc, be względu na to, gdzie teraz jesteś. Im mniej Ciebie fizycznie, tym więcej we wspomnieniach, bardzo chcę zatrzymać ich najwięcej, bo teraz one muszą mi Ciebie zastępować.(*)

Zgłoś SPAM
20.12.2010

Nie ma Cię już siedem miesięcy..........Każdego 20 dnia miesiąca przeżywam TAMTEN dzień od nowa, analizuję każde słowo, jakie do mnie powiedziałeś, doszukuję się oznak lub zapowiedzi tego, co się stało wieczorem – i nic takiego nie znajduję. Wszystko było normalnie, JAK ZAWSZE. Do tej pory słyszę ostatnie słowa, jakie powiedziałeś mi tego dnia rano, zadowolony i radosny – porozmawiamy wieczorem! Nie porozmawialiśmy ani wieczorem, ani już nigdy więcej.

Bardzo bym chciała wiedzieć, czy widziałeś, czy wiesz, co było potem, czy zdajesz sobie sprawę z ogromu mojej rozpaczy i żalu, czy tego właśnie chciałeś? Ja przecież tak bardzo chciałam, abyś żył, zwyczajnie był cały czas z nami i koło nas, jako nasz najlepszy duch opiekuńczy............... . Tak bardzo wierzyłam, że do późnych lat będziemy razem, chcieliśmy tego bardzo obydwoje.......a potem nagle poddałeś się i wyprzedziłeś mnie na drodze do wieczności, nawet na chwilę się nie zatrzymując.

Siedem miesięcy, to tak dużo dla tej osoby, która MUSI zostać. Łzy nie wysychają, żal i smutek nie mija ani się nie zmniejsza, nie ma minuty ani godziny abym nie myślała lub nie wspominała, w chwilach większej odwagi próbuję sobie wyobrażać co teraz robisz. Chyba tam gdzie jesteś, nie słyszysz jak za Tobą płaczę - łzy przychodzą same, nawet przy najmilszym wspomnieniu........... Tęsknię nie tylko za Tobą, ale i za czasem, którego tak wiele spędzaliśmy razem, a w którym teraz sama nie potrafię się odnaleźć. Nie podejmuję się składania od nowa życia, które jak rozbite lustro rozprysło się na tysiące kawałków. Nie chcę nowego życia, stare nie wróci, jestem w obojętnym zawieszeniu, cały czas ZMUSZAJĄC się do udawania, ze wszystko wraca na swoje tory. A to nieprawda, ale to jest w stanie pojąć tylko ktoś, kto też doświadczył Wielkiej Straty i w ciągu kilku godzin musiał nauczyć się żyć od nowa. Przecież to jest niemożliwe, nikt nikogo nie uczy na żadnych szkoleniach jak żyć, kiedy w sercu, w myślach, w obrazach i dźwiękach jest jedna wielka czarna chmura................

W grudniu jest coroczny Rajd Barbórki, którego byłeś wiernym fanem. Byłam tam, ale impreza na Karowej bez Ciebie nie ma żadnego uroku. Czułam się źle i dziwnie będąc tam pierwszy raz od 31 lat sama, bez naszych rozmów z chłopakami, żartów i śmiechów. Wszędzie szukałam Twoich śladów, bo wiedziałam, że gdzieś jesteś w tym mroźnym wieczorze – dlaczego nie dałeś nam znaku?

Bardzo okrutny był dla mnie dzień Twoich 55 – tych urodzin, od lat ten dzień był najbardziej uroczystym świętem w naszej małej rodzinie. Miała być kolacja w jakimś miłym miejscu, prezent o jakim marzyłeś od dawna, potem oglądanie starych zdjęć i wspominanie naszych lat młodości, opowiadanie wesołych historii z naszego ciekawego życia córce...........Ta k miało być. A tymczasem odwiedziliśmy Cię razem z Jurkiem (to on oprócz Moniki widział Cię żywego ostatni), odgarnialiśmy śnieg pod Twoim maleńkim nowym miejscem zamieszkania w kolumbarium, zapaliliśmy olbrzymi błękitny znicz i zanieśliśmy białe róże. Zamiast życzeń i uścisków były moje łzy i pożegnanie z nadzieją, ALE NIE Z MIŁOŚCIĄ. Jej nie pozwoliłam odejść razem z Tobą, jest cały czas przy mnie. Moje serce zawsze pamięta! Zawsze zatrzyma głęboko w środku Ciebie, który byłeś wyjątkowy, wspierałeś mnie i inspirowałeś, wspominając Ciebie uśmiecham się i jednocześnie płaczę, że już Cię nie ma i że nigdy już nie spojrzysz na mnie swoimi pięknymi błękitnymi oczami...................

Dziś dołączył do Ciebie kolejny kierowca wyczynowy – Andrzej Siniarski. Zawsze go podziwiałeś i był dla Ciebie wzorem radości życia. Przyjmij go do swojego nowego grona znajomych..............

Zgłoś SPAM
20.11.2010

Sześć miesięcy temu..........a mnie się wydaje, jakby to było wczoraj. Wciąż myślę, zdaję sobie pytania, analizuję, rozważam hipotezy – podobno nie powinno się tego robić, ale co w takim razie robić, aby nie zwariować? Sześć miesięcy to długo, a przecież ja wciąż myślę o Tobie w czasie teraźniejszym, wciąż łapię się na tym, że chcę do Ciebie zadzwonić tak jak zawsze, zwyczajnie, aby usłyszeć Twój głos albo się wypłakać :( Dzis nie mam z kim się śmiać, ani do kogo żalić, zarówno radość jak i smutek muszę nosić w sobie, bo moja radość nikogo nie obchodzi, a mój smutek i ból nikogo nie boli...............Tylko Ty jeden zawsze miałeś czas aby mnie wysłuchać :(

Myślałam wielokrotnie, co za ironia losu, że zmarłeś wtedy, kiedy mnie przy Tobie nie było, rozumiem, że NIKT nie wybiera i nie ma wpływu na tę chwilę, nikt też nie może tego wydarzenia w życiu pominąć. A może los wiedział co robi, kto wie, czy gdybym przy tym była, Monika nie zostałaby podwójną sierotą? Nie wiem, czy moje serce też by nie pękło, kiedy bym wiedziała, że już NIE MOGĘ nic zrobić, nie mogę Cię uratować, bo Ty wolisz już być na tamtej stronie, w samotnej podróży na Wyspę Snów.............. .Dlaczego nie miałam żadnych przeczuć, żadnego sygnału, że coś złego się z Tobą dzieje, pomimo tak silnych więzi, jakie nas łączyły? Może dlatego, że odszedłeś z uśmiechem, nie walczyłeś o życie, nie wołałeś mnie w ostatniej chwili...........

Kiedy dowiedziałam się co się stało, jeszcze nie dotarło do mnie, że moje życie to już historia, ze już nigdy nic nie będzie takie samo, że dalszą drogę musze przejść sama, że już nikt nie będzie dzielił ze mną radości i smutków, nikt nie będzie mnie pocieszał, a skręcone kolano będzie bolało dziesięć razy bardziej niż zazwyczaj.............To dotarło do mnie bardzo mocno i jasno, kiedy trzymałam w rękach urnę z prochami, w które się zamieniłeś po tylu latach bycia razem...........tyle z Ciebie zostało w sensie materialnym. Wszystko inne przechowuję w pamięci i sercu i jest tego znacznie więcej niż ziemskich prochów...........

I nie ma już „jesteśmy” , nie ma już „będziemy” , zostało tylko „byliśmy”.

Za wszystko w życiu się płaci, my za swoje wyjątkowo szczęśliwe życie razem na dobre i złe zapłaciliśmy cenę najwyższą – Ty swoim życiem, a ja utratą połowy siebie. Ta połowa odeszła razem z Tobą, ale przecież połowa Ciebie została ze mną, a znacznie więcej Ciebie jest w Monice, tak więc nie całkiem umarłeś ! Moja wyobraźnia jeszcze nie daje sobie z tym rady, wciąż widzę Ciebie jak jesteś w domu, słyszę jak otwierasz drzwi, nawet jak obok mnie przeszedł ktoś z zapachem wody Boss, byłam przekonana, ze jesteś w pobliżu.

Czas mija, ale moje wyszarpnięte na siłę serce nie chce się wyleczyć, przeciwnie, coraz bardziej pogrąża się w smutku.............Już kiedyś to było, pamiętasz, przeszliśmy tę WIELKĄ STRATĘ razem, teraz muszę nieść krzyż sama :(

Zmuszam się do wszystkiego, do wyjścia z domu, do pracy, do udawania, że nic się nie dzieje, że pogodziłam się z losem, do jedzenia, spania nawet do czesania włosów. Bo jak to, Ciebie nie ma i już NIGDY nie będzie, a ja mam to wszystko robić? A jaki to ma sens? Jaki sens ma to, że pół roku temu wyrwano mi serce, a ja jeszcze żyję?

Ale póki żyję – pamiętam.

Tylko jak pogodzić się z faktem, że teraz zamiast Twoich urodzin i imienin będę obchodzić Twój Dzień Zmarłych?

Zgłoś SPAM
20.10.2010
Dziś mija pięć miesięcy od tego strasznego dnia, który na zawsze zmienił bieg życia trzech osób: Twoje zakończył, moje przekreślił raz na zawsze, a życie Moniki nagle z dzieciństwa przeszło w dorosłość. Każdy dzień, każda godzina to nauka godzenia się z samotnością, ale nie w aspekcie ogólnym, tylko szczególnym, braku właśnie Ciebie..............Najgo rzej jest zaakceptować myśl, że TAK będzie już zawsze i żadna siła, żadne zaklęcia, a nawet modlitwy nie zmienią ani nie odwrócą rzeczywistości i prawdy.

Straszna jest ta cisza.............Nie ma dźwięków w uszach, ani w głowie, ani w sercu, jest tylko pamięć o nich. Nie słyszę odgłosu Twojego budzika rano – ale wciąż go pamiętam, nie słyszę jak rano przygotowujesz śniadanie dla Moniki – ale podświadomie na to czekam, nie słyszę jak dzwoni telefon i odpowiadasz swoim głębokim głosem : „haaalooo?” - ale wciąż na to czekam. Nie słyszę charakterystycznego trzasku Twojej torby z aparatami, ani dźwięku otwieranego zamka w drzwiach. Nie słyszę też cichutkiego brzęczenia obiektywu, kiedy z ukrycia fotografowałeś siwe wrony, które walczyły ze srokami o gniazdo na pobliskim drzewie................Al e przecież moja pamięć wciąż te dźwięki przywołuje, podobnie jak Twój obraz, który stale mam przed oczami.

Pamiętam jak 30 lat temu wpadliśmy na siebie w przejściu podziemnym na Marszałkowskiej, zupełnie przypadkowo, akurat obydwoje załatwialiśmy sprawy w pobliżu, pamiętam jak bardzo nas to spotkanie ucieszyło. Pamiętam nasze wyjazdy na rajdy albo wyścigi, wspólne kolacje z kolegami, śmiechy i wspominki z dawnej Sekcji Młodych.................. .. Pamiętam nasze zwykłe, zdawać by się mogło – prozaiczne – wyjścia po zakupy na pobliskie bazarki, kiedy wybieraliśmy dobre jabłka i pomidory. Pamiętam jak dziwnie wszyscy na nas patrzyli, kiedy szedłeś obok mnie tylko ze swoją torbą, a ja z rękami wyciągniętymi od siat z zakupami – ale przecież nikt nie wiedział, że nie wolno było Ci dźwigać..............

Pamiętam jak w nocy, kiedy spałeś, wsłuchiwałam się w bicie Twojego serca, jak matka, która sprawdza, czy jej niemowlę oddycha – z przerażeniem odkrywałam powiększającą się arytmię. Ty dalej twierdziłeś, że się dobrze czujesz...............Ter az wiem, że czułeś, że to już koniec i wiedziałeś, że nikt już nic nie może dla Ciebie zrobić – nie chciałeś tego mi mówić.

Ten, kto mówi, że czas goi rany, nigdy tak naprawdę nie kochał. Nie da się zszyć rany w sercu po utracie kogoś, kogo się naprawdę całym sobą kochało................Ud aję, że żyję, bo tak naprawdę to cały czas przebywam w innym, pozaziemskim wymiarze, rozmawiam z Tobą, wyobrażam sobie, co mi odpowiadasz, zasięgam Twoich rad – jak przedtem, kiedy jeszcze wszyscy byliśmy razem. Tylko kiedy wieczorem spoglądam w niebo na jasną gwiazdę Mirtę, która niczym strażnik pozycjonuje się obok Księżyca, mam wrażenie, że właśnie tam się przeniosłeś i stamtąd mnie widzisz i pilnujesz................ Czekaj tam na mnie !

Widziałam Cię we śnie, byłeś przerażony, smutny i zły, krzyczałeś, że nie chcesz TAM być i żebym Cię zabrała, bo chcesz wrócić do domu..............Oddałab ym swoje życie, aby to było możliwe!

Ale nie martw się, przecież Ty JESTEŚ w domu, są z nami Twoje prochy, jest Twój duch, jest z nami Twoja miłość, a Twój ulubiony fotel jest jeszcze ciepły, właśnie z niego wstałeś i poszedłeś do kuchni zrobić herbatę w ulubionej "filiżanie"............
Zgłoś SPAM
20.09.2010
Dziś mija cztery miesiące od dnia zakończenia Twojej misji na Ziemi, 123 dni mojego i Moniki osierocenia, błądzenia po dotąd nieznanych ścieżkach samotności i pytania o sens dalszej egzystencji. Nienawidzę, kiedy ludzie mówią do mnie, że czas leczy rany, że nawet najgorsza rozpacz kiedyś mija i pozwala z nią żyć.

Przecież to nieprawda, tak może mówić tylko ktoś, kto nie doświadczył tego, co ja – bo ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, w szczególności tak bliskiego, jak Ty byłeś dla mnie – NIGDY TAK NIE MÓWIĄ. Bo wiedzą, że tak jak nigdy nie odrośnie amputowana noga, tak nigdy żaden nawet najdłuższy czas nie wyleczy z nagle powstałej pustki, tęsknoty, wpół słowa brutalnie przerwanej miłości i czułości..........I nie pomoże na to cała wiedza i doświadczenie tego świata, żadne racjonalne myślenie, tłumaczenie, że trzeba żyć dla dziecka............jak można żyć dla dziecka, kiedy samemu się już nie żyje, tylko EGZYSTUJE?

Nie robię już żadnych planów, nie układam scenariusza dalszego życia, nie zależy mi na tym, co będzie. Nic dobrego mnie nie spotka, bo to, co w moim życiu było najlepsze, odeszło razem z Tobą. Nic gorszego niż Twoja śmierć już się nie wydarzy, bo nawet moja będzie wybawieniem i nadzieją na spotkanie z Tobą, więc nie będę się broniła przed nią ze wszystkich sił. Mam wrażenie, że już tak mi wszystko zobojętniało, że cokolwiek się przydarzy, nie zrobi na mnie wrażenia, bo ja już i tak nic nie czuję.

Razem z Moniką wypełniłyśmy ostatni punkt Twojego testamentu – chciałeś, aby Twoje prochy zostały na zawsze na zakręcie na torze wyścigowym w Słomczynie. Dzięki życzliwości osób z tego środowiska zostało nam to umożliwione, Twój kolega fotoreporter zrobił przepiękne zdjęcie, pamięć o Tobie uczczono minutą ciszy. Bardzo godnie i z ogromnym szacunkiem, ostatnie pożegnanie kolegi, który zawsze stał obok, na zakręcie doskonale widocznym dla wszystkich............... .Czy to widziałeś? Odtąd każdego roku przy okazji Mistrzostw Europy Rallycross będę dla Ciebie zostawiać na tym zakręcie białą różę, tak jak zostawiam teraz w Twoim obecnym miejscu zamieszkania - cmentarnym kolumbarium. Nie mogłam patrzeć na to, co się działo na torze, każda próba skierowania tam wzroku kończyła się łzami i ściśniętym gardłem, kiedy nigdzie nie było ze wszystkich sił wypatrywanej postaci z aparatami :((

Jednocześnie też będąc na zawodach przez dwa dni cały czas miałam wrażenie, że jak zawsze idziesz za mną, rozmawiasz po drodze ze spotkanymi kolegami, kilka razy odwracałam się do tyłu, aby Ci pokazać jakieś sytuacje godne sfotografowania. A potem się okazało, że po raz pierwszy w życiu TO JA SAMA musze robić zdjęcia, aby były takie jak chcę – w tych chwilach brak Ciebie wręcz fizycznie mnie bolał.

Chcę wierzyć, że gdzieś tam jesteś, ale JESZCZE nie mogę, a raczej nie potrafię. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła, zbyt dużo we mnie złości do losu o to, co mi zrobił. Staram się nie płakać, abyś nie musiał dźwigać wiader moich łez po tamtej stronie, niektórzy myślą, że płacząc użalam się nad sobą. Nigdy tego nie robiłam, zawsze stawałam do walki ze złem, ale płaczę nad Tobą i za Tobą, bo wiem jak bardzo chciałeś żyć i jak bardzo nie chciałeś nas opuszczać.

Chodzimy z Moniką po Warszawie śladami naszych wspólnych spacerów i obie myślimy to samo – nie ma z nami tego trzeciego, nasza załoga jest w niepełnym składzie. Często rozmawiamy „a pamiętasz jak Tata tutaj powiedział to, albo zrobił tamto, albo pokazywał nam to i opowiadał o tamtym.............&rdquo ; tych miejsc, gdzie bywaliśmy razem, są tysiące, nie tylko w Warszawie.

Niosę swój krzyż dalej, może kiedyś przyjdziesz do mnie we śnie i powiesz jaką mam iść drogą, aby szybko znaleźć się jak najbliżej Ciebie...................

"W trumnę Twoją, gdym cię do niej kładła, wszystko zamknęłam - cały jeden świat. Tylko o tym zapomniałam, że z niej wyjdzie pamięć w oczy patrzeć mi."
Zgłoś SPAM
20.08.2010
Dziś mija 3 miesiące, 92 dni bez Ciebie w jakiejkolwiek rzeczywistości – od naszej ostatniej rozmowy minęło właśnie 92 dni..........

Rozumiem, że Ciebie nie ma – nie mówię, że nie mogę uwierzyć. Muszę uwierzyć, bo widziałam, dotykałam, pożegnałam Cię, kiedy już dawno byłeś po drugiej stronie. Rozumiem – ale to nie znaczy, że się z tym pogodziłam, bo to jeszcze długo nie nastąpi, o ile kiedyś w ogóle. Ludzie mówią mi, abym nie płakała i nie rozpaczała, bo to przeszkadza Ci odejść, ale ja właśnie NIE CHCĘ, abyś odszedł, bądź przy mnie jak zawsze, jak mój Anioł Stróż, nie taki w wymiarze liturgicznym, ale raczej jako opiekun, doradca, pocieszyciel, ten, który dzielił ze mną radości i smutki...............

Nie ma we mnie wiary w pomoc boską, bo nie ma we mnie wiary w Boga, który pokazał swoje oblicze zła, zabrał mi Ciebie, a Monice najlepszego na świecie ojca. W świecie realnym za takie morderstwo z okrucieństwem dostaje się dożywocie lub karę śmierci, a ja mam się z tym pogodzić w imię jakichś dla mnie paradoksalnych dogmatów – nie ma takiej możliwości.

Mam ogromną pustkę w myślach, w sercu, w uczuciach, w emocjach, z upływem czasu wcale nie jest mi lepiej, przeciwnie, coraz bardziej tracę radość życia i sens istnienia................ Jeszcze 92 dni temu miałam misję, walkę o Twoje życie i to była moja główna motywacja egzystencjalna, teraz nie ma już o co walczyć, wróg podstępnie zdobył kwaterę główną. Trudno dalej żyć, wśród ludzi, którzy co chwilę pytają, dlaczego nie jestem szczęśliwa...........

Całe nasze życie zbudowaliśmy na wszystkim, co najlepsze, na wierze wzajemnej, zaufaniu, nadziei na bycie razem do starości i przede wszystkim na miłości bezwarunkowej, wybaczającej, cierpliwej i budującej – i dlaczego to przeszkadzało „siłom wyższym”? Wokół tyle zła i przemocy, dlaczego te siły zła sięgnęły po Ciebie, a nie po tych, których ziemia już dawno nie powinna nosić?

Ciężar rozpaczy, żalu, bezradności i poczucia beznadziei w sytuacji nieodwracalnej przytłacza mnie coraz bardziej..........Wiem, że nie chciałbyś tego i ja też nie chciałam. Wszystko co myślałeś, czułeś i robiłeś przyczyniło się do mojego rozwoju umysłowego i duchowego, bez Ciebie zatrzymałam się w bezruchu jak biblijna żona Lota, nie mam siły dalej iść i dźwigać ten swój krzyż...............Pomoż mi, tak jak robiłeś to przez 31 lat!

W tym czasie roku, w okolicach moich i Moniki urodzin spadają meteoryty zwane Leonidami, często je razem oglądaliśmy leżąc na trawie i patrząc na niebo. Proszę wróć do mnie na jednym z nich, przecież ja cały czas tak samo Cię kocham, pomimo Twojej nieobecności, wróć, jak zawsze mnie przytul i powiedz – „nie martw się Niunia, w dużo gorszych sytuacjach dawaliśmy sobie radę, to teraz też przetrwamy” Dawaliśmy sobie radę rzeczywiście z problemami, którymi można obdzielić sto innych osób, ale dlatego, że była między nami prawdziwa miłość, zawsze obecna pomimo braku podpisów na urzędowych formularzach............. Ciężko mi bez niej, każdy dzień jest jak mroczny korytarz, w który wcale nie chce mi się wchodzić, coraz gorzej iść do przodu..................

A przecież zawsze mówiłeś, ze nasze więzi są jak stalowe liny....Jak to się stało, że pękły w 15 sekund na zawsze? Została tylko ich warstwa duchowa, jeden niezniszczalny składnik - moja miłość i pamięć o Tobie.
Zgłoś SPAM
20.07.2010
To już dwa miesiące........Ktoś kiedyś powiedział filozoficznie : Czas goi rany. Być może te fizyczne - tak. Ale ran tych niewidocznych, nie ociekających krwią, bo istniejących na duszy i sercu żaden czas nie zagoi. To, że ich nie widać, wcale nie oznacza, że są mniej bolesne.........

Wczoraj dostaliśmy wiadomość o śmierci Marka Sadowskiego, co w pewnym sensie mnie ucieszyło. Zawsze Go lubiłeś,wasze spotkania pod blokiem i rozmowy o rajdach trwały godzinami, mam nadzieję, że spotkacie się TAM (czyli gdzie?) i będziecie w komplecie - Ty, Władek, Boguś Kranz, Marek, Krzysiek Nowakowski, Jurek Stępkowski, Marek Sadowski, Jarek Majka - i pójdziecie razem w odwiedziny do Bubla i Kuliga. Chociaż, oni są chyba w innym miejscu, takim dla tych, co ich na ostatnią drogę wyprawiał katolicki ksiądz - więc mogą być trudności :)

Doskonale pamiętam pierwszy dzień kiedy się poznaliśmy, Twoje niesamowite kręcone włosy i ogromne błękitne, śmiejące się oczy. Pamiętam oryginalnego kroju dżinsy i biały sweter z angory, miły i ciepły w dotyku. Kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni i zaczęliśmy rozmawiać, po kilku godzinach było wiadomo, że na tym się nie skończy. Tak, to była miłość od pierwszego spotkania,wtedy jednak nie myślałam o tym, że to właśnie ja będę matką Twojego dziecka, że będę przy Tobie na dobre i na złe przez 31 lat i że to ja zaniosę do grobu urnę z Twoimi prochami.

Byłeś zawsze przy mnie pomimo trudności, z jakimi walczyliśmy niemal codziennie od wielu lat, jedyna osoba na świecie do której miałam nieograniczone zaufanie, to byłeś Ty. Nawet w najgorszej beznadziejnej sytuacji potrafiłeś znaleźć wyrazy pocieszenia dla mnie, ale kiedy dowiedzieliśmy się o Twojej chorobie, obydwoje wiedzieliśmy, że w tej sytuacji żadnego pocieszenia być nie może. Cieszę się, ze udało mi się wyrwać od losu półtora roku życia więcej dla Ciebie, żałuję, ze tylko tyle. Cieszę się, że byłeś ze mną szczęśliwy, pomimo tego, co na ten temat myśleli inni.

Jestem jak zwierzę zranione na tyle, że nie umrze, ale jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Jak lew, który w pułapce stracił łapę - żyć będzie, ale już nigdy nie zapoluje, po czym umrze z tęsknoty za swoim stadem, które nie zważając na jego ułomność zawsze będzie szło do przodu. Każdego dnia rozmawiamy o Tobie z Moniką, płaczemy, każda myśl o Tobie przywołuje do oczu łzy. Mogłeś być z nami dalej i być szczęśliwy, bo ja zrobiłabym wszystko, aby tak było. Zostałeś nam podstępnie  i sadystycznie odebrany..............
Zgłoś SPAM
20.06.2010
Ten dzień był najtragiczniejszy w moim życiu.............nic na to nie wskazywało, ze taki będzie. Jak zwykle rozmawialiśmy dwa razy przez telefon, umówiliśmy się wieczorem na dalsze rozmowy na GaduGadu. Czekałam, ale wciąż byłeś niedostępny. I później telefon.............Kiedy zobaczyłam Twój numer, już wiedziałam, ze coś się stało,ale chwilę później świat mi się zamknął w ciemnościach............

Minął miesiąc, odkąd na własnych rękach odniosłam Cię do miejsca, gdzie czekasz na mnie. Od tego dnia ja też już umarłam, niby chodzę, pracuję,usiłuję robić to, co zawsze. Ale to już nie jest to, co zawsze............Pamięta m, jak mówiłeś - Niunia, jak ci źle, to zjedz sobie coś dobrego, albo idź pochodź po sklepach............Ale co mam zrobić, jak nic mi nie smakuje, a wyprawy do sklepu kończą się stwierdzeniem "Co ja tu robię?" Wydaje mi się, ze to jest nie fair, że Ciebie nie ma i już nigdy nie będzie, a ja normalnie żyję i chodzę sobie po sklepach............

Nie ma minuty, abym o Tobie nie myślała, wspominam całe nasze 31 lat spędzonych razem, przypominają mi się wydarzenia dobre i złe, problemy i trudności, jakie razem pokonywaliśmy, bo ponad wszystko chcieliśmy być zawsze razem. Pamiętasz, mówiliśmy, że chociaż nie mamy dóbr doczesnych, to i tak jesteśmy szczęśliwi, bo mamy siebie i cała nasza trójka to najlepsi przyjaciele, którzy zawsze mogą na siebie liczyć, cokolwiek by się stało. Ale dlaczego wobec tego Ty, nasz najlepszy przyjaciel i przewodnik życiowy - ZOSTAWIŁEŚ NAS? Tak się nie robi..........

Ostatni miesiąc był jak życie w szklanej kuli, pamiętam z niego tylko Twój pogrzeb i Twoją spokojną, uśmiechniętą twarz gdy żegnałam się z Tobą po raz ostatni w ziemskiej postaci. Później urna z prochami,na kolumbarium tablica z imieniem i nazwiskiem - nigdy nie myślałam, ze zobaczę je w takim kontekście. To wszystko wydaje mi się być złym snem, bo ja do tej pory myślę, że to jest nieprawda i że nadal jesteś w domu z nasza córką! Straciłam siły i chęci do życia, bo jaki jest sens.........?

Ludzie mówią - bądź silna dla swojej córki! Ale siła to energia, można ją brać z pożywienia lub emocji, a ja już nie mam w sobie żadnych emocji, w ciągu kilku dni przybyło mi kilkadziesiąt lat. Wiem, ze gdybyś tu był, bardzo byś się tym martwił, gdyby łzy i rozpacz miały siłę przywracania do żywych, już dawno byś do nas wrócił. Nie wierzę w żadne "po", tak jak Ty w to nie wierzyłeś. Nawet nie przychodzisz do mnie w snach, a gdyby tak było, to może łatwiej by mi było dalej żyć. Jedyne, co jest pewne, to że po moim odejściu nasza córka odniesie i postawi koło Ciebie urnę z moimi prochami, taka jest moja wiara w wieczne bycie razem.

Teraz pustka i brak Ciebie sprawia mi paraliżujący ból, który uniemożliwia mi normalną egzystencję. Rozmawiam w zasadzie jedynie z osobami, które spotkało to samo, szukam u nich lekarstwa na przetrwanie, bo jakieś musi być, skoro innym to się udaje.

Codziennie przed Twoim zdjęciem i odrobiną prochów pali się świeczka. Niech jej płomień wskaże Ci miejsce, gdzie jestem, nieustannie myślę, płaczę i rozpaczam - przyjdź po świetlnym promieniu, powiedz, ze jest Ci teraz lepiej tam, gdzie jesteś. Ale Ty tego nie powiesz, bo nie chciałbyś aby gdziekolwiek byłoby Ci lepiej kosztem mojego nieszczęścia.

Wiem, że Tobie jest też beze mnie źle, ale n ie zabieraj mnie jeszcze, bo nasze dziecko nie umie żyć samo, dalej ja ją muszę poprowadzić przez życie, jakie to trudne bez Ciebie.........

Jest w „Małym księciu” taki fragment: „Tej nocy nie zauważyłem, kiedy wyruszył w drogę. Wymknął się bezszelestnie. Gdy udało mi się go dogonić, szedł zdecydowanym krokiem. Wziął mnie za rękę. - Będzie Ci przykro ale nie masz racji. Będę robił wrażenie umarłego, a to nie będzie prawda. Rozumiesz? To bardzo daleko. Nie mogę zabrać ze sobą tego ciała. Jest za ciężkie. Będzie jak stara, porzucona łupina. Patrz w gwiazdy. Ja też będę patrzeć w gwiazdy. Ale pójdę sam, jeden krok naprzód.”

Poszedłeś ten krok naprzód sam, mózg mówi mi, ze tak musiało być, ale serce ciągle płacze i nie chce się z tym pogodzić, nie wiem, czy kiedykolwiek to się stanie.
Zgłoś SPAM
Jak zmienić zycie.............
Najgorsze są poranki, kiedy się budze i nie słyszę jak w kuchni przygotowujesz śniadanie dla Moniki...... Nie wiem, co mam ze sobą zrobić, mnóstwo papierów i spraw czeka na załatwienie, a ja nie mam siły ani chęci, po co mam to robić.............Każdą wolną chwilę poświęcam na myśli o Tobie. Cały czas bałam się, ze TO się stanie, kiedy mnie przy Tobie nie będzie, ze nie odejdziesz na moich rękach, tak, jak obydwoje chcieliśmy............... Jak mam teraz żyć, kiedy w środku taka pustka? Jak mam rozumieć otaczający świat, kiedy Ty, tłumacz życia, zostawiłeś mnie samą?
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Joanna Kalinowska
22.05.2010
 
-
Ceremonię prowadził
Mistrz Ceremonii Jacek Borowik