Myślałeś że ziarno wyda roślinę
Co wyrośnie na wzór i podobieństwo
A ona pnie się ku słońcu inaczej
Drogą nie znaną innym lęk budzącą
Fałszywą troską podszyte to prawo
By tę roślinę deptać i wyrywać
A gdy nie daje się można zohydzić
By brak miłości swej usprawiedliwiać
Sam rozumiałeś życia pogmatwanie
Siłę co daje wierność swym zasadom
Na przekór wszystkim ty nie zawróciłeś
I czule patrzysz co wyrasta z ziarna
Ale czy ziarno wciąż trzeba okrywać
Gdy już roślina jest ukształtowana
Bluszczem się stało czy potężnym drzewem
Błądzi czy prosto szybuje ku niebu
Jan Załęski
* 09.11.1958
+ 21.04.2020
Miejsce pochówku:
Cmentarz Parafialny Pomiechówek
woj. mazowieckie
Jan , Janek, Jaś – mąż , ojciec ,syn, przyjaciel , major, łącznościowiec, wizjoner.
Odszedł tak młodo zaledwie w wieku 61 lat.
Odszedł na zawsze by stale być blisko…
Miał dwie miłości w życiu, którym oddał się bez reszty – Rodzinę i Służbę. A najważniejsze, że umiał zachować balans między obiema.
Życie w mundurze związał z 9 Pułkiem Łączności w Białobrzegach, Warszawskim Okręgiem Wojskowym, Dowództwem Wojsk Lądowych oraz Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki. A po przejściu do rezerwy pracował w obszarze Obronności i Bezpieczeństwa Państwa: w Wojskowych Zakładach Łączności nr 1 w Zegrzu i ostatnio w Centrum Techniki Morskiej w Gdyni. Myślał do przodu na lata, był mentorem dla młodszych kolegów.
Byłeś kochającym mężem, cudownym ojcem dla naszych córek Kasi , Misi i Tysi, troskliwym synem. Nie wstydziłeś się mówić o miłości, nie wstydziłeś się łez. Szedłeś zawsze prostą drogą. Twardy w sprawach zasadniczych, a jednocześnie czuły i wrażliwy.
Na bliskich nigdy nie jest ten czas i nikt z nas nie był w istocie gotowy na Twoje odejście. Odszedłeś tak, jak odchodzą Bliscy - nie w porę, bez uprzedzenia… Ale pozostawiłeś nam wspomnienia i pamięć.
Odszedłeś na zawsze by stale być blisko…
Jak mam Cię kochać?
Pozwól mi policzyć drogi.
Kochać Cię do głębi, sercem i rozumem.
Gdzie dusza sięga, poza wzroku dale,
Na kraniec bytu, idealnej łaski.
Kochać Cię w dni każdego ranka,
Gdy słońce wstaje i światło świec blaknie.
Kochać Cię wolny, jak mężowie prawi.
Kochać Cię czysto nie dbając o wdzięczność.
Kochać Cię z pasją, oddany do granic
Z dzieciństwa wiarą i w żałobach przyszłych.
Kochać Cię miłością, której stratę czułem,
W zagubionych świętościach i oddechu tchnieniu.
Uśmiech, łzy, całe życie oddam.
I jeśli Bóg wybierze,
Będę mocniej kochał po śmierci godzinie.